To, że nie mam domu, nie znaczy, że jestem bezdomna. Moim domem jest van. Samochód. Choć muszę, przyznać, że jeśli ktoś 10 lat temu powiedziałby mi, że tak będzie, otworzyłabym oczy ze zdumienia. Bo jeszcze do niedawna taka sytuacja nie była ani powodem do dumy, ani nie kojarzyła się z wolnością. Wręcz przeciwnie: na myśl przychodziło ubóstwo i życiowy kryzys.
Obecnie mieszkanie i podróżowanie w vanie to dla wielu spełnienie marzeń. Dzięki zdjęciom ludzi podziwiających zachody słońca zza otwartych tylnych drzwi vana lub biwakujących w pięknych okolicznościach natury takie życie kojarzy się z idyllą. Co stało się w ciągu ostatnich dekad, że nasze postrzeganie tak radykalnie zmieniło się?
Drzewiej bywało
Analizując historię van life’u, możemy zaobserwować jego dwutorowy rozwój. W XIX wieku Romowie i najubożsi przedstawiciele niższych warstw społeczeństwa zamieszkiwali drewniane wozy. W Europie wyglądały one jak wagony pociągowe i tak zresztą również można tłumaczyć angielskie słowo „van”. W miarę rozwoju technologii zaczęły pojawiać się pierwsze bardziej współczesne przyczepy i domki na kółkach, które dzięki masowej produkcji rozprzestrzeniły się w Stanach Zjednoczonych Ameryki. W czasie wielkiej depresji dały one dach nad głową setkom tysięcy ludzi. Równocześnie pod koniec XIX wieku światu została zaprezentowana pierwsza przyczepa kempingowa, stworzona z myślą o klasach wyższych. Wtedy też zaczęła się rodzić nowa forma turystyki, jaką był caravaning.
Social Van Media
W XXI wieku najważniejszym czynnikiem, który wpłynął na popularyzację van life’u, bez wątpienia stał się internet, a największą rolę odegrał Instagram. To właśnie za sprawą tej platformy upowszechnił się hasztag #vanlife, który po raz pierwszy został użyty w 2011 roku przez fotografa Fostera Huntingtona. Artysta ten sam mieszkał w vanie i zaczął rejestrować podobne pojazdy, które spotykał na swojej drodze. Od tamtego momentu alternatywny sposób na życie zaczął zyskiwać na popularności, aż w ostatnich latach wszedł do głównego nurtu i świadomości całego społeczeństwa.
Wciąż jednak nie bez znaczenia pozostawał aspekt ekonomiczny. Skutki kryzysu z 2009 roku sprawiły, że dla części osób zamieszkanie w vanie stało się koniecznością. Jednak dla sporej grupy był to świadomy wybór, pozwalający na posiadanie własnego lokum bez zadłużania się. Wielu van lifersów w swoich wypowiedziach podkreśla, że przeprowadzenie się do kampera pomogło im w przyspieszeniu spłaty kredytów. Obecnie w obliczu ciągle rosnących kosztów zakupu własnego mieszkania trend ten wciąż się wzmacnia, co szczególnie widoczne jest w Kalifornii, pośród mieszkańców San Francisco i pracowników Doliny Krzemowej.
Z duchem czasu
Ewolucja dokonała się również przy udziale internetu. Praktycznie każda osoba planująca życie w vanie szuka informacji, inspiracji oraz rozwiązań technicznych właśnie w sieci. Możliwość podglądnięcia u innych tego, jak wyglądały poszczególne etapy budowy, jak rozplanowali wnętrze czy jakich komponentów użyli, umożliwia zbudowanie własnego kampera każdemu, nawet laikom. W internetowych sklepach można znaleźć wszystkie potrzebne elementy, a przy okazji dokonywać korzystnych zakupów. Sporo części zamawia się bezpośrednio u producentów, a ich o wiele tańsze zamienniki można sprowadzić z Chin.
Prawie każdy van wnosi coś nowego do świata budowniczych. Równocześnie wiele rozwiązań jest cały czas udoskonalanych przez kolejnych konstruktorów. Współczesne vany pozwalają na stworzenie nie tylko wygodnego mieszkania, ale również na wyrażenie się w kreatywny sposób, co wydaje się ważnym aspektem dla pokolenia millenialsów. Nic dziwnego, kiedyś pojazdy kempingowe były miejscem zamieszkania tylko na czas urlopu, podczas gdy obecnie wiele z nich staje się jedynym domem na lata.
Myślę, że ostatecznym przypieczętowaniem popularności van life’u był wybuch pandemii, kiedy to podróże kamperem zostały okrzyknięte najbezpieczniejszą formą turystyki. A pracodawcy, nie mając innego wyjścia, pozwolili na masową skalę podejmować swoim pracownikom pracę zdalną. Z własnego doświadczenia mogę dodać, że życie w vanie na pełen etat sprawdziło się również w czasach pandemii i poniekąd przygotowało nas do niej. Byliśmy już wtedy przyzwyczajeni do mieszkania na małej przestrzeni we dwójkę, umieliśmy robić zapasy żywności na kilka tygodni, mogliśmy z łatwością odizolować się od społeczeństwa, a mobilność naszego mieszkanka sprawiła, że większą część lockdownu spędziliśmy w otoczeniu natury.
Wybór czy konieczność?
Jednak równocześnie z rozwojem mody na van life wciąż niezmienny pozostaje fakt, że dla wielu osób nie jest to wolny wybór, a konieczność. Ta kwestia została poruszona niedawno w nagrodzonym Oscarem filmie Nomadland. Jego główna bohaterka zamieszkuje kampera, czyli RV, bo tak nazywane są te pojazdy w Stanach, i podróżuje przez Amerykę w poszukiwaniu pracy. Jej wersja van life’u nie jest już tak piękna i kolorowa, została bowiem naznaczona ciągłym zamartwianiem się o przyszłość. Dużo jest w nim melancholii i obawy przed ubóstwem. Mało nadziei. I mimo że bohaterka doświadcza życia w drodze, jako odbiorcy stawiamy sobie pytanie: czy to jest wolność?
I tym sposobem dochodzimy do sedna. Minimalizm, tak jak go obecnie rozumiemy, jest możliwy dopiero wtedy, kiedy doświadczymy dobrobytu i kiedy świadomie z niego zrezygnujemy. Z van lifem jest podobnie. Jeśli wybieramy go z własnej woli, ponieważ dotychczasowy sposób życia nie przynosił nam satysfakcji, staje się drogą ku wolności, poznawania świata i samego siebie. Kiedy natomiast zabraknie elementu wolnego wyboru, staje się w pewnym sensie kryzysem, bliskim bezdomności.
Katarzyna Gawlas
Artykuł pochodzi z numeru 3 (105) 2022 r. magazynu „Polski Caravaning”.
Chcesz być na bieżąco? Zamów prenumeratę – teraz jeszcze taniej i szybciej.