Dlaczego kamper i jak to z nami było? Jak co roku po feriach zastanawialiśmy się, gdzie spędzimy wakacyjny urlop. Po obejrzeniu serialu Emily w Paryżu pojawiła się myśl, by zwiedzić stolicę Francji.
Pomyśleliśmy o weekendzie majowym (5-6 dni), jednak koszt biletów lotniczych dla naszej czteroosobowej rodziny był bardzo wysoki, nie wspominając o reszcie wydatków. Od lat podróżujemy samochodem po Europie (Chorwacja, Włochy, Austria) zatrzymując się w apartamentach na cały pobyt. Również co roku Krzysiek z synami wyjeżdżają pod namiot na Kaszuby lub na Warmię i Mazury. Zastanawialiśmy się, czy by nie spróbować wypożyczyć kampera i połączyć pobyt w Paryżu z urlopem, chcieliśmy zmienić coś w naszych wyjazdach.
Wykonaliśmy szybką analizę pod kątem terminów, cen wynajmu i wielkości oraz wyposażenia pojazdu. Wystarczyły dwie wizyty u wynajmujących w okolicach Gdańska i decyzja zapadła. Nie mogliśmy wręcz doczekać się odbioru i wyjazdu! Na dzień przed podróżą umówiliśmy się z żoną na szkolenie u Pana Rafała i doczekaliśmy się 2-godzinnego obszernego omówienia, co gdzie i jak funkcjonuje w kamperze, po co jest i dlaczego, a także w jakiej kolejności, tak aby było spokojnie i bezpiecznie.
Cel wydawał się ambitny, 12 dni podróży przez Europę. Zamierzaliśmy połączyć zwiedzanie z odpoczynkiem, a potem bezpiecznie wrócić do domu. Naszą podróż podzieliliśmy na etapy, planując ją wcześniej z poziomu domowej kanapy i rezerwując 2 kempingi we Francji (Paryż i Lazurowe Wybrzeże) oraz pobyt nad jeziorem Garda. Pozostałe noclegi planowaliśmy na bieżąco, korzystając z aplikacji pomagającej odnaleźć parkingi/kempingi przystosowane do naszych potrzeb.
Podróż zajęła nam pełną dobę z 5-godzinnym noclegiem przy bardzo głośnej niemieckiej autostradzie. Auto prowadziliśmy na zmianę, aby zminimalizować liczbę postojów. Dotarcie do Camp de Paris tak dużym autem okazało się stresujące, mieliśmy wrażenie, że Paryżanie spieszą się i trąbią na nas. Finalnie około 18:00 dotarliśmy na kemping i odetchnęliśmy z ulgą, niestety nie wszystko poszło po naszej myśli. Okazało się, że nie możemy wpiąć się do skrzynki 230 V, ponieważ w luku bagażowym nie znaleźliśmy przejściówki, co było jednoznaczne z brakiem prądu w kamperze. Pierwsza myśl, gdzie w Paryżu można dokupić przejściówkę? Krzysiek ze starszym synem Maćkiem poszli do recepcji kempingu. Po krótkiej rozmowie pani z obsługi otworzyła szufladę, wyjęła upragnioną przejściówkę, pytając, czy o to nam chodzi, Bez chwili zastanowienia kupiliśmy ją. Przejściówka za 20 euro była nasza, więc pozostałą część wyjazdu uznaliśmy za uratowaną.
Zwiedzanie Paryża
Kolejna ciekawa kwestia (oczywiście kto to planuje i wie) to naklejki o niskiej emisyjności aut. Nie kupicie ich na miejscu (w sklepach, aplikacjach), podobno przychodzą pocztą do Polski, całe szczęście wjeżdżaliśmy do Paryża w sobotę, jednak w poniedziałek ruszyliśmy dopiero ok. 19:00, aby nie narażać się na mandat. W piątek od 20:00 do 6:00 w poniedziałek można wjeżdżać do strefy bez naklejek. W związku z tym kolejne 2 dni spędziliśmy na zwiedzaniu Paryża.
Kolejnym etapem podróży były zamki na Loarą. Jeszcze w Polsce zdecydowaliśmy, że chcemy zwiedzić Zamek Chambord i Channonceau ze względu na bardzo pozytywne opinie w internecie.
Z Paryża wyjechaliśmy około 19, na parking pod Zamek Chambord dotarliśmy przed 23:00. Niestety okazało się, że większość kamperowiczów już spała, narobiliśmy małego zamieszania, parkując późnym wieczorem. Na szczęście uwinęliśmy się szybko i po lekkiej kolacji położyliśmy się spać.
Obudziliśmy się po 8 i po śniadaniu ruszyliśmy piechotą do Zamku Chambord, okazało się, że zaparkowaliśmy 5 minut od niego. Zamek jest ogromny, pomimo dużego upału hulał w nim wiatr. Po 2 godzinach wróciliśmy na parking i pojechaliśmy do drugiego, wcześniej zaplanowanego Zamku Channonceau, który jest położony nad rzeką Cher. Jadąc od zamku do zamku, mijaliśmy malownicze miasteczka tego regionu Francji.
Około 16:00 wyruszyliśmy w dalszą podróż, kierując się na południe. Na nocleg wybraliśmy darmowy parking w przepięknej miejscowości nad rozlewiskiem Loary. Nazajutrz rano po śniadaniu kontynuowaliśmy podróż w kierunku lazurowego morza.
Podróż na południe Francji przebiegała bez problemów, głównie autostradami płatnymi (jedne z droższych w Europie), do momentu kiedy zatory na autostradzie i aplikacja Google Maps przekierowały nas na drogi poboczne, zaczęło się „robić naprawdę wąsko”. Jadąc szerokim kamperem przez przepiękne pola winorośli, musieliśmy mijać się z innymi na tzw. „lusterka”, redukując prędkość do przysłowiowego zera, znowu musieliśmy nieci zwolnić niekoniecznie z naszego powodu.
Na Camp Du Domaine dojechaliśmy około 17:00. Kemping położony jest nad samym morzem, towarzyszy mu też piaszczysta plaża. Miejsca kempingowe w większości są przygotowane kaskadowo, czyli każdy ma cudowny widok na morze, a wieczorem na zachód słońca. Na terenie było wszystko, czego potrzebowaliśmy: prysznice, pralnia, sklep i restauracje. Spędziliśmy tu 3 wspaniałe słoneczne dni, kąpiąc się, pływając na SUP-ie i odpoczywając.
Marzeniem naszego starszego syna było zobaczenie sportowych aut i luksusowych jachtów, które można było podziwiać w Monte Carlo. I tu robi się ciekawie! W aplikacji znaleźliśmy parking przystosowany dla kamperów, w centrum przy porcie, co, jak się później okazało, nie było dobrym pomysłem.
Podczas przejazdu ulicami Monte Carlo zaczęło się robić naprawdę ciasno, ktoś musiał wysiąść z kampera i pomóc mi, abym nie zahaczył innych samochodów. Asia ze starszym synem Maćkiem i rozstawili się jedno z przodu, drugie z tyłu i się zaczęło. Jacyś obcokrajowcy potwierdzili „dasz radę, jedź”, chwilę później składałem lusterka, aby przejechać pomiędzy samochodami zaparkowanymi po obu stronach wąskiej ulicy. Gdy ruszyłem, żona z synem zostali z tyłu, a inni kierowcy trąbili, żebym nie blokował drogi. Rzuciłem do młodszego syna Sebastiana, że pojedziemy kawałek dalej, niestety nawigacja zgubiła się (kto wiedział, że w Monaco nie mamy internetu – jak to, oni nie są w EU?). Pojechałem dalej. Gdy wjeżdżałem na skrzyżowanie, nawigacja zwariowała, a młodszy syn ze stresu obgryzał paznokcie. Miałem nadzieję, że nie wjadę w żaden tunel poniżej 3,5 m wysokości.
W aucie nadal nie było żony i starszego syna, musieliśmy po nich zawrócić. Zaparkowaliśmy wzdłuż ulicy i włączyliśmy światłą awaryjne. Po 10 minutach i wysłaniu SMS-ów i MM-sów zobaczyliśmy Asię z Maćkiem. Uff, byliśmy w komplecie. Szybko zdecydowaliśmy, że uciekamy z miasta, wyjazd zajął nam około godziny. Nigdy więcej nie wjedziemy do centrum Monte Carlo kamperem. To ani bolid, ani auto sportowe. Miasto pożegnało nas przepięknymi widokami zatoki i zacumowanych jachtów.
Opuściliśmy Francję i powoli kierowaliśmy się w stronę Włoch, wiedzieliśmy, że na miejsce dojedziemy dopiero wieczorem. Kolejnym punktem odpoczynku było jezioro Garda, jadąc, zastanawialiśmy się: północ czy południe? Wybraliśmy północ, aby być bliżej domu, a dokładnie miasteczko Torbole. Około 80 km od zaplanowanego kempingu, gdy jechaliśmy wzdłuż jeziora, pogoda załamała się: grzmoty, pioruny, lało jak z cebra – żona zwolniła do 60-70 km/h; jezdnia była kręta i jak na złość po drodze napotkaliśmy roboty drogowe.
Około 22:45, zmęczeni, dojechaliśmy pod Camping Europa, ku naszemu zaskoczeniu nikogo nie było na portierni. Szlaban niestety nie był automatyczny (inaczej niż na parkingu przy zamku Chambord, gdzie wjechaliśmy bez problemu), więc nie mogliśmy wjechać. Przyjechaliśmy 2 godziny za późno, co teraz? Zapadła szybka decyzja, postanowiliśmy poszukać kolejnego kempingu. Na szczęście obok znaleźliśmy Camping Al., po użyciu domofonu zszedł do nas sympatyczny pan, któremu wytłumaczyliśmy, że złapała nas ulewa i szukamy noclegu. Ten wskazał nam miejsce parkowania i podpowiedział, jak się ustawić, aby rano mieć słońce i ładny widok na góry. Faktycznie tak było!
Zostaliśmy na 2 doby, miasto i okolica okazały się przepiękne, a ze względu na sprzyjającą pogodę poszliśmy na krótką trasę trekkingową: około 8 km po okolicznym wzgórzu z przepięknymi widokami. Jedliśmy włoską pizzę, sery, wędliny, a po powrocie korzystaliśmy z małego basenu na terenie kempingu, gdyż woda w jeziorze była tak zimna, że wykręcało kostki – w porównaniu z Gardą Bałtyk jest ciepłym morzem.
Żegnając się z pięknym regionem Włoch, postawiliśmy sobie jasny cel. Do domu mieliśmy 1500 km i musieliśmy pokonać je w 2 dni – czas wracać. Niestety czekała nas lekcja pokory, okazało się bowiem, że nie należy robić kamperem 700-800 km dziennie. Potworne zmęczenie, znużenie podczas jazdy, nie wspominając o dziwacznych pozycjach na siedzeniach, tego między innymi doświadczyliśmy. Oczywiście trasa prowadziła, przez niemieckie autostrady, co było plusem. Na nocleg wybraliśmy parking w Niemczech, nieopodal autostrady. Nie polecamy takich miejsc ze względu na hałas, już wiemy, że są słabo wygłuszone, warto odjechać 5-10 km w bardziej ustronne miejsce. Podobnie jest z tankowaniem, kilka kilometrów dalej benzyna jest tańsza niż na autostradzie. Pamiętajcie, warto mieć ze sobą drobne monety, parkometr nie czytał kart kredytowych i nie przyjmował banknotów – kolejna mała lekcja.
Joanna i Krzysztof Szóstka
Artykuł pochodzi z numeru 4 (112) 2023 r. magazynu „Polski Caravaning”.
Chcesz być na bieżąco? Zamów prenumeratę – teraz jeszcze taniej i szybciej.