Kiedy przypominam sobie pierwszą podróż do Grecji w połowie lat 80., to widzę jak wiele się zmieniło. Wtedy Łada 1600, w środku żona, bagaże, silnik do łodzi, na dachu łódka, na haku N132. Uciążliwe i poniżające kontrole graniczne z wpisywaniem niemal każdego przedmiotu do deklaracji celnej...
Teraz jest normalnie. Kto chce popływać w ciepłym greckim morzu, posiada środki, sprzęt, kampera albo przyczepę, wolny czas – wsiada i jedzie. A którędy jechać?
Trasy
To zależy, którą część Grecji chcemy zwiedzać. Pierwsza trasa przez Węgry, Rumunię, Serbię i Czarnogórę, Bułgarię. Druga trasa to: Węgry, Serbia i Czarnogóra, Macedonia. Trzecia trasa na południe Grecji, na Peloponez drogą morską przez Austrię, Włochy i promem z Wenecji do Patry – chyba że ktoś nie lubi morskich podróży. Zaliczyłem wszystkie wymienione wyżej trasy. Ubiegłego lata spędziliśmy na Chalkidiki cały miesiąc, wybierając trasę przez Macedonię. Akurat zniesiono obowiązek posiadania wiz tranzytowych, ale nadal obowiązuje „Zielona karta”, o czym należy pamiętać także w Serbii. Myślę, że w tej chwili jest to najkrótsza droga nad greckie morze. Nawet, jeśli ktoś z północy Grecji chce zwiedzić południe, to autostradą E75 komfortowo dotrze do Aten i dalej E65 na Peloponez. Nie jestem zwolennikiem urlopowych wojaży autostradami. Mało się widzi, dużo płaci. Jednak do Grecji trasą przez Macedonię nie ma wyboru. Przez Słowację i Węgry można nie wjeżdżać na autostradę. Nawet drugorzędne drogi mają dobrą nawierzchnię i logicznie umiejscowione znaki drogowe. Potem od Serbii, pozostaje tylko płacić i narzekając na myto, szybko połykać kilometry.
„Epanomi” zamknięte na kłódkę...
Nasza podróż
Nowy Sącz. Tankujemy do pełna. Rano przekraczamy granicę w Muszynie-Leluchowie. Słowacja, Presov – Koszyce i już granica z Węgrami. Tu uwaga! Stare przejście graniczne. Samochód przekraczający wysokość 220 cm nie mieści się pod dachem. Auta kempingowe muszą przejeżdżać dołem po prawej stronie, przejściem dla TIR-ów. Oczywiście, nie trzeba czekać w kolejce. Już na Węgrzech jedziemy dalej drogą E71 na Miskolc i dalej drogą główną 3 obok autostrady do miasta Fuzesabony. Potem 35 na Heves, 32 Szolnok, 442 Tiszafoldvar, 45 Szentes, przejeżdżamy Szeged i drogą nr 5 jedziemy w kierunku granicy, by 4 km przed nią w miejscowości Roszke po lewej stronie, przenocować na czystym, niewielkim kempingu z restauracją i podstawowymi sanitariatami. Kamper+dwie osoby+prąd=3500 forintów. To miejsce, to doskonały punkt startowy na wczesny wjazd do Serbii i Czarnogóry.
Asprovalta - wielki kemping, wielkie drzewo.
KILKA PRAKTYCZNYCH UWAG
Można wybrać pierwszą trasę przez Rumunię i Bułgarię, ale jej nie polecam. Rumuńskie miasta Arad i Timisoara z powodu remontów dróg i beznadziejnego oznakowania są trudne do przejechania. Poza miastami drogi nawet dobre. Radzę tamtędy jechać tylko za dnia. W Bułgarii główna droga od obwodnicy Sofii do Kulaty jest dobra. Boczne drogi i obwodnica złe, pełne dziur, czyli „dupek” („dupka” to po bułgarsku dziura). Droga łącząca Serbski Nis z Sofią wąska, kręta i zła. Nie polecam. Z wielką satysfakcją można odnotować ogromny postęp w budowie autostrad na Węgrzech i w Grecji. Praktycznie wjeżdżając na autostradę M3 za Miskolcem, lub jadąc przez czeskie Brno, Bratysławę, Budapeszt, możemy – z wyjątkiem kilku krótkich odcinków – dojechać do Szeged lub koło Balatonu na południe aż do Splitu nad Adriatykiem. Opłaty za kempingi w Grecji wynoszą od 14 do 25 euro za dzień pobytu, licząc kamper+2 osoby+podłączenie do prądu. Olej napędowy kosztuje mniej więcej tyle, co w Polsce. Wszystkie dane pochodzą z sierpnia i września 2006 i nie sądzę, by uległy zmianie w tym roku. Życzę sympatycznego wypoczynku w Grecji, a o pogodę proszę się nie martwić!
Greckie krajobrazy.
Lepiej w dinarach
Po naszych doświadczeniach z opłatami za autostradę, polecam przy wjeździe do Serbii wymienić 130 $ (tyle mniej więcej kosztuje cała trasa) na dinary. Na bramkach można płacić euro lub dolarami, wydają nawet resztę w dewizach. W drodze powrotnej okazało się, że w przeliczeniu z dinarów na euro, płacąc w dinarach, za tę samą trasę zapłaciliśmy mniej o około 30 euro. Na bramkach, gdzie opodal stał samochód policji, resztę wyliczano uczciwie... I tak, do Nowego Sadu 1250 dinarów. Przed Belgradem 35 km kolejne 1090 dinarów. Za Belgradem do Nisu 3260 dinarów, Nis – Kocani 840 dinarów. Potem jeszcze 15 $ i granica Macedonii.
Kemping w zatoce Ierissos.
Do Grecji
Wielokilometrowe odcinki o nazwie „autostrada” to dwukierunkowe jezdnie o dobrej nawierzchni, za które płaci się jak za prawdziwą autostradę. Jest ich mniej i w sumie warto zapłacić. Stacji paliw nie spotyka się zbyt często. Macedonia – tu mała kolejka. Celnicy nie spieszą się z odprawą. Zielona karta i bez kłopotów jedziemy dalej dobrą autostradą. Do granicy greckiej tylko dwie drobne opłaty po kilka dolarów. W Grecji na granicy pierwsze tankowanie od rannego wyjazdu z Węgier. Cały dzień jazdy: ponad 700 km. Jest wieczór, godzina 20, jedziemy dalej autostradą E75 do Salonik. Przed Salonikami skręcamy w lewo - kierunek Kavala i nocujemy już około północy nad samym morzem na „dzikim kempingu” w miasteczku Stratoni, zapełnionym kamperami z Włoch. Żadnych opłat. Brak toalet, ale woda w kranie jest i całkiem przyzwoita plaża. Tam odpoczęliśmy po długiej podróży i następnego dnia wracamy przez Olimpiadę, Stavros (dobre zakupy i kawiarenka internetowa) do głównej drogi E90 w kierunku Kavali i Turcji. To dawna droga, bo powyżej jest już nowa autostrada, jeszcze bez opłat. Nocujemy na kempingu „Amotiko” w Paralia Ofriniou. Ciasne stanowiska. Miejsca przy morzu zajęte przez greckie przyczepy. Morze cieplutkie.
Jeden z monastyrów na Atos.
Półwysep Atos
Następny postój to duży kemping w Asprovalcie. Ogromny teren, zaniedbany, zadrzewiony, niezła plaża. Po kilku dniach wyjeżdżamy w kierunku półwyspu Atos. W miasteczku Ierissos instalujemy się w pięknej zatoce na godnym polecenia kempingu nad samym morzem. Niestety, teren odkryty, ale piękna plaża, ciepłe morze, czyste sanitariaty, widok na górę Atos i stały chłodny podmuch wiatru od morza pozwalają na wspaniały relaks. Stąd tylko 16 km do Ouranopolis, skąd odpływają wycieczkowe statki w kilkugodzinny rejs, a od strony morza można podziwiać sławne i piękne monastyry. Syn zaprosił nas na tę ciekawą morską wycieczkę, którą gorąco polecam. Na kempingu w Ierissos byliśmy 8 dni za cenę 125 euro (kamper+2 osoby+prąd).
Retziko camping - 14 września pusta plaża.
Może wydzierżawić?
Już w kierunku Polski jechaliśmy przez północny przesmyk Sithonii w kierunku Kassandry. Po drodze za miasteczkiem Nikiti zadrzewiony kemping „Miloz”, zejście do morza złe, a plaża marna. Polecam za to znany mi od dawna kemping „Kouyoni” w miasteczku Gerakini. Przez lata dobudowano tam basen, a mała plaża zupełnie wystarcza nawet dla gości kompleksu hotelowego „Sonia”. Za pięciodniowy pobyt zapłaciliśmy 80 euro. Niestety, jak już wspomniałem, najlepsze stanowiska bliżej morza są zajęte przez greckie przyczepy kempingowe, na stałe „okopane” przez cały rok. Przed laty tego nie było. To nowo wprowadzony zwyczaj całorocznego wydzierżawiania miejsca na przyczepkę na ogólnodostępnych kempingach. Takie miejsce na rok kosztuje od 700 do 1700 euro. Może to jest pomysł na stałe miejsce urlopowe w Grecji? Wracając do Sithonii, polecam zwiedzić cały półwysep. Jadąc dookoła drogą nad samym morzem napotkamy kilkanaście ładnie usytuowanych kempingów.
Relaks na plaży Ierissos.
Czas na powrót
Drogą nad samym morzem jedziemy w kierunku Salonik. W Nea Kallikratia kemping „Aigeas” już zamknięty. Szukamy noclegu na reklamowanym i znanym nam sprzed wielu lat kempingu „Epanomi”. W ogóle nieczynny, zamknięty od wielu miesięcy z widocznymi śladami dewastacji. Nie należy więc ufać nawet informacjom niemieckiego wydawnictwa „Camping & Caravaning”, gdzie opisywane miejsce jest otwarte i działa. Pod koniec dnia i cofnięciu się o 10 km, znajdujemy ukryty kemping o nazwie „Retziko”. Piękna plaża, ciepłe płytkie morze, pusto. Ostatnie trzy dni wypoczynku przed długą jazdą do Polski. Teraz już tylko wjazd na bezpłatną autostradę do Salonik i dalej opisywaną już drogą przez Macedonię, Serbię i Czarnogórę oraz Węgry. Po drodze nocujemy na stacji paliwowej 55 km przed granicą węgierską w Backa Tapola. Opisywaną trasą jedzie się bez problemów, szybko, po dobrej nawierzchni, a że za wygodę trzeba zapłacić – to już inna para kaloszy...
Andrzej Dąbrowski