W opuszczonych wioskach, w samotnych jaskiniach, pośrodku pustyni i na brzegu morza, na zboczach wysokich gór, z dala od napędzanego wyścigiem szczurów diabelskiego młyna, społecznych konwenansów i stereotypów, w zgodzie z naturą, energią i Słońcem, trwa w najlepsze Era Wodnika. Hipisi, anarchiści, poszukiwacze psychodelicznych doświadczeń i holistycznej odnowy z całego świata przybywają do andaluzyjskich centrów medycyny alternatywnej, gabinetów masażu i jogi, świątyń, aśramów i ośrodków filozoficznych. Wplatajcie zatem i wy kwiaty we włosy, zdejmujcie buty i odnajdujcie swoje chi, bo oto wkraczacie na holistyczny Szlak New Age!
Około 50 kilometrów na wschód od Malagi, na słonecznym wybrzeżu, wciśnięta między morze a góry, u ujścia Rio Chillar, leży popularna miejscowość wypoczynkowa Nerja. Jej nazwa wywodzi się z języka arabskiego i oznacza „obfite źródło”. I rzeczywiście, w andaluzyjskim suchym klimacie jest istną oazą zieleni; trasa spacerowa wzdłuż rzeki prowadzi przez tropikalną dżunglę, a w przydomowych ogródkach rosną bananowce. Choć swoją popularność zawdzięcza głównie dwunastu plażom znajdującym się w obrębie gminy, to nie brak tu również atrakcji zarówno dla poszukiwaczy przygód, jak i koneserów kultury. Przede wszystkim jednak Nerja jest prężnym ośrodkiem odnowy zarówno biologicznej, jak i duchowej, a także popularnym wśród nomadów miejscem postoju, nawiązywania znajomości, wymiany doświadczeń i informacji.
Jaskinia znajduje się na wschodnim skraju miasta, jadąc dalej na wschód drogą N-340, natychmiast dotrzecie do sąsiedniej wioski Maro. Przejechawszy na drugą stronę tej uroczej miejscowości, dotrzecie do niewielkiego ronda. Droga w prawo doprowadzi was do parkingu w romantycznym sąsiedztwie ruin potężnego kościoła. Tu możecie zatrzymać się na noc, stąd wyruszyć na spacer po Maro lub do ulokowanej pośród rzędów foliowych tuneli, zacienionej drzewami awokado oazy medytacji i jogi.
Podążając dalej drogą N-340 na wschód, niespełna dwieście metrów za rondem na skraju Maro jest niepozorna droga w lewo. Prowadzi ona do spektakularnego źródła wody pitnej, odwiedzanego przez nomadów i mieszkańców. Kilka kilometrów dalej, krętą szosą dojedziecie do długiego zjazdu po łuku; po lewej stronie malownicza finca (z hiszp. farma) na wzgórzu – góruje nad sadem awokado, przeciętym zygzakiem krętej drogi ocienionej szpalerem palm. Za chwilę przejeżdżacie niepozornym wiaduktem nad „starą” drogą i, tuż za barierkami, macie dość stromy zjazd w prawo, zakręt w lewo i oto jesteście na asfaltowym parkingu ponad jedną z najbardziej romantycznych plaż Andaluzji – Playa de Molino de Papel.Droga z parkingu na plażę prowadzi obok siedemnastowiecznego młyna papierniczego. Górna część budynku jest zamieszkała, jednak stojący na skraju głębokiego urwiska moloch poniżej wejścia skrywa jeszcze cztery piętra. Najniższa część, z kołem zasilanym rwącym nurtem Rio de la Miel, ukrywa się wśród gęstych bambusowych trzcin. Droga od młyna prowadzi w dół, wzdłuż sadów bananowców, chirimoi i awokado, aż dociera do kamienistej plaży. Po lewej stronie rzeka Miodowa wypływa z gęstwiny trzcin i, rozlewając się po plaży, wpływa do morza. Po prawej, w urwisku jest jedyna w swoim rodzaju gościnna jaskinia, umeblowana i udekorowana przez odwiedzających ją wędrowców, z której widok rozpościera się wprost na wschodzące nad morzem słońce, zapewniając niezapomniany spektakl każdego ranka.
Droga N-340 wije się dalej przez strome zbocza, wysokie mosty i kręte tunele, by po niespełna trzydziestu kilometrach dotrzeć na skraj rozłożystej doliny, pośrodku której, na samotnym wzgórzu oblepionym gęsto białymi domkami andaluzyjskiego miasta, dumnie wznosi swoje mury i baszty tysiącletni zamek. To Salobreña, otoczona plantacjami trzciny cukrowej, kusząca piaszczystymi plażami i urokliwą plątaniną wąskich uliczek starego miasta. A ponieważ to już Provincia Granada, to w barach i restauracjach do każdego napoju dostaniecie tapas gratis. Niepozorna droga wzdłuż plaży na zachód od miasta skrywa wiele dzikich parkingów dla kamperów.
Dalej na wschód rozpościera się portowe miasto Motril, a za nim „Morze Plastiku”, przez które przyjdzie się wam przeprawić w drodze na pustynię. Ale o tym później. Najpierw wybierzecie się na północ, w stronę ośnieżonych szczytów Sierra Nevada...
Artykuł pochodzi z numeru 4(83) 2018 Polskiego Caravaningu