Podróżowanie z typową rodziną 2+2 kamperem nie jest niczym wyjątkowym. Znalezienie jednak odpowiedniego układu przy trójce dzieci graniczy z cudem. Producenci sugerują, że w takich przypadkach należy już przesiąść się do przyczepy kempingowej. To właśnie w nich możemy znaleźć m.in. trzy osobne łóżka, na których najbardziej nam zależało. Hak zamontowany, przyczepa gotowa i… klops. Masa zestawu to 3530 kilogramów. Monika podjęła więc decyzję o pójściu na kurs prawa jazdy kategorii „B+E”. A ja przy okazji stworzyłem dla Was krótką publikację obalającą mit, jakoby cały zabieg należał do wyjątkowo trudnych.
Decyzja została podjęta właściwie od razu. Nie chcieliśmy kombinować z obniżaniem wagi przyczepy, zmianą jej homologacji itd. Przy okazji pomyśleliśmy też przyszłościowo, że być może kiedyś zamarzy nam się przyczepa o wiele większa i tym samym cięższa. „Robię prawko” - usłyszałem od Moniki i zanim się spostrzegłem ta już była zapisana na kurs.
Zanim jednak to się wydarzyło należało się udać do Wydziału Komunikacji zgodnego z adresem zameldowania i tam wyrobić numer PKK. To dokument zawierający nasze dane jako przyszłego kierowcy. Jest wymagany osobno na każdą nową kategorię prawa jazdy. Pamiętajmy, że do wniosku o jego nadanie należy dołączyć jedno kolorowe, aktualne zdjęcie.
Z nadanym numerem PKK możemy zapisać się w wybranej szkole jazdy. Oczywiście, prostszym (pozornie) rozwiązaniem jest wyrobienie dodatkowych uprawnień B96. Nie polecamy tego sposobu z dwóch przyczyn. Po pierwsze: B96 uprawnia tylko do poruszania się zestawem pojazdów o maksymalnej, łącznej masie nieprzekraczającej 4250 kilogramów. Mało, prawda? A no mało. Po drugie: B96 to tylko egzamin praktyczny, do którego nie trzeba się uczyć i tym samym… łatwo go nie zdać.
Na początku jazdy wydawały się bardzo trudne. Cofanie z przyczepą, łuk na placu… Były problemy związane ze zmieszczeniem się w określonych liniach. Okazało się, że instruktor specjalnie ustawił mnie na pasie służącym do nauki na zwykłą kategorię „B”. Zrobił to specjalnie bym od razu wyrobiła w sobie pewne nawyki - opowiada nasza bohaterka.
I dodaje, że wszystkie nabyte umiejętności podczas 15-godzinnego kursu realnie przydają się w trakcie poruszania się i manewrowania zestawem już na drogach czy kempingach.
Najtrudniejsze były dwie pierwsze godziny. Reszta to już treningi, treningi i jeszcze raz wyrabianie nawyków.
Monika piętnaście godzin jazd wyrobiła w dwa tygodnie. Koszt kursu zamknął się w kwocie 1300 zł. Czy to dużo czy mało - każdy musi sam odpowiedzieć na to pytanie.
Kolejne trzy tygodnie to czas oczekiwania na państwowy egzamin. Jego koszt wyniósł 200 zł. W przypadku kategorii „B+E” nie trzeba zdawać egzaminu teoretycznego - liczy się tylko praktyka, czyli jazda z przyczepą po placu i mieście.
Egzamin trwał równą godzinę. W jego trakcie Monika musiała m.in. odpowiednio cofnąć samochodem by nie uderzyć hakiem w dyszel (takie zdarzenie zaliczane jest jako kolizja - przerwanie egzaminu z wynikiem negatywnym), przypiąć przyczepę, sprawdzić ładunek, oświetlenie. Następnie jazda po placu: łuk, parkowanie, do przodu i do tyłu. Po wszystkim, wraz z egzaminatorem, ruszyła na miasto. 30 minut później było już po wszystkim.
Uzyskane uprawnienia dają Monice możliwość poruszania się zestawem pojazdów o masie nieprzekraczającej 7000 kilogramów (6125 kg jeżeli uwzględnimy istniejący tylko w polskim prawie zapis o 1,33 dmc przyczepy). Oznacza to, że przy współpracy z odpowiednim samochodem może ona ciągnąć wszystkie dostępne przyczepy kempingowe - nawet te dwuosiowe, największe i najcięższe. Dodatkowo do prawa jazdy została dorzucona możliwość kierowania traktorem oraz traktorem z przyczepą lub przyczepami.Czy warto? Zdecydowanie! Podczas kursu nabywa się umiejętności, które realnie przydają się podczas późniejszych podróży. Limit 3,5 tony przestał być jakąkolwiek przeszkodą - to bardzo ważna informacja w kontekście podróżowania 5-osobową rodziną. No i satysfakcja, że niewiele kobiet posiada „B+E” - to już wartość bezcenna :)
Bartek