Pół wieku temu w Wolfsburgu zespół inżynierów zakończył testy zelektryfikowanego „Ogórka” T2. Wtedy było za wcześnie na wdrożenie zeroemisyjnego napędu wśród fanów caravaningu, więc z liczby ok. 200 pojazdów tylko 20 sztuk stało się kamperami. Dziś zamysł konwersji czterocylindrowej jednostki o mocy 60 KM nabiera tempa za sprawą e-Golfa.
W latach 70. XX wieku kryzys naftowy i droga benzyna były tak samo realne, jak dziś rosnące emisje gazów cieplarnianych i dyskusja o ochronie środowiska. I wtedy, i dziś - zainteresowanie alternatywnymi napędami ma uzasadnienie. W roku 1972 niemiecki koncern zaprezentował swój pierwszy w pełni elektryczny samochód dostawczy.
Volkswagen T2 Elektro transporter byłem dziełem 10-osobowego zespołu pod wodzą utalentowanego szefa centrum prognozowania technologicznego. Dr inż. Adolf Kalberlah miał już wtedy świadomość przeszkód w popularyzacji pojazdu użytkowego, którego pierwsze egzemplarze opatrzono dumnymi napisami: „Zero litrów na 100 mil”. Największe otrzeźwienie przyszło, gdy z liczby ok. 200 wyprodukowanych, w ręce fanów caravaningu trafiło ok. 20 sztuk. A przecież już od dawna popularny „Ogórek” był synonimem bycia w drodze.
Volkswagen T2 Elektro transporter wydawał się idealną alternatywą do stosowania na krótkich trasach – we flocie pojazdów komunalnych, jako pojazdy usługowe w lokalnym ruchu dostawczym czy taksówki. Ale i tu jego żywot był krótki.
Za mała autonomia na e-kampera
Po dziś zachowało się niewiele egzemplarzy - jeden z zachowanych samochodów zobaczyć można w Muzeum Volkswagena w Wolfsburgu. VW „Ogórek” T2 z napędem elektrycznym miał niewielką - nawet jak na ówczesne standardy - moc (tylko 23 KM) i rozpędzał się do marnych 70 km/h. A jego zasięg szacowano na raptem 70 km. Dopóki elektryczne pojazdy poruszały się wyłącznie po mieście, ładowanie akumulatora było absolutnie konieczne.A na czas uprawiania caravaningu? Słabą stroną elektrycznego „Ogórka” był ciężki akumulator trakcyjny o masie 850 kg. Akumulator był tak duży, że zabierał sporo cennego miejsca we wnętrzu pojazdu. A i jego regularna konserwacja była niemałym wyzwaniem. W tamtych czasach do bezobsługowego akumulatora brakowało jeszcze sporo lat.
- Dość powiedzieć, że pracowaliśmy przy użyciu zmodyfikowanych wózków widłowych, aby obsługiwać akumulatory, tj. wyciągnąć z pojazdów i sprawnie wkładać - wspomina A. Kalberlah.
Oczywiście wymiana baterii nie jest już obecnie stosowana – między innymi dlatego, że wydajność ładowania uległa nieporównywalnej poprawie.
Wskrzeszenie pionierskiej legendy
Co łączy Golfa z renesansem genialnego pomysłu sprzed pół wieku? Wiosną 1974 roku w głównym zakładzie Volkswagena rozpoczęła się seryjna produkcja pierwszej generacji tego modelu. Firma niedawno uczciła tę rocznicę organizując uroczystość pod hasłem „50 lat produkcji Golfa”. Wśród gości w hali nr 12 w zakładzie w Wolfsburgu znaleźli się m.in. wieloletni pracownicy. W tym samym czasie za Oceanem Volkswagena North America pokazał potencjał układu napędowego e-Golf w pojazdach zabytkowych typu T2.
Profesjonalną konwersję napędu powierzono firmie EV West z Kalifornii. Od dawcy, tj. z e-Golfa z 2017 r., wzięto fabryczny układ napędowy i akumulator o pojemności 35,8 kWh. Z przestrzeni silnika dobrze utrzymanego Volkswagena T2 zniknęła chłodzona powietrzem czterocylindrowa jednostka o mocy 60 KM. Teraz ma 134-konny motor elektryczny i zasięg ok. 200 km. Akumulator tkwi w tym samym miejscu, gdzie poprzedni dostawca energii – zbiornik paliwa – we wzmocnionych, ogniotrwałych pojemnikach pod fotelami. Mimo że 4-biegowa skrzynia jest w tym elektrycznym „Ogórku” zbędna, długi drążek zmiany przełożeń pozostawiono. Służy on do wyboru pomiędzy parkowaniem, jazdą wstecz, biegiem jałowym, jazdą do przodu i rekuperacją.I to jest „Ogórek” na miarę…
Pomalowany na beż (Kansas) i pastelową biel e-T2 będzie częścią ekspozycji Petersen Automotive Museum w Kalifornii podczas dorocznej imprezy Drive-In Movie organizowanej przez Volkswagen of America. I być może zestawy do konwersji przyspieszą zamysł elektromobilności, jednocześnie ciesząc nas bogatym dziedzictwem motoryzacyjnym. Bo efekty postępu są widoczne. Pół wieku temu naładowanie pakietu ciężkich i zajmujących ogromną ilość miejsca baterii zajmowało przynajmniej 10 godzin. Teraz po podłączeniu do odpowiednio szybkiej ładowarki poziom energii w akumulatorach wzrośnie z 0 do 80% w zaledwie 45 minut.
Fot. Volkswagen