artykuły

dobrze-wiedziecDOBRZE WIEDZIEĆ
ReklamaBilbord Ubezpieczenia
Najsmaczniejsza grupa Volkswagena

Najsmaczniejsza grupa Volkswagena

Czas czytania 8 minut

Kuna – a dokładnie kuna domowa, kamionka (Martes foina) – to gatunek niewielkiego ssaka drapieżnego z rodziny łasicowatych. Gatunek synantropijny, czyli taki, który przystosował się do życia w środowisku silnie przekształconym przez człowieka (za Wikipedią).

Cóż, przystosował się aż za dobrze, zaś menu zmodyfikował znacząco, bowiem (cytując dalej źródło): „żywi się gryzoniami, ptakami i ich jajami, żabami i owadami. Dość duży udział w jej diecie mają owoce. W jaskiniach poluje na nietoperze. W zabudowaniach gospodarskich tępi szczury i myszy, wyrządza jednak również szkody wśród drobiu. Na wspólnych stanowiskach konkuruje z kuną leśną”.
Liczne doświadczenia kierowców wskazują jednak, że do ekologicznego menu przodków kuna domowa czy też leśna – kto złapie za ogon, dowie się dokładnie która – dołożyła przewody w otulinach gumowych. To uroczo wyglądające zwierzątko o słodko lśniących oczkach opędzlowuje namiętnie najróżniejsze kabelki w naszych autach. Dolot powietrza, przewody zapłonowe, wężyki podciśnienia – mniam, mniam, zwłaszcza te z grupy VW. Najsmaczniejsze! Kto zgłębił temat, ten wie, że to one właśnie posiadają najwspanialszy dla kun bukiet i walory smakowe. Do tego stopnia, że mechanicy zalecają czasami zakup zamienników, które nie cieszą się już takim uznaniem gryzoni.

O co właściwie chodzi?

Cóż, jak się komuś uda pogadać z jakąś kuną, może się z nami podzieli wiedzą. Z grubsza teorie są trzy. Pierwsza dotyczy terytorium – gryzonie te są zwierzętami terytorialnymi, więc jeżeli po naszym samochodzie pobiegała jakaś kuna, a my przestawimy auto z jej zapachem na terytorium innej, to awantura gotowa. Gospodyni w nowym miejscu zrobi wiele, żeby intruza zwalczyć. Zapach potencjalnej konkurencji na swoim obszarze może doprowadzić stałą lokatorkę do furii, a ofiarą pada nosiciel aromatu – w tym wypadku nasze auto.

ReklamaŚT - biholiday 06.03-31.05 Sebastian
Taki scenariusz był najprawdopodobniej udziałem Łukasza, który po pewnej wizycie na Podlasiu bardzo się zdziwił, gdy najpierw zastrajkowała turbina, za nią poleciała lawina błędów, auto zamuliło się okrutnie i ledwo dojechał do domu. Następnego dnia choinka na tablicy rozdzielczej dobitnie dała mu do zrozumienia, że bez lawety się nie obejdzie. Liczba zapalonych lampek poważnie go zestresowała, nie wyglądało to za ciekawie. Na serwisie szybko okazało się, że kuny urządziły sobie w jego volkswagenie niezłą stołówkę, poprzegryzały parę gumowych wężyków, w tym ten od podciśnienia, co na szczęście nie wygenerowało dużych kwot za naprawę, a koszt lawety pokryło ubezpieczenie assistance. Łukasz nie miał wcześniej do czynienia z takimi atrakcjami, więc zabezpieczeniem swego kampera zainteresował się już po szkodzie. W komorze silnika jego californii wisiały co prawda zawieszki do WC pozostawione przez poprzedniego właściciela, jednak były już zupełnie zwietrzałe. 

Spécialité de la maison

Druga teoria wiąże się z tym, że dodatki ekologiczne dodawane do tworzyw sztucznych sugerują kunom, że pod maskami samochodów kryje się coś smacznego. Trudno to zweryfikować, ale bardzo często zdarza się, że w konkretnej marce jest to konkretny przewód. Przypadek? Nie sądzę. Co więcej, czasami zainteresowania domniemaną potrawą nie ma do czasu, aż na tacę wjedzie świeżutki kabelek, prosto z hurtowni. Przypadek Artura wyklucza trop terytorialny, gdyż parkuje w biurowcu w mieście lub u siebie na podwórku. Przewody zapłonowe wymienił po kilku latach ze starości, profilaktycznie. Przez lata nie kusiły one żadnego gryzonia, a po wymianie nie minął miesiąc, gdy kuny zrobiły sobie party. Nowiutkie kable musiały być wybitnym delikatesem, bo jeden zniknął niemalże w całości – został chyba spakowany na wynos, a i w pozostałych brakowało sporych kawałków. Kolejny zamiennik okazał się chyba nie warty uwagi gryzoni, działa bez uszczerbku do dziś.

ReklamaNajsmaczniejsza grupa Volkswagena 2
Trzecia teoria opiera się na tym, że kuny, jak inne gryzonie, lubią po prostu poharcować i już. Bawią się, wariatki! Ciężko na ten temat napisać coś mądrego, można tylko zacząć knowania, jak popsuć im imprezkę.

Najsmaczniejsza grupa Volkswagena 3
Zestaw Sandry gotowy do podróży życia, która się nie odbyła

Szkoda całkowita

Żarty żartami, ale skutki tych gryzoniach harców już zabawne nie są. Dopóki w karcie dań znajdują się wężyki podciśnienia czy inne rurki bez prądu, na deser mamy lawetę, trochę stresu i koszty naprawy – raz większe, raz mniejsze. Niestety, szkody spowodowane przez te niewinnie wyglądające futrzaki potrafią osiągnąć naprawdę zatrważające rozmiary, a skutki ich figli bywają tragiczne.
Kilka tygodni temu na grupie Caravaning Babskim Okiem swoją historią podzieliła się Sandra. Zrobiła to, by przestrzec inne członkinie społeczności. Jej historia jest bardzo trudna i złożona, dlatego udostępniła to w grupie, gdzie wiedziała, że nie dotknie jej hejt i czuła się bezpiecznie. Pozwoliła mi przytoczyć swój przypadek, wierząc, że może komuś pomoże to uniknąć podobnego nieszczęścia. Ich mobilny dom wraz z ciągnikiem spłonął dzień przed kilkumiesięcznym wyjazdem na południe Europy. Wynajęli mieszkanie, sprzedali zbędne ruchomości, spakowali wszystkie pozostałe rzeczy do przyczepy i samochodu… Stracili wszystko. Ich wyjazd, mający być lekiem na jedną traumę, skończył się kolejną. 
Biegły ze Straży Pożarnej stwierdził przegryzione przewody tam, gdzie stała szafka z elektroniką. W przyczepie nie było dodatkowych zabezpieczeń przeciw gryzoniom, bo spędzili w niej niemalże bez przerwy całe lato, w dodatku mieszkał z nimi kot! On również spłonął. Sandra nie wie, czy kiedykolwiek wrócą do caravaningu – boi się o życie swoje i najbliższych. Tego dnia mieli być w tej przyczepie, jednak zmieniły im się plany. 

Najsmaczniejsza grupa Volkswagena 4

Najsmaczniejsza grupa Volkswagena 5
Marzenia i plany całej rodziny w kilka minut obróciły się w zgliszcza

Wojna po(d)jazdowa

Powstaje pytanie, jak zabezpieczyć nasze pojazdy przed niechcianymi wizytami szkodników? Bo choć mówimy głównie o kunach, przewody lubą podgryzać myszy, szczury i inni ich kuzyni. Miałam kiedyś koszatniczkę, która, wypuszczona z klatki na wolność w celach rekreacyjnych, błyskawicznie brała się za dostępne kable. 
Problem dotyczy wszystkich kierowców pojazdów silnikowych, nie jest to tylko bolączka caravaningowców. Jak więc skutecznie przegonić to towarzystwo? 

Anty-aromaterapia

Kuny nie lubią intensywnych zapachów. Najprościej zaopatrzyć się w płyny lub spreje z przekreśloną mordką futrzaka. Środków typu „anti marder” lub „no marten” jest na rynku sporo. To gotowe aerozole, płyny do rozrabiania i spryskiwania auta, garażu lub otoczenia. Jest to dobra metoda, trzeba jednak o niej pamiętać i stosować te środki regularnie. Pamiętajmy też, że komorę silnika spryskujemy dopiero po wystudzeniu!
Dość popularnym i ekologicznym środkiem odstraszającym kuny jest ponoć psia sierść. Coś musi być na rzeczy, bo można takową kupić w woreczkach, gotową do rozmieszczenia w pojeździe. Mój chrześniak, który jest leśnikiem, ubogaca wytłumienie pod maską terenówki wyczesanym runem swego czworonożnego przyjaciela i jak dotąd patent działa. 
Jest też frakcja użytkowników (do której osobiście należę), którzy wieszają w komorze silnika zawieszki do muszli klozetowej. To niegłupi sposób, wali toto okrutnie, a jak przestaje, ląduje w WC, by spełnić pierwotne przeznaczenie. Wszystkie wspomniane metody wymagają regularnego odświeżania i wymiany, bowiem zapachy zwyczajnie wietrzeją, więc przestają drażnić noski gryzoni.

Silent disco

Łatwo popsuć kunom zabawę, puszczając nielubianą przez nie muzyczkę. Na rynku znajdziemy mnóstwo odstraszaczy ultradźwiękowych. Wystarczy podłączyć je do źródła zasilania i lecimy z imprezą. Rozwiązanie to jest chwalone przez użytkowników i zyskuje na popularności na tyle, że produkty tego typu można spotkać już nawet w supermarketach. Nie jest ono jednak w 100% niezawodne, słyszałam bowiem o przypadku, gdzie zniesmaczona repertuarem kuna odgryzła zasilanie od podobnego ustrojstwa. Odstraszacze tego typu najczęściej podłączane są do akumulatora i charakteryzują się nieznacznym poborem prądu, jednak w przypadku zimowania kampera lub przyczepy powinniśmy pamiętać o zapewnieniu źródła zasilania dla tego urządzenia, w przeciwnym razie nie będzie miało szansy spełnić swej powinności. 

Najsmaczniejsza grupa Volkswagena 6
Zostały wspomnienia

Nawet jeśli twój wróg jest jak mrówka…

zalicz go w poczet słoni – głosi duńskie przysłowie. Nie wolno lekceważyć żadnego przeciwnika. Mały, słodko wyglądający zwierzak może spowodować całkiem duże problemy. Nawet najmniej dramatyczne przypadki przysporzyły właścicielom pojazdów kosztów, stresu i unieruchomiły samochody na kilka dni. Jeżeli uszkodzenie przewodów kończy się pożarem, to katastrofa, zwłaszcza jeżeli nie mamy autocasco. Wykupując ubezpieczenie AC, warto przegryźć się, nomen omen, przez OWU, i sprawdzić, czy uwzględnia szkody wyrządzone przez nieproszonych gości.
Poza opisanymi przypadkami zdarzają się także wygryzanie mat i osłon wygłuszających, uszkodzenia opon, a nawet bardzo niebezpieczne awarie przewodów hamulcowych. 
Nie ma co liczyć na to, że problem nas nie dotyczy. Gryzonie świetnie sobie radzą nie tylko na łonie natury, gdzie zwykle szukamy wytchnienia, zaadaptowały się też w miejskiej dżungli, zwłaszcza blisko terenów zielonych. Warto zadbać o bezpieczeństwo naszych aut, tym bardziej że koszty prewencji są znikome w porównaniu do potencjalnych strat. Zapachowe środki zapobiegawcze to koszt od kilku do kilkunastu złotych przy jednorazowej aplikacji, zaś odstraszacze ultradźwiękowe można kupić już za kilkadziesiąt. Najdroższy, jaki znalazłam w sieci, kosztował ciut powyżej trzystu. Taka kwota nie pokryje nawet kosztów holowania uszkodzonego auta, więc chyba nie ma co dłużej dyskutować nad słusznością stosowania zabezpieczeń przeciw gryzoniom.

Manuela Warzybok

Artykuł pochodzi z numeru 6 (114) 2023 r. magazynu „Polski Caravaning”.

Chcesz być na bieżąco? Zamów prenumeratę – teraz jeszcze taniej i szybciej.


Administrator17.02.2024 zdjęć 4
Obserwuj nas na Google News Obserwuj nas na Google News