Rok przed planowanymi zmianami opublikowaliśmy artykuł pt. Powalczymy o „B”? Po ponad 4 latach konstatacja może być jedna. Najpewniej pokusę zwiększenia uprawnień, gdy pomyśleć o holowaniu cięższych przyczep, skutecznie ogranicza w Polsce nie tyle strach przed poddaniem się egzaminowi, co elektroniczny system poboru opłat za przejazd drogami krajowymi.
Od 19 stycznia 2013 r., by ciągnąć przyczepę cięższą niż 750 kg, w zestawie o DMC nieprzekraczającym 4,25 t, nie trzeba już mieć prawa jazdy kategorii B+E. Unijni urzędnicy chcą jednak, by kierowca takiego składu przechodził specjalne, dodatkowe szkolenie, ale już niekoniecznie egzamin. „Generalnie więc furtka dla ułatwień w prowadzeniu cięższych pojazdów i zestawów jest otwarta. Pozostaje teraz wypracować stanowisko i mocno argumentować u naszych władz o rozsądne ułatwienia, tym bardziej, że w Niemczech Bundesrat już wypracował bardzo przyjazne dla braci caravaningowej przepisy” – apelowaliśmy kilka lat temu do Głównej Komisji Caravaningu PZM. Co się zmieniło od tego czasu w Polsce? Otóż po zmianie przepisów w 2013 r. wprowadzono i u nas tzw. unijne uprawnienie „B96”. To pozwala poruszać się zestawem pojazdów o dopuszczalnej masie całkowitej nieprzekraczającej 4,25 t i przyczepy innej niż lekka. W praktyce dopuszczalne staje się prowadzenie samochodu o DMC np. 2600 kg wraz z przyczepą kempingową o DMC 1650 kg. Pokusa podwyższenia uprawnień do podróżowania z cięższymi przyczepami jest niemała. W obydwu przypadkach – obojętnie czy mowa o B96, czy o B+E – trzeba zdawać egzamin. Różnica?
B96, a może B+E?
Do uprawnień B96 nie jest wymagany kurs, a tylko egzamin państwowy (ok. 200 zł). W przypadku B96 zestaw może mieć maks. 4250 kg, a w przypadku B+E nawet 7 ton, ale to „wyższe” uprawnienie okazuje się bardziej kosztowne (ok. 1000-1400 zł) i pracochłonne (dla kategorii B+E wymagane jest zaliczenie 20 godzin szkolenia teoretycznego i 15 godzin szkolenia praktycznego), bo też sam egzamin praktyczny poprzedza kurs (teoria i egzamin wewnętrzny). Tu warto poczynić spostrzeżenia z obowiązywania owego ułatwienia w kraju o wiodącej kulturze caravaningowej i w Polsce. Otóż, w Niemczech ok. 40% wszystkich zestawów (samochód + przyczepa kempingowa) mieści się z kategorii do 4250 kg. To o tyle istotne, że unijni urzędnicy pozostawili krajom członkowskich sprawę uzyskania uprawnień dla unijnej kategorii.
– W Niemczech, aby uzyskać uprawnienia B96, trzeba wziąć udział w 7-godzinnym szkoleniu, które można zrealizować w przeciągu jednego dnia i chyba najważniejsze – egzamin nie jest wymagany! – informuje nas Daniel Rätz, Referent Marketing & PR Caravaning Informations GmbH. – Na owo szkolenie składa się: 2,5 godziny teorii, 3,5 godziny praktyki na torze testowym, godzina praktyki na drogach. Większość ośrodków szkoleniowych w Niemczech oferuje taką usługę, a opłata waha się od ok. 250 do 400 euro. Wniosek może być i taki: kto chce pominąć stres związany z egzaminem, ten najpewniej pokusi się o pozyskanie uprawnień do łączenia w zestaw cięższych przyczep... w Niemczech (mowa oczywiście o tych, którzy mają również prawo jazdy niemieckie). Nasi włodarze zdecydowali bowiem o bardziej restrykcyjnej formie potwierdzenia umiejętności poruszania się w zestawie z cięższymi przyczepami, skoro obowiązkowym punktem programu jest egzamin państwowy, a kryteria oceny wykonania zadań są praktycznie identyczne, jak w przypadku pokusy zdobycia uprawnienia B+E.
Kulisy egzaminu „unijnego”
Na długiej liście zadań na placu manewrowym czekać nas więc może np. cofanie pojazdem silnikowym w kierunku przyczepy w sposób umożliwiający dokonanie sprzęgnięcia, regulacja wysokości zaczepu przyczepy (w przypadku, gdy konstrukcja przyczepy to umożliwia), dokonanie połączenia zaczepu przyczepy z hakiem lub zaczepu pojazdu silnikowego oraz zabezpieczenie przed rozłączeniem, cofanie po łuku, wjazd tyłem i przodem do garażu pod kątem, wjazd przodem i tyłem pod kątem 90 stopni, wjazd pod górkę... Na placu należy wykonać minimum trzy manewry (losuje się konkretne zadania), acz najwięcej stresu czeka nas „na mieście”. Z naszej sondy wynika jednoznacznie, że zainteresowanie uprawnieniami B96 jest w Polsce znikome.
– Tak zwani laweciarze zdecydowanie bardziej preferują uprawnienia B+E, a B96 cieszy się zainteresowaniem praktycznie tylko wśród fanów jazdy konnej – mam na myśli posiadaczy przyczep dla koni, a także wśród fanów jachtów i cięższych łódek – informuje Bartek Gorajczyk, instruktor w PZM. – Jakkolwiek za B96 przemawiają niższe koszty, to rolą instruktora jest przygotować kursanta na czekające go zadania, a częściej po prostu pomoże wyeliminować nawyki, które okazują się dyskwalifikujące podczas egzaminu, jak np. „przekroczenie” dyszla zamiast obejście dookoła przyczepy, czy też poniechanie użycia kierunkowskazów podczas cofania z przyczepą pod kątem do garażu, albo wreszcie przejazd warunkowy na zielonej strzałce w ruchu miejskim. Krótko mówiąc, bez przygotowania bardzo ciężko zdać egzamin.
Konkluzja?
Pokusę podwyższenia uprawnień w dziedzinie podróży z cięższymi przyczepami w Polsce skutecznie ogranicza system opłat viaTOLL. Nie będziemy musieli płacić, jeśli DMC pojazdu i przyczepki liczona razem nie przekroczy 3500 kg. I tu dochodzimy do bodaj najbardziej trafnej konkluzji – dlaczego uprawnienia B96 nie są tak popularne wśród fanów caravaningu w Polsce. Od 1 lipca 2011 r., wraz z wdrożeniem na polskich drogach elektronicznego systemu poboru opłat, wszystkie pojazdy i zestawy pojazdów, których masa przekroczyła 3500 kg, zostały potraktowane w taki sam sposób, jak samochody ciężarowe. Kara za przejazd bramkami viaTOLL z pominięciem opłat na trasie Śląsk-Pomorze może zrujnować nie tylko budżet wakacyjny. Smutna to konkluzja, ale takie panuje u nas prawo. Czym innym jest bowiem przekroczenie dopuszczalnych obciążeń dla przyczepy, a czym innym niezastosowanie się do obowiązku opłacenia korzystania z drogi przez zestaw pojazdów przekraczający 3500 kg DMC. W pierwszym przypadku grozi mandat. W drugim – drakońskie grzywny nakładane na każdej mijanej bramce.
Tekst: Rafał Dobrowolski
Zdj.: Fendt
Cały artykuł w PC nr 4 (73) 2016.