Czas na kolejny przystanek naszej kalifornijskiej przygody. Jedziemy z San Francisco nad jezioro Tahoe i do urokliwego górskiego miasteczka o tej samej nazwie. Co warto zobaczyć w tych okolicach i jak wygląda podróż? 3,2,1, start. Czas w drogę!
To, że Kalifornia samochodami stoi to mało powiedziane, jak zresztą całe Stany. To, że elektryki są tak popularne nie powinno specjalnie dziwić skoro do niedawna była tutaj siedziba Tesli a na dodatek polityka stanu jest naprawdę bardzo proekologiczna i tego typu transport bardzo promuje. Jednak korek na 4 – 5 pasmowej autostradzie? To może „starego” Europejczyka nieco zdziwić. Dlatego każdy wyjazd to planowanie.
Ameryka to inna skala, także w caravaningu - pojazdy zdają się bardziej niż w Europie przypominać ruchome mieszkania w wydaniu luksusowym.
Planowanie! Jak dojechać i nie stać w korkach. Więc, jeśli nie poruszacie się samochodem elektrycznym dla których są wyznaczone specjalne pasy (oznaczone rombem) to albo stoicie w korku albo tak planujecie podróż aby w nim nie stać. A warto dodać, że chyba sportem narodowym w Kalifornii są remonty dróg. Tyle tytułem wstępu.
San Francisco – Tahoe City
Z San Francisco do Tahoe City jedzie się około 3,5h drogą nr 80 – oczywiście, nie licząc korków i robót drogowych. Jeśli macie czas i ochotę możecie zajechać po drodze do Sacramento – stolicy stanu. My jednak pędzimy ku przyrodzie. Omijamy Sacramento dużym łukiem.
Śnieg na zboczach górskich w czerwcu nie jest tutaj niczym nadzywczajnym
Powoli naszym oczom ukazują się góry. To imponujące pasmo górskie Sierra Nevada. Ciągnie się na długości około 640km wzdłuż granicy pomiędzy Kalifornią a Nevadą. To właśnie w tym paśmie górskim znajduje się Mount Whitney o wysokości 4421m n.p.m. będąc najwyższym szczytem w kontynentalnych Stanach Zjednoczonych.Im wyżej tym cieplej. W San Francisco 14 stopni, w górach 30. A widoki? Lasy po horyzont, doliny, bezchmurne niebo, urzekające widoki błękitnego lazuru małych jeziorek które się mija po drodze.
Jezioro Tahoe
Ale, ale dlaczego w ogóle tutaj jedziemy? Tahoe Lake to jedno z najpiękniejszych jezior u USA. Wyobraź sobie jezioro o długości 35km, szerokości 19km otoczone górami, które jeszcze w połowie czerwca mają gdzieniegdzie pokrywę śnieżną i lasy…lasy ciągnące się po horyzont, słońce i błękit nieba. Zobaczyć można nawet wodospady – jeśli ma się szczęście a zima była wyjątkowo śnieżna.
Do tego plaże, możliwość wypożyczenia łódki, kajaków, motorówki, niezliczone szlaki rowerowe wzdłuż jeziora, szlaki turystyczne, małe górskie miejscowości i drewniane domki – piętrowe/parterowe ukryte wśród drzew. O nienachalnej kolorystyce. Idealnie schowane w otaczającej przyrodzie. Jezioro Tahoe jest jednym z najgłębszych na świecie (501m) ale nurkowanie jest w nim zabronione. Okolice jeziora Tahoe to również prężnie działające zimowe ośrodki narciarskie. Warto nadmienić, że do najtańszych niestety nie należą.
A czy wiedzieliście, że jest "Tahoe Blue" (błękit Tahoe)? Tak, to właśnie kolor wody w jeziorze stał się inspiracją do powstania tego koloru.Co warto zobaczyć w okolicach jeziora Tahoe?
Jezioro Tahoe i okoliczne lasy to dom dla wielu zwierząt, ptaków i gadów. Warto wspomnieć tutaj o niedźwiedziach i pumach. O ile pumy po głównych ulicach raczej nie chodzą o tyle niedźwiedzie czasami się zdarzają i czym przypominają informacje nad drogami np. w czerwcu wyświetlane były informacje, że niedźwiedzie już się zbudziły. Dlatego nigdzie nie spotkamy otwartych śmietników a jedynie śmietniki zamykane i zabezpieczone przed niedźwiedziami. Więc jeśli idziecie na szlak – śmieci bierzecie z sobą. Może to oczywistość ale warto o tym pamiętać. W okolicach jeziora występują też węże. Większość z nich nie jest jadowita ale grzechotniki i owszem. Faktem jest, że nie są bardzo popularne ale na szlaku patrzmy dokładnie pod nogi żeby którejś z gadzin na ogon nie nadepnąć.
Wokół jeziora Tahoe jest sporo kampingów. Warto wcześniej zarezerwować miejsce jeśli wybieracie się w te okolice kamperem lub przyczepą.
Komary. Nad samym jeziorem w czerwcu ich nie było ale na szlaku mogą się zdarzyć. Warto więc zabrać z sobą Muggę – tak na wszelki wypadek. O kleszczach nikt w Kalifornii nie słyszał.
Po 4 dniach nad jeziorem Tahoe czas w drogę. Yosemite National Park na nas czeka!
Tekst i zdjęcia: Justyna Wojtaszczyk