artykuły

podrozePODRÓŻE
ReklamaBilbord Ubezpieczenia
Klif, który śni się nocami
Klif, który śni się nocami

Noc na Nordkapp

Czas czytania 6 minut

Zastanawiałem się, jak opisać ten dość krótki pobyt na Nordkappie, gdy przemierzałem kamperem Skandynawię, żeby nie powtarzać tego, co już napisałem w książce. Chyba się udało. Powrót myślami po kilku latach do tamtego momentu otworzył nowe szufladki z wrażeniami i wspomnieniami, które dotychczas leżały w głowie niedostrzeżone.

Taras
Północny kraniec Norwegii kończy się nagle. Leży wystawiony na tafli arktycznej wody zlewających się mórz Barentsa i Norweskiego, jakby prosił, żeby ktoś uciął jego kolejny kawałek szybkim pewnym cięciem. Na przełomie czerwca i lipca, w nocy jak to w nocy, na Nordkappie świeciło słońce. Być może gdybyśmy nocowali u podnóża góry, nie byłoby go widać, ale kawałek skały, na którym zaparkowaliśmy, był niczym taras. Odpoczywając na nim, mogliśmy podziwiać płynące łukiem po niebie słońce, które, nie używając przedmiotów kreślarskich, bez pomocy człowieka, tworzyło w czasie idealną parabolę. Spokojna woda mórz płonęła jego blaskiem, tracąc swój naturalny błękit. Kiedy przyjechaliśmy około godziny 20.00, ten wspaniały widok odkryła przed nami mgła, uciekając w popłochu, spadając ze skał i rozpływając się donikąd.

Spacer
Czekając na północ, przechadzaliśmy się powoli, żeby nie umknął nam żaden szczegół miejsca, w którym chcieliśmy znaleźć się od tak wielu lat. Po obfotografowaniu się z globusem – symbolem przylądka (punkt obowiązkowy podróży) – podeszliśmy do kamiennego stożka i jeszcze jednego, i kolejnego... – ogólnie bardzo wielu stożków. Okazało się, że turyści na pamiątkę budują je z kamieni i kamyków... co jest niedozwolone. Chwilę potem podeszliśmy do rzeźby „Dzieci świata”, której autorem jest Simon Flem Devold oraz siedmioro dzieci z różnych krajów. Rzeźbiarz zaprosił je do Nordkappu, a te w ramach warsztatów wykonały symbole przyjaźni, nadziei, wspólnej pracy i radości. Odlewy powiększonych efektów ich pracy zainstalowano na przylądku w sąsiedztwie rzeźby matki z dzieckiem. Artyści bywają niesamowici. Dalej krzątaliśmy się po tym małym skrawku lądu, aż głód pchnął nas do kampera.

ReklamaNoc na Nordkapp 1
Kamper i parking
W czasie kolacji około 22.00 zaczął robić się ruch. Zjeżdżało coraz więcej kamperów i autokarów, te głównie norweskie i niemieckie. Na parkingu nie ma prądu, więc zasilanie braliśmy z butli gazowych (o potęgo kampera!). Po całodniowej podróży i mocy wrażeń około 23.00 padliśmy. Nastawiłem budzik, żeby wstać po 45 minutach i udać się na kultowy seans słońca o północy. Wypoczęty budzę rodzinę, ale Monika, Tosia i Mikołaj są nie do ruszenia. Widocznie wystarczył im widok słońca o 23.00. Tylko Dominik ześlizgnął się z alkowy, żeby w ciszy i spokoju środka nocy sfotografować żółtopomarańczowe słońce. Wyszliśmy z kampera, cisza i spokój znikły. Oczom naszym ukazały się tłumy turystów, których jeszcze godzinę temu nie było. Poznaliśmy nowy turystyczny zwyczaj. Nie wiem skąd, ale dziesiątki autokarów na około godzinę przyjeżdżają na Nordkapp, żeby turyści, zwłaszcza – skądinąd mili – niemieccy emeryci pstryknęli parę fotek, kupili pamiątki w centrum turystycznym Nordkapphallen i odjechali, skąd przyjechali. Tłok był jak na Krupówkach albo na polskiej plaży w lecie w czasie Covidu.

Nordkapphallen
Na dachu nowoczesnego centrum turystycznego jest kamera, która stale się obraca. Film, jaki na bieżąco kręci, można ściągnąć z dedykowanej strony internetowej. Dowiedzieliśmy się o tym od rowerzysty z Polski. Żeby dotrzeć do przylądka, przejechał całą Norwegię. Rowerzystów w Norwegii jest bardzo dużo, jednego Francuza nawet podwieźliśmy, jak wywrócił się, wracając z Nordkapp pod górkę i pod wiatr. Niemal go autokar nie rozjechał.

ReklamaNoc na Nordkapp 2
Wracając do Nordkapphalen, centrum podzielone jest na kilka stref: sklepy, restauracje, toalety i łazienki, tematyczne wystawy. Uwagę zwracają szczególnie ceny jedzenia, no ale to Norwegia. Ceny drobnych pamiątek są za to porównywalne z tymi w Polsce. Suweniry są podobne jak w innych regionach, ale można kupić wiele z symbolami Nordkapp, a na takie trudno trafić gdzie indziej. Muzeum jest pod ziemią, a w klifie zamontowano szybę, tworząc piękny oszklony taras widokowy spełniający swoją funkcję zwłaszcza zimą i podczas niepogody. Zaintrygował nas też przekrój turystów, których w dzień znowu przybyło. Mijamy wiele osób na wózkach inwalidzkich, a nawet starszego pana z balkonikiem i rurkami w nosie do podawania tlenu. Jeśli więc nie masz kampera – jedź rowerem, jeśli nie masz siły – doładuj się tlenem. Nie ma wymówki. Nordkapp jest do zdobycia przez wszystkich, również przez pięcioosobową rodzinę taką jak nasza.

Dzień po nocy pełnej słońca
W dzień wiatr osłabł, a termometr wskazywał 25 stopni. Siadaliśmy to w jednym, to w innym miejscu. Dotykaliśmy małe kwiatki i kamyki. Patrzyłem w dal, mocno skupiając się na horyzoncie, może z obawy, że nie zapamiętam tych pięknych widoków, że spotka je to samo co dzień wcześniej mgłę. Szukałem niepowtarzalnego zapachu tego miejsca, który być może był jedynie tworem mojej wyobraźni, ale co z tego, skoro stał się ważnym dowodem mojej obecności na Nordkappie, przechowywanym głęboko do końca. Trudno było uwierzyć, tkwiąc w tym polarnym upale, że to jeszcze tylko Spitsbergen i białe niedźwiedzie. W południe kamperów było już bardzo mało. Cykl życia przylądka miał się pewnie powtórzyć za kilka godzin. Przed 14.00 zaczęliśmy przygotowywać się do wyjazdu. Kierunek – Alta.

Sens
Codziennie do Nordkapp przyjeżdża kilka tysięcy ludzi. Bycie tam nie jest więc niczym szczególnym. Kiedy ktoś czyta moje wynurzenia, może pomyśleć: „No ale też mogę tam pojechać” albo „No a ja byłem w Japonii i w Egipcie, i w Argentynie”. Tak, ale każdy ma swoje marzenie, miejsce fizyczne lub duchowe, do którego chce dotrzeć, żeby przełamać granice swoich możliwości, żeby spełnić się, żeby wizja siebie z marzeń rozwinęła go poprzez ich realizację. Myślę, że przynajmniej dla mnie i Moniki Nordkapp był symbolem niemożliwego, a dotarcie do niego kamperem było takim symbolem do kwadratu. Być może dla naszych dzieci było to kolejne miejsce wakacji, ale być może obserwując nas w przyszłości, łatwiej dostrzegą, że swoje marzenia są w stanie zrealizować. W każdym razie Nordkapp zdobyliśmy. Udało się!

Artykuł pochodzi z numeru 5 (96) 2020 r. magazynu „Polski Caravaning”.

Chcesz być na bieżąco? Zamów prenumeratę – teraz jeszcze taniej i szybciej.


Administrator21.12.2020
Obserwuj nas na Google News Obserwuj nas na Google News