Mija rok i znowu się spotykamy. Dla przypomnienia dodam, że pierwszym naszym projektem była Eriba Troll z 1971 roku. Jest to przyczepa fantastyczna pod każdym względem. Myślę, że wiele można wyczytać z faktu, że jest ona produkowana od lat 50. do dzisiaj bez znaczących zmian konstrukcyjnych.
W tym roku ukończyliśmy renowację przyczepy produkcji belgijskiej – Constructam Comet 5 z 1970 roku. Jest to piękny materiał na przyczepę retro. Nasza historia rozpoczęła się trzy lata temu, gdy wracając z urlopu z żoną ujrzałem ją na czyimś podwórku. Była w bardzo zaniedbanym stanie, ale to mnie nie zraziło. Poprosiłem o numer telefonu do właściciela i zadzwoniłem. Na szczęście, zgodził się na sprzedaż. Ze względów technicznych uzgodniliśmy, że zabiorę ją po jakimś czasie. Po 7 miesiącach stałem się szczęśliwym posiadaczem przyczepy Constructam Comet 5.
Dzień zakupu wspominam jako bardzo miłe doświadczenie. Tym razem towarzyszył mi Andrzej – postać znana z poprzedniego projektu wszystkim zainteresowanym. To on sprawdził instalacje Constructama na miejscu. Niestety, lodówka nie chciała się uruchomić, mimo że właściciel twierdził, że działała podczas ostatniego uruchamiania. Wartym wspomnienia jest fakt, że ta lodówka to rarytas marki Sibir z lat 70. Obawialiśmy się, że nastąpiło rozszczelnienie układu.
Następnie postanowiliśmy uruchomić ogrzewanie gazowe marki Truma. Na pierwszy rzut oka zdawało się, że sprzęt jest sprawny i zadbany, więc miałem nadzieję, że w lusterku zabłyśnie płomyczek. Andrzej podjął się pierwszej próby, ale okazało się, że iskrownik był urwany. Pamiętam, że w tamtym momencie miałem poważne wątpliwości, czy podołamy takiemu przedsięwzięciu, ale nie chciałem się tak łatwo poddawać. Całe szczęście, że Andrzej poradził sobie z tym problemem i po chwili ujrzeliśmy upragniony płomyczek. Było to nasze światełko w tunelu i chyba nie tylko nasze, bo ówczesny właściciel przyczepy z wyraźną ulgą w głosie wykrzyknął: „a nie mówiłem – działa!”.
Wychodząc z przyczepy zorientowaliśmy się, że układ gazowy jest nieszczelny. Mimo że znajdowaliśmy się w szczerym polu, obawialiśmy się najgorszego – wybuchu. Kurek zakręciliśmy i pozostało jeszcze sprawdzenie hamulca najazdowego i świateł. O dziwo, tu wszystko obyło się bez niespodzianek. W czasie gdy ja zajmowałem się załatwianiem formalności, Andrzej zaczepił przyczepę za samochód i ruszyliśmy do naszego garażu retro. Constructam na swoje nowe oblicze musiał trochę poczekać, ponieważ nie rozpoczęliśmy remontu od razu. W tym miejscu chcę zaznaczyć, że najwięcej czasu renowacji Constructama poświęcił Andrzej, jako że mi powiększyła się rodzina i pochłonęły mnie inne obowiązki. Andrzejowi za jego zaangażowanie jestem bardzo wdzięczny.Przebywając w przyczepie miałem nieodparte wrażenie, że coś jest nie tak. Mam tu na myśli dość nieprzyjemny zapach. Gdy ją kupowałem, właściciel zapewniał mnie, że jest „sucha, nie przecieka, nie ma grzyba i wilgoci”. Pierwszą rzeczą jaką zrobiliśmy, było wymontowane wszystkich mebli, które sprytnie podpisywaliśmy, aby przy ponownym montażu nie pomylić szafek. Oryginalnie ściany w tej przyczepie obite są specjalnym tworzywem przypominającym skaj, ale bez faktury. Po jego zerwaniu tajemnica nieprzyjemnego zapachu się wyjaśniła, bo okazało się, że w rogu naszej przyczepie zalęgły się mrówki. Wyjadły izolację w postaci styropianu. Po wyeliminowaniu tego mrówczego problemu zajęliśmy się następnym etapem remontu. Warto wiedzieć, że konstrukcja tej przyczepy to połączenie szkieletu stalowego obitego blachą aluminiową oraz skorupa wykonana z tworzywa sztucznego. Dzięki takiemu rozwiązaniu środek ciężkości umieszczony jest stosunkowo nisko, co sprzyja dobremu prowadzeniu. Ucieszył nas fakt, że zarówno rama, jak i podłoga były w idealnym stanie i wystarczyło jedynie pokryć je dodatkowymi warstwami ochronnymi. Od spodu drewniana podłoga dodatkowo została polakierowana lakierem bezbarwnym, który nadaje bardzo ładny połysk. Oś oraz układ hamulcowy zostały odkręcone od podwozia, rozkręcone, rozebrane i poddane starannej renowacji. Uzyskaliśmy efekt, który z dumą określamy mianem „jak nowe”. Położyliśmy nową instalację elektryczną, a gazową gruntownie odnowiliśmy. Uważamy, że bezpieczeństwo jest najważniejsze, więc założyliśmy licznik elektryczny i bezpieczniki pod 230 V i 12 V.
Myślę, że zrozumiałym jest fakt, że – jak wszyscy, którzy robią coś z pasją – lubimy dodać coś od siebie. Naszym znakiem rozpoznawczym są dyplomatki na oponach, tzw. białe paski na oponach, chromowane dekle oraz niestandardowe tylne światła. Tym razem udało nam się zdobyć nowe tylne światła od Tatry 603 z pierwszej wersji. Były one również montowane w Jelczach „ogórkach”. Ściany obłożyliśmy tym samym, co w przypadku Eriby – sklejką tradycyjną oraz elastyczną. Andrzej na początku wykonał szablony, aby kształty zostały perfekcyjne zachowane. Pomalowane zostały na tzw. kolor kwiatu wiśni. Jest to odcień bieli, ale bardzo delikatny, a nie pigmentowy. Na ten sam kolor pomalowane zostały meble. Położeniem podłogi wykonanej z paneli zajął się Andrzej i sprostał temu niełatwemu zadaniu. Aby uzyskać pewien kontrast, zamówiłem u zaprzyjaźnionego tapicera uszycie nowej tapicerki w paski. Bardzo energetyczną kolorystykę wybrała moja żona, twierdząc, że poprawi ona humor nawet w najbrzydszą pogodę, więc wakacje w naszej przyczepie nigdy nie będą zagrożone. Szyby są w większości szklane, oczywiście poza tymi na łukach, które są wykonane z pleksi, aby dobrze uformować się do kształtu otworów w skorupie laminatowej. Uszczelki zostawiliśmy oryginalne, bo – co raczej zaskakujące – były miękkie i nie sparciałe. Pamiętajmy, że uszczelki to jedne z ważniejszych elementów, bo to one decydują, czy przyczepa jest szczelna, a tym samym nadająca się do wieloletniego użytkowania. Kliny, które rozpychają uszczelkę, a zarazem usztywniają szybę, zostały zakupione nowe, w Niemczech, bo w Polsce są praktycznie niedostępne.Całe wyposażenie przyczepy zostało dokładnie odnowione. Niesforny iskrownik w Trumie profesjonalnie naprawiony, a obudowa na nowo polakierowana pod kolor tapicerki. Z lodówką mieliśmy spore problemy, ponieważ układ rurek nie nagrzewał się. Mieliśmy jednak sporo szczęścia, bo okazało się, że padła grzałka. Przełożyłem ją z innej lodówki, którą trzymam na tzw. części. Po tym jak zamontowałem grzałkę, parę razy obróciłem lodówką, aby wymieszać gazy w układzie i wszystko ożyło. Obecnie lodówka, która ma 40 lat chłodzi jak jej nowe konkurentki. Jej obudowę polakierowałem w kolor kości słoniowej i z dumą zamontowaliśmy ją na jej prawowitym miejscu.
Długo zastanawialiśmy się, na jaki kolor pomalować Constructama. Po rozważeniu wszystkich możliwości decyzja padła na malowanie w dwie barwy. Biały i pastelowy żółty. Takie kolory spowodowały, z przyczepa wygląda nad wyraz lekko i doskonale wpisuje się w kanon kolorystki przyczep retro. Całości dopełniają polerowane listwy oraz nowe białe kedry.
Środek przyczepy jest bardzo funkcjonalny i co ważne – przestronny. W tylnej części mogą spać 3 osoby, natomiast z przodu 2. Ciekawostką jest możliwość zamontowania hamaka dla 6 osób. Podajemy to jako ciekawostkę, ponieważ jest to rozwiązanie zdecydowanie chwilowe, jako że miejsca do spania w takim „łóżku” jest niewiele i zdecydowanie bardziej sprawdzi się ono dla dziecka niż dla osoby dorosłej. Dużym plusem jest szafa na ubrania oraz duża liczba mniejszych szafek oraz skrytek. Przestrzeń kuchenna została mądrze zaplanowana, dzięki czemu w wygodnych warunkach możemy przygotować sobie zarówno prostą przekąskę, jak i bardziej skomplikowany posiłek. Za wentylację odpowiadają dwa lufciki w dachu, otwierane okna oraz dzielone drzwi.
Wrażenia z jazdy są zaskakująco pozytywne. Z rozmysłem użyłem tu słowa „zaskakująco”, ponieważ Constructam do lekkich przyczep nie należy, jako że waży prawie 1 tonę i ma ponad 5 metrów długości. Mimo swoich rubensowskich kształtów prowadzi się lepiej niż niejedna towarowa przyczepa. Na zakrętach znacząco nie „zachodzi” oraz trzyma łuk za samochodem. Hamulec bardzo płynnie hamuje, a przy ruszaniu nie czuć ani odrobiny szarpania. Natomiast na nierównej drodze nie czuć szarpania na haku. Może to śmiesznie zabrzmi, ale czasem trzeba zerknąć w lusterka, żeby sobie przypomnieć, że nie jedziemy sami.
Na koniec bardzo chciałem podziękować za pomoc i wsparcie, zwłaszcza mojej żonie i rodzinie oraz Andrzejowi, na którym zawsze mogę polegać, a jego praca jest na najwyższym poziomie, jego rodzinie, która okazała dużo cierpliwości, gdy nocami i dniami nie było go w domu, moim dobrym znajomym, którzy w mały lub znaczący sposób pomogli doświetlić mi drogi ciemniejszej (brudniejszej) strony retrorenowacji!
Zapraszamy wszystkich na nasz fanpage miłośników retroprzyczep: www.facebook.com/RetroCaravan
Marcin Michalski
Artykuł pochodzi z numeru 3(68) 2015 Polskiego Caravaningu