artykuły

podrozePODRÓŻE
ReklamaBilbord Ubezpieczenia

Klify, wąwozy i rozpadliny

Czas czytania 9 minut
Klify, wąwozy i rozpadliny

Powracamy do opowieści o wojażach po magicznej Anglii (poprzednią część historii można znaleźć w nr. 45 „PC” styczeń-luty 2012). Jest ranek, nasz kamper z oddali przypomina białą kropkę w morzu zieleni. Popijamy kawkę zapatrzeni w błękit wód Bristol Chanel. Daleko na horyzoncie majaczy wybrzeże Walii...

Przed nami krótka (19 mil) droga wzdłuż parku narodowego Exmoor, wybrzeżem, wśród wzgórz i dolin, do Devonu, trzeciego co do wielkości hrabstwa w Anglii. To tu znajduje się następny cel naszej podróży – Lynmouth, wioska u zbiegu dwóch rzek: East Lyn River i West Lyn River. Są to, uwzględniając naszą polską skalę, właściwie duże potoki niosące sporą ilość spienionej wody, opadającej stromymi dolinami prosto do morza. Woda wyżłobiła głęboko otaczający krajobraz, stąd te strome stoki. Już w samej wiosce potoki łączą się w jeden, by wkrótce, tuż obok maleńkiego portu, oddać swe wody morzu.

Klify, wąwozy i rozpadliny 1

Devon to hrabstwo położone we wschodniej części Półwyspu Kornwalijskiego. Widok na jedną z zatok.

Tradycyjnie – ryby w gazecie
Wioska jest pełna uroku. Z jednej strony mamy rozległy widok na kamieniste plaże odsłonięte przy odpływie, leżące na dnie łodzie, czekające aż woda powróci i pozwoli wypłynąć z portu oraz promenada pełna turystów, uliczki z maleńkimi kawiarenkami, knajpkami i sklepikami pełnymi pamiątek. Nie sposób odmówić sobie przyjemności odpoczynku w takiej atmosferze i „spałaszowania” porcji Fish&Chips – tak ogromnej, że trzy osoby mogą zaspokoić głód! Wprawdzie jemy na talerzach, ale i tak podano nam rybę zawiniętą w gazetę. Jak tradycja, to tradycja. Spożywamy posiłek niespiesznie, siedząc przy stolikach ustawionych w ogródku skąpanym w kwiatach, tocząc wojnę o każdy kęs z mewami nauczonymi zdobywać pożywienie w tak łatwy sposób, ale również podziwiając piękno wioski. Domy ustawione są wzdłuż potoków, nad nimi na stokach następne i następne, jeszcze wyżej. Wszystkie z wysokimi kominami, jedne kryte strzechą, inne łupkiem, a wszystkie wtopione w zieleń zboczy i otoczone kwiatami. Doprawdy, rozumiemy teraz skąd bierze się popularność tej wioski...
Klify, wąwozy i rozpadliny 2
ReklamaKlify, wąwozy i rozpadliny 3

Ujście rzeki Lyn w Lynmouth.

Wagonik za wagonikiem
Nie tylko jej uroda, ale również atrakcja w postaci kolejki klifowej łączącej tę wioskę z leżącą 500 stóp wyżej wioską Lynton jest magnesem dla turystów. Kolejka linowo-terenowa napędzana jest wodą z rzeki Lyn, do czego uzyskała wieczyste prawo na mocy decyzji parlamentu, gdy po trzech latach budowy oddana została do użytku w 1890 r. To dzięki niej położone w dolinie Lynmouth tak pięknie rozkwitło. Kolej jest w stanie zabrać jednorazowo czterdziestu pasażerów. Poruszanie wagonów połączonych liną umożliwia mechanizm wodny – woda doprowadzona z West Lyn, spadając w dół, wprawia mechanizm w ruch. Dwa wagony kursują na zasadzie przeciwwagi. Prędkość kontrolowana jest przez obsługę. Różnica poziomów między stacjami wynosi 500 stóp (152 metry), a długość trasy – 263 metry. Wieś Lynton leży jeszcze wyżej niż górna stacja kolejki, bo 700 stóp, czyli 210 metrów. To bardzo ważna wiadomość dla dalszej części tej opowieści.
Klify, wąwozy i rozpadliny 4

Nasza współbiesiadniczka!

Szczególny przykład poświęcenia
Lynmouth jest słabo osłonięte przed silnymi wiatrami i sztormową falą, a mimo to w 1869 r. uruchomiono tu stację ratunkową dla potrzebujących pomocy na morzu. Ratownicy wsławili się wyczynem, który przeszedł do historii jako szczególny przykład poświęcenia. Było to 12 stycznia 1899 r. Trójmasztowy statek o wyporności 1900 ton „Hall Forest” uległ awarii i groziło mu rozbicie o wysokie, skaliste i poszarpane brzegi. Na statku znajdowało się trzynastu członków załogi i pięcioro uczniów z marnymi szansami na przeżycie niechybnej katastrofy. Zaalarmowani ratownicy w Lynmouth nie mieli szans wyjść swoją łodzią ratunkową „Louis” w morze przy silnej wichurze i ogromnej fali spiętrzającej się na kamienistym szelfie. Sternik „Louisa” – Jack Crocombe – zaproponował wówczas coś, co wydawało się niewykonalne... Stateczek załadowano na platformę z kołami i postanowiono przetransportować ten ładunek o wadze 10 ton lądem do spokojnego portu Porlock, oddalonego o 13 mil (21 km), z koniecznością pokonania po drodze wzgórza o różnicy wzniesień 434 metrów. Część ludzi wysłano przodem z łopatami, kilofami i piłami do poszerzania drogi.
Klify, wąwozy i rozpadliny 5
ReklamaKlify, wąwozy i rozpadliny 6

Clovelly jest bardzo starą wioską rybacką.
Klify, wąwozy i rozpadliny 7

Spacer brukowanymi uliczkami Clovelly to niezapomniane doświadczenie.
Klify, wąwozy i rozpadliny 8

Transport tymi wąskimi uliczkami w Clovelly zapewnia tylko osiołek lub mały ciągnik gąsienicowy.

Dwadzieścia koni i stu ludzi przez całą noc w pofalowanym terenie w pocie czoła zbliżało się do celu. Musieli nawet wybierać inną od zamierzonej trasę, rozbierać ogrodzenie i ścinać ogromne drzewo, aby po pokonaniu w końcówce dzikich ścieżek Exmoor i przebyciu 15 mil (24 km) dotrzeć wreszcie do celu. Rankiem zwodowali łódź ratunkową i załoga okrutnie zmordowana, przemoczona  i zziębnięta, po godzinie walki z żywiołem dotarła do „Hall Forest”. Trzymasztowiec odholowany został do Barry w Walii i nikt z załogi ani spośród uczniów nie poniósł szwanku. Cztery konie nie wytrzymały trudów i umarły z wyczerpania. W 1999 r., tj. w setną rocznicę tego wydarzenia, urządzono inscenizację powtarzając ten wyczyn, oczywiście w warunkach znacznie łatwiejszych, zważywszy na jakość dróg.

Ulewne deszcze
Niełatwe było życie mieszkańców tych wiosek przycupniętych w wąwozach utworzonych przez wpadające do morza potoki i rzeki. Na skalistych, wysokich brzegach bezpośredni dostęp do wody zapewniają tylko te wąwozy. Ukształtowanie krajobrazu sprzyja powodziom w przypadku długotrwałych i obfitych opadów. Mieszkańcy Lynmouth przeżyli koszmarne powodzie w latach 1607 i 1796, ale prawdziwe piekło przyszło 15 sierpnia 1952 r., gdy ulewa o intensywności burzy tropikalnej zalała już i tak podmokły Exmoor. W ciągu 24 godzin spadło 230 litrów na metr kwadratowy! Powyżej wioski zwalone drzewa i głazy utworzyły zaporę, która wreszcie runęła i zgromadzona przez nią woda runęła na wioskę niosąc zniszczenie, zwalając dwadzieścia osiem z trzydziestu mostów, unosząc do morza trzydzieści osiem samochodów, niszcząc doszczętnie lub poważnie uszkadzając ponad sto domów i pozbawiając życia trzydzieści cztery osoby. Bez dachu nad głową pozostało czterysta dwadzieścia osób ocalałych z kataklizmu.
Klify, wąwozy i rozpadliny 9

Droga przez wrzosowiska...

Dziś, spacerując uliczkami między ślicznymi kamieniczkami, wśród ukwieconych krzewów, trudno uwierzyć, że to mogło się wydarzyć.
Zanim wyjedziemy z Lynmouth, spiszę jeszcze koordynaty parkingu na esplanadzie przy dolnej stacji kolejki:  51.231841,-3.832459. Powinienem podać:  N 51. 231841  W 3. 832459, ale czytelnik zechce zapewne obejrzeć to miejsce na Google Maps, a tam w wyszukiwarce należy wpisać koordynaty bez oznaczeń N i W. Pamiętać jednak należy o znaku minus przed podaniem szerokości zachodniej!

Zrównoważyć ciężar?
Kierujemy się wzdłuż brzegu do Clovelly, wioski tak niezwykłej i pięknej, że nie sposób być w Devonie i jej nie odwiedzić. Trzeba jednak wyjechać kamperem z głębokiego wąwozu. Można oczywiście, zgodnie z sugestią oznakowania na skrzyżowaniu, pojechać drogą A 39, spokojnie i bezpiecznie. Nas jednak ciągnie do przygody i spoglądamy w głąb wznoszącej się niezwykle stromo drogi prosto do Lynton. Wiemy, że różnica poziomów wynosi 210 metrów, widzimy również znak ostrzegawczy przed wzniesieniem 25 proc. i... po krótkim wahaniu ruszamy na pierwszym biegu. Nasz mały Hymerek idzie wolno, ale wytrwale. Mamy wrażenie, że zaraz wywrócimy się do tyłu. Żona pochyla się na siedzeniu, jakby chciała zrównoważyć ciężar. W razie przegrzania silnika nie będzie możliwości zatrzymania się na tej wąskiej i krętej drodze – ta myśl mnie nurtuje, ale staram się zachować spokój. Nie mam i tak innego wyjścia jak tylko konsekwentnie wspinać się. Zatrzymanie nie wchodzi w grę, bo ponownie ruszyć pod tę górę na pewno się nie uda. Z ulgą odetchnęliśmy, gdy droga wróciła do nachylenia bliższego poziomowi i znaleźliśmy skrawek gruntu na zatrzymanie się i zapewnienie odpoczynku naszej zasapanej maszynie. Przed nami 40 mil do Clovelly. Jedziemy nadal drogą A39 na zachód do osady Higher Clovelly, gdzie skręcamy w prawo i drogą lokalną dojeżdżamy do ogromnego parkingu. Namiary:  50.998805,  -4.40356.
Klify, wąwozy i rozpadliny 10

Hotel przy porcie w Clovelly.

Płatne zwiedzanie wioski
Wita nas wzorowany na tradycyjnej stodole północnego Devonu budynek Centrum Turystycznego. Dla zwiedzających otwiera się ono o 9.00 każdego dnia w sezonie letnim. Jeśli turyści przybywają przed upływem tego czasu lub po godz. 18.30, mogą wejść do wioski bezpłatnie przez bramę poza centrum dla zwiedzających. Jeżeli turyści przybywają między 5.30 i 18.30, mogą odwiedzić wioskę bezpłatnie, ale są zobowiązani do zapłacenia 4 funtów opłaty parkingowej. Wchodząc do Visitor Centre, płacimy za wstęp: dorośli 5,95 funta, a dzieci 3,75. Można wykupić bilet rodzinny dla dwójki osób dorosłych i dwojga dzieci w cenie 15,90 funta. W tej cenie mieści się: całodniowy parking, wstęp do dwóch muzeów: Kingsley Muzeum i Chata Rybaka oraz 15-minutowy film opowiadający o Clovelly, a także korzystanie z toalet w centrum dla zwiedzających i zwiedzanie wioski. Goście są informowani, że tak uzyskane środki służą stałej konserwacji tej unikalnej wioski, a jest o co dbać, zważywszy na charakter wioski, jej oryginalną architekturę i niezwykłą urodę. Materiały używane do konserwacji i poważniejszych remontów (głównie drewno dębowe i łupki) są drogie, a brak dostępu do wsi jeszcze podnosi koszty.

Niewytłumaczalny spokój
Clovelly jest bardzo starą wioską rybacką usytuowaną inaczej niż wszystkie inne na tym dzikim wybrzeżu. Wcześniej napisałem, że miejscem usytuowania wiosek są wąwozy rzek wpadających do morza, a to z powodu wysokich klifów. Clovelly wygląda zupełnie inaczej. Powstała w rozpadlinie klifu wysokiego na 400 stóp (121 m), na stoku stromej skarpy. W dół prowadzi brukowana droga tak stroma, że transport odbywa się wyłącznie przy pomocy osiołków lub jedynego, małego ciągnika gąsienicowego. Ciągnie on sanie na drewnianych płozach służące jako pojemnik do transportu. Stromizna uliczki pozwala mu wyłącznie na zwożenie towaru na dół. Wioska jest własnością prywatną i należy od 1738 r. niezmiennie do tej samej rodziny, troszczącej się o zachowanie XIX-wiecznego charakteru wioski i dbającej o jej stan techniczny oraz wygląd. Czynią to z powodzeniem. Bielone chaty toną w kwiatach; każdy detal architektury jest starannie dopieszczony, wszystko pomalowane, wyczyszczone, wypielęgnowane. Odnosi się wrażenie, że poruszamy się wśród dekoracji do filmu retro albo w skansenie..., ale ta wioska żyje! Na tarasach plotkują gospodynie, dzieciaki bawią się na ulicy, a obok na murku wyleguje się pręgowany kocur. Mieszkańcy to nadal głównie rybacy. Obok maleńkiego, obramowanego kamiennym falochronem  porciku suszą się sterty saków na homary, a w oddali widać porozwieszane sieci. Są tu dwa hotele, jeden z nich na samym dole, przy porcie. Wioskę odwiedza wielu turystów, a jednak jest zadziwiająco cicho. Panuje jakiś niewytłumaczalny spokój...

Myślę, że bajkowy świat, który nas otacza wpływa na nastrój w sposób silniejszy niż to sobie wyobrażaliśmy, jadąc tu. Wiedzieliśmy czego się spodziewać, a jednak jesteśmy urodą tego miejsca zaszokowani. Jeśli traficie tu naszym śladem, znajdźcie czas na odwiedzenie późnoromańskiego kościółka odrestaurowanego w XIX w., na kawkę w jednej z kawiarenek, a może i na pogawędkę z mieszkańcami. To przyjazne miejsce. Jest późne popołudnie, ale nie zostajemy tu na noc. Chcemy jeszcze popatrzeć na zatokę w innym miejscu, tam, gdzie na skalistym półwyspie widać z daleka okrągłą czaszę radaru. Zanocowaliśmy tu: .51.015759,-4.504491, na małym placyku przy farmie Tichberry Cottage. Ten placyk to parking dla turystów. Stąd są piękne trasy spacerowe na klify, do latarni morskiej i do nowoczesnej stacji radarowej. Od Clovelly do tego miejsca jest nie całe 7 mil i prowadzi doń lokalna droga B3248. Jutro znajdziemy się w Kornwalii i odwiedzimy miejsca, o których marzyliśmy. O jednym z nich marzyłem od dziecka...

Tekst: Tadeusz Sakowski
Zdj.: Halina i Tadeusz Sakowscy


15.01.2013
Obserwuj nas na Google News Obserwuj nas na Google News