Z Nicei jedziemy wzdłuż Lazurowego Wybrzeża zatłoczoną do niemożliwości autostradą. Co kilkadziesiąt kilometrów są bramki i wszyscy, którzy chcą jechać prosto, muszą stać w kolejce, zapłacić i dopiero ruszyć dalej. Postanawiamy dojechać do Montpellier i tam gdzieś przenocować.
Zjeżdżamy z autostrady i kierujemy się na Frontignan. Następną miejscowością jest Séte, które wydaje się bardzo zatłoczone. Kilka kilometrów za miastem jedziemy wzdłuż wybrzeża i dostrzegamy stojące kampery. Wjeżdżamy na Parking des 3 digues – można nocować najwyżej trzy doby. W cenie jest parking chroniony, WC, woda i... niesamowicie piękna, piaszczysta plaża. Koszt 11 euro, więc zostajemy. Na plaży jest restauracja. Następnego dnia będziemy już na ziemiach katarów. Rano jedziemy do położonego na wzgórzu Beziers, reklamowanego jako miasto wina. Otoczona winnicami, widoczna z daleka miejscowość była niegdyś bogatym rzymskim miastem. Jego rozwój został zahamowany w średniowieczu, bo krucjata przeciwko katarom doprowadziła do ich wypędzenia i zniszczenia Beziers. Dziś to spokojne południowe miasto do obejrzenia w godzinę. Następnie udajemy się do Narbonne, stolicy regionu w czasach rzymskich. Z daleka widoczne mury obronne robią duże wrażenie. Niestety, nie ma szans wjechać gdziekolwiek kamperem: albo poprzeczki na wysokości dwóch metrów, albo ogromny tłok. Oglądamy Narbonne z samochodu, choć spędzamy w nim ponad godzinę w korku. Szkoda, bo w planach mieliśmy katedrę Saint Just ze słynnymi witrażami.
Jedziemy do Carcassonne, jest popołudnie. Chcemy zwiedzić najbardziej znane średniowieczne miasto i znaleźć nocleg. Z daleka widać ogromne mury otaczające położone na wzgórzu miasto, w pobliżu których udaje się zaparkować. Wchodzimy przez główne wejście nad fosą. Carcassonne było podwójnie ufortyfikowane, dlatego nawet po zdobyciu pierwszych fortyfikacji najeźdźcy zostawali między murami i stawali się łatwym celem. Legenda głosi, że gdy Karol Wielki oblegał miasto, chcąc głodem zmusić mieszkańców do kapitulacji, jedna z broniących – pani Carcas – nakazała zrzucić z murów świnię nakarmioną ziarnem. Oblegający myśleli, że w mieście jest jeszcze pełno zapasów, skoro karmią ziarnem świnie, i przystąpili do negocjacji, a dzielna mieszczka nakazała dzwonić. Tak powstała nazwa miasta: Carcas sonne – Carcas dzwoni. Współcześnie stare miasto jest oblężone przez turystów, w lecie odbywają się tu liczne występy muzyczne, teatralne i cyrkowe. Obecnie przebywa tam więcej osób niż podczas oblężenia w czasach średniowiecza. W 1209 roku Carcassonne zostało zdobyte przez armię Szymona z Montfort, który stał na czele krucjaty przeciw katarom. Schronili się oni właśnie w tym mieście. Zdobycie Carcassonne stało się początkiem końca katarów, którzy zostali z niego wypędzeni.
Katarowie Katarowie zyskali popularność w XI wieku, jako odłam chrześcijan, który nie uznawał feudalnej władzy, przysięgi i służby wojskowej. Byli bardzo niewygodni w czasach średniowiecza. Głosili zasadę ubóstwa wszystkich ludzi, która była sprzeczna z polityką kościoła. Odrzucali płatne sakramenty, istnienie czyśćca i oddawanie czci krzyżowi.
Ich idee szybko znajdowały licznych wyznawców, czasem wśród osób wysoko urodzonych. Nic dziwnego, że zaczęli zagrażać stabilnej strukturze feudalnej, łączącej tron z ołtarzem. Papież kilka razy obłożył ich klątwą, a możni postanowili zorganizować przeciw nim wyprawy krzyżowe, zwłaszcza że zamieszkiwali oni bardzo urodzajne tereny. Po wypędzeniu z Carcassonne katarzy udali się do położonego wśród winnic Minerve. Rok później, w 1201 Szymon z Montfort za pomocą słynnych katapult po dziesięciu tygodniach zdobył zamek broniony przez 200 rycerzy i po naciskach przywódców kościelnych spalił 180 katarów. Dziś z zamku położonego na wysokim urwisku pozostała tylko wieża. Jedziemy na południe, w stronę Limoux. Czas pomyśleć o noclegu. Około 10 kilometrów za Carcassonne trafił nam się pięknie położony nad jeziorem i wśród winnic Camping Village Grand Sud. Zacienione stanowiska, smaczna kuchnia i wspaniałe miejscowe wino sprawiły, że wakacje przestały kojarzyć się tylko z podróżą. Butelka tego schłodzonego wina w recepcji kampingu kosztuje 8 euro, nie można się oprzeć. Jedziemy znów na południowy zachód, wjeżdżamy w Pireneje Wschodnie. Krajobraz staje się górzysty, a droga kręta. W przewodnikach często natykamy się na określenie albigensi. To ci sami katarowie, tylko nazywani tak od nazwy miasta, w którym się schronili, Albi. Tamtejsi władcy aż do lat 80. XIII wieku dawali schronienie wszystkim uchodźcom. Mijamy zamek katarów Château de Puivert położony na wzgórzu ponad miastem. Miasteczko nie jest zbyt nowoczesne. Za sobą zostawiamy muzeum koronkarstwa, pijemy kawę w średniowiecznym domu z pokojami do wynajęcia i wracamy na parking. Mijamy kilka miejscowości, kierując się do Château de Montségur, gdzie trwająca ....
Pełna treść artykułu w najnowszym wydaniu "Polskiego Caravaningu".
Informujemy, że zaktualizowaliśmy naszą Politykę prywatności (dostępną w regulaminie). W dokumencie tym wyjaśniamy w sposób przejrzysty i bezpośredni jakie informacje zbieramy i dlaczego to robimy.
Nowe zapisy w Polityce prywatności wynikają z konieczności dostosowania naszych działań oraz dokumentacji do nowych wymagań europejskiego Rozporządzenia o Ochronie Danych Osobowych (RODO), które będzie stosowane od 25 maja 2018 r.
Informujemy jednocześnie, że nie zmieniamy niczego w aktualnych ustawieniach ani sposobie przetwarzania danych. Ulepszamy natomiast opis naszych procedur i dokładniej wyjaśniamy, jak przetwarzamy Twoje dane osobowe oraz jakie prawa przysługują naszym użytkownikom.
Zapraszamy Cię do zapoznania się ze zmienioną Polityką prywatności (dostępną w regulaminie).