Coraz więcej europejskich krajów zabrania postojów kamperami na „dziko”. Pisaliśmy już chociażby o Portugalii, bardzo popularnej wśród van life’owców. Wspominaliśmy, że o taki zakaz dopraszali się swego czasu mieszkańcy Gminy Władysławowo. Na razie Polska jest jednym z ostatnich krajów, gdzie „dziki caravaning” w dalszym ciągu jest możliwy. Pozostaje pytanie: jak długo to potrwa? Cóż, to zależy od nas samych.
Kampery to o tyle sprytnie zaprojektowane pojazdy, że są w stanie być niezależne nawet przez kilka dni. Zbiorniki na wodę, akumulatory, „solary” na dachu - te rzeczy powodują, że namiastkę domu mamy praktycznie wszędzie. Warto tę niezależność wykorzystać i odkryć tak zwane miejscówki „na dziko”. Czym są? To miejsca, które są pod jakimś kątem atrakcyjne. Z jednej strony mogą być położone np. blisko morza lub jeziora. Z drugiej - stanowić świetną bazę wypadową w góry lub na rowerowy szlak. Możliwości i ich cechy charakterystyczne są przeróżne. Wiele z nich znajdziemy w polskich ośrodkach narciarskich gdzie najzwyczajniej w świecie brakuje pól kempingowych.
Niestety, wiele osób „miejscówek” nie potrafi należycie uszanować. Śmieci, głośne imprezy, dudniące przenośne głośniki, oddawanie moczu gdzie popadnie, agresja w stosunku do innych osób to tylko część długiej listy zarzutów. Co ciekawe, za tego typu problemy często nie są odpowiedzialni caravaningowcy, ale to właśnie ci ostatni „obrywają” najwięcej. Na drogach spotykamy coraz więcej zakazów i obostrzeń związanych z pobytem właśnie pojazdów turystycznych.
Wbrew postom pojawiającym się na przeróżnych, facebookowych grupach w caravaningowej beczce miodu znajdziemy też łyżkę dziegciu. Udowodnili to prowadzący kanał „KamperManiak”, którzy wybrali się swoim kamperem do Kazimierza Dolnego i nagrali wypowiedzi mieszkańców tej turystycznej miejscowości. To tam usłyszeli, że na dużym parkingu będącym fajną bazą wypadową na zwiedzanie Kazimierza nie można stanąć kamperem, nawet za opłatą. Powód? Załogi dwóch kamperów pomyliły pojęcia „parking” i „kemping”. Rozkładanie markiz, stolików, krzesełek, przygotowywanie posiłków - wreszcie właściciel terenu powiedział „dość” i zakazał swoim pracownikom wpuszczania jakichkolwiek pojazdów turystycznych. Cały materiał można zobaczyć poniżej.Śmieci, wylewanie „kota” do rowu czy spuszczanie szarej wody na parkingu to powody, dla których kamperów stojących „na dziko” nie lubią też w polskich górach. Przedsiębiorcy posiadający pokoje do wynajęcia patrzą krzywo na tych, którzy przyjechali z własnym łóżkiem (a więc nie płacą). Restauratorzy również niechętnie zerkają w kierunku „domów na kołach” bo przecież w środku i tak mają do dyspozycji kuchenkę oraz lodówkę więc na posiłek nie przyjdą, pieniędzy nie zostawią. Co natomiast zostawią? Na pewno śmieci, które ktoś będzie musiał wywieść a ktoś inny będzie musiał za to zapłacić.
Kij ma jednak dwa końce. W Polsce nadal brakuje infrastruktury caravaningowej. Warto zaznaczyć, że mowa tu o prostych punktach serwisowych, ogólnodostępnych, zbudowanych chociażby przez gminy. Parę tego typu miejsc powstało w popularnych miejscowościach - dobrym przykładem jest tu Świnoujście. Zazwyczaj działa to tak, że wypróżnić zbiorniki możemy za darmo a za ich napełnienie zapłacimy maksymalnie kilka, kilkanaście złotych. W stacjach firmy CamperSystem płatność może się dokonać za pomocą gotówki lub karty płatniczej w zależności od wariantu, który wybrał inwestor.
Co więc robić, jak się zachowywać podczas podróży po miejscówkach „na dziko”?