artykuły

podrozePODRÓŻE
ReklamaBilbord Ubezpieczenia

Zamki, jaja i sami swoi

Czas czytania 8 minut
Zamki, jaja i sami swoi

W ubiegłym roku, żegnając się z Polakami w Nowym Sołońcu, wypowiedzieliśmy słowa “ do zobaczenia za rok”. Dlatego spełniliśmy daną obietnicę i wyruszyliśmy we dwoje do wytyczonego celu. Tym razem więcej czasu spędziliśmy na Ukrainie, zwiedzając miasta związane z historią Polski. Trasa przebiegała przez: Włodzimierz Wołyński, Łuck, Dubno, Krzemieniec, Poczajów, Kołomyję, Czerniowce, Chocim, Kamieniec Podolski.

W drogę!
Wyruszyliśmy 6 lipca 2010 r., w kierunku Ukrainy i przejścia granicznego Zosin - Uściług. Ruch na przejściu był duży, ale odprawa po stronie polskiej trwała 5 minut, a po 45 - byliśmy na Ukrainie. Po przejechaniu 5 km mieliśmy pierwszą kontrolę policji, a na 117. km drogi – drugą. Obie trwały po 5 minut, z życzeniami szczęśliwej drogi ruszyliśmy dalej. Pierwszy nocleg mieliśmy na stacji benzynowej w okolicy Dubna (w l. 1920 – 1939 należało do Polski). Obsługa była bardzo miła; porozumiewaliśmy się łamanym polskim.

Zamki, jaja i sami swoi 1

Warto odwiedzić Muzeum Pisanki w Kołomyi.
Zamki, jaja i sami swoi 2


Na dworze Słowackiego
Następnego dnia ruszyliśmy w kierunku Krzemieńca – miasteczka położonego w dolinie, pośród wzgórz zwanych Górami Krzemienieckimi. Zwiedzanie miasta rozpoczęliśmy od polskiego cmentarza, jednego z sześciu cmentarzy w tym mieście, a potem udaliśmy się do muzeum Juliusza Słowackiego, mieszczącego się w dworku jego dziadka. Juliusz mieszkał tam w latach 1814 -1828. Będąc w tej okolicy trudno nie zwiedzić oddalonego o 21 km Poczajowa, niewielkiego miasteczka będącego jednym z największych ośrodków kultu maryjnego na Ukrainie – wspólnego dla grekokatolików i prawosławnych, a także katolików. Z Poczajowa, przez Tarnopol, jechaliśmy w kierunku Kołomyi. Zestawem auto i przyczepa stacjonowaliśmy tam w samym centrum miasta, na podwórku Igora (poznanego podczas ubiegłorocznej podróży). Bardzo mile nas przywitano i goszczono przez kolejne dwa dni. Jak  się porozumiewaliśmy? Po polsku! Igor i jego małżonka Ludmiła, a także ich rodzina i znajomi mówią piękną polszczyzną.

ReklamaZamki, jaja i sami swoi 3
Wielkie jajo w Kołomyi

Kołomyja, leżąca nad rzeką Prut, liczy około 68 tys. mieszkańców. Miasto jest pięknie odnowione, wobec czego spacer po centrum jest prawdziwą przyjemnością. A zobaczyć tam można... wielkie jajo (!), będące Muzeum Pisanki – jedynego tego rodzaju muzeum na świecie (otwarte we wrześniu 2000 roku). Kolekcja liczy około 6 tys. pisanek, głównie ukraińskich, ale można znaleźć tam również jajka białoruskie, polskie i azjatyckie. Dużo ciekawsze jest jednak kołomyjskie Muzeum Huculszczyzny i Pokucia. To 30 tys. eksponatów pochodzących z okresu od XVII do XX wieku. Są to zabytkowe rzeźby ludowe, wyroby ceramiczne i tkackie.
Zamki, jaja i sami swoi 4

Twierdza w Kamieńcu Podolskim - większa od chocimskiej.
Zamki, jaja i sami swoi 5

Dzieci mówiące po polsku nie odstępowały nas na krok! Tutaj – z Generalnego Domu Polski w Suczawie.

Zamki jak z baśni
Przez Czerniowce dojechaliśmy do Chocimia, małego miasteczka (ok. 12 tys. mieszkańców), którego dużą atrakcją jest zamek nad rzeką Dniestr. Ruiny, niczym z baśniowej opowieści, nad brzegiem szerokiej rzeki wywierają naprawdę ogromne wrażenie. Po przejechaniu kolejnych 20 km dotarliśmy do następnego miasta związanego z historią Polski – Kamieńca Podolskiego (około 108 tys. mieszkańców). To miasto- -legenda, otoczone z trzech stron rzeką Smotrycz – koryto tej rzeki to jar kamienny sięgający kilkudziesięciu metrów wysokości. Uwagę przyciąga słynna twierdza oraz Stare Miasto z podziałem na dzielnice: polską, ormiańską i ruską. Kamieniec otaczają niespotykanie dobrze zachowane mury miejskie z systemem baszt. Trzeba zobaczyć twierdzę! Widok jak z bajki, liczba baszt – mniejszych i większych – pokazuje jej siłę. Udało nam się zaparkować i wypić kawę przy potężnych murach. Aby dobrze zwiedzić to piękne, bogate w zabytki miasto, trzeba poświęcić kilka dni. Na długo w naszej pamięci zostaną rozmowy z polskimi mieszkańcami Ukrainy. Gdy zatrzymywaliśmy się, podchodzili do nas, opowiadając swoje życiorysy, a niejednokrotnie losy swoich rodziców. Często mówili: ,,Tu jest nasz kraj, a ojczyzną – Polska”.

ReklamaZamki, jaja i sami swoi 6
Wśród swoich

Jedenastego dnia podróży wjechaliśmy na przejście graniczne Siret (między Ukrainą i Rumunią). Kolejka do przejścia była długa, ale nas skierowano na pas CD – dyplomatyczny. Byliśmy piątym samochodem w kolejce, więc poszło szybko. Widzimy obraz Rumunii po powodzi: pozrywane mosty, zniszczone drogi, objazdy, które utrudniały nam dotarcie do Nowego Sołońca – największej polskiej wsi w Rumunii. Na miejscu witano nas bardzo serdecznie. Krótko po naszym przyjeździe, do Nowego Sołońca zawitał na motocyklu pan Sławek Olejnik, podróżnik z Wielunia (naszego rodzinnego miasta). Jaki ten świat mały! Pan Sławek mocno zdziwił się, że wszyscy mieszkańcy tej wioski mówią po polsku, nawet dzieci zgromadzone wokół nas. Poszedł do sklepu, wykupił wszystkie batony i obdarowywał nimi dzieci. Nawiązała się między nimi piękna rozmowa. Następnego dnia rano pan Sławek ruszył w dalszą drogę w kierunku Mołdawii, a my spędziliśmy kolejne dwa dni w Nowym Sołońcu. Dzieciaki nie odstępowały nas na krok – rozdawaliśmy to, co przywieźliśmy: polskie książki, długopisy, breloczki, smycze, portmonetki, balony i wiele innych gadżetów. Po dwóch dniach udaliśmy się do drugiej polskiej wioski Bulaj-Moara, parkując na podwórku pani Janiny Bivol – pracownika Domu Polskiego w Suczawie. Odwiedziliśmy wszystkich Polaków mieszkających w tej wiosce, a następnego dnia ruszyliśmy w kierunku granicy z Mołdawią.

Jednak nie tym razem
Przejechaliśmy zaledwie kilkanaście kilometrów, gdy zadzwonił do nas pan Sławek – z radą, by nie jechać. Mówił, że dróg prawie nie ma i nie mamy szans, by dojechać do polskiej wioski Styrcza. Po krótkiej rozmowie zrezygnowaliśmy więc z podróży do Mołdawii, a to co wieźliśmy do Styrczy, zostawiliśmy w Domu Polskim w Suczawie. Miasto jest stolicą rumuńskiej Bukowiny. Duża liczba zabytkowych cerkwi oraz górujące nad miastem ruiny twierdzy sprawiają, iż Suczawa  jest miastem ciekawym, posiadającym swój klimat. Przez Falticeni, Targu-Neamt, objeżdżając jezioro Izvorul  Muntelui, dotarliśmy do zapory Bicaz, po drodze podziwiając piękny, trójramienny most. Następnie wjechaliśmy w wąwóz Bicaz, przecinający góry Hasmas.

Ciasno i stromo
Biegowi płynącego przez wąwóz potoku towarzyszy szosa Bicaz – Gheorgheni, wspinająca się serpentynami na zbocza i przeciskająca przez skalne gardziele. Jednym z charakterystycznych masywów górskich jest imponująca skała Piatra Artaruli, na szczycie której umieszczono krzyż. Wysokość ścian wąwozu Bicaz sięga 800 m – jest on więc najgłębszym wąwozem w Europie (porównywalnym tylko z Verdon we Francji). Bicaz wywarł na nas ogromne wrażenie. Jego szerokość jest niewielka; w najwęższym momencie znalazło się tylko miejsce na potok i drogę, a ściany sięgają nieba. Przy drodze – budki handlujące „cepeliadą”! Momentami odnosi się wrażenie, że wjeżdżamy w skałę. Ostre zakręty i bardzo strome podjazdy dla auta z przyczepą są bardzo trudne do pokonania – jeśli się jedzie od strony miasta Bicaz. My wybraliśmy właśnie tę drogę..., ale udało się!

W mieście cygańskiego króla
Następnego dnia wyruszyliśmy w kierunku Targu Mures, po 20 km wjeżdżając na przełęcz Bucin (1287 m n.p.m). Droga była dość dobra, choć bogata w strome podjazdy, serpentyny i... przepiękne widoki! Ruszyliśmy dalej – do Turdy. Niedaleko od miasta znajduje się wąwóz, a w jego pobliżu pole kempingowe. Co z tego, skoro z przyczepą czy kamperem zaparkować się nie da, bo droga jest szutrowa i bardzo stroma? Jedziemy zatem do sporego miasta Cluj Napoka (ok. 300 tys. mieszkańców). W centrum znajduje się duży cmentarz miejski, założony po epidemii dżumy w 1585 roku. Jest to jedna z najpiękniejszych siedmiogrodzkich nekropolii. Następnym miastem na naszej trasie jest Huedin. W miasteczku tym jest mnóstwo cygańskich pałaców, a wszystkie pokryte są srebrzystą blachą i ozdobione fantazyjnymi wzorami, lśniącymi w słońcu. Na końcu ulicy, w największym z nich, mieszka cygański król.
Zamki, jaja i sami swoi 7

Wąwóz Bicaz to wąska droga i skały do nieba!
Zamki, jaja i sami swoi 8

Romskie pałace w Huedin.

Czas odpocząć
Już na Węgrzech, 60 km od granicy, dotarliśmy na pole kempingowe i baseny termalne w małym miasteczku Puspokladany, aby po całej trasie odpocząć. Miejsce bardzo spokojne, duża przestrzeń wśród drzew, na polu kempingowym restauracja, jacuzzi, czyste sanitariaty, czynne przez cały rok – polecamy! W recepcji obsługa mówi po angielsku i niemiecku oraz trochę rozumie po polsku. Koszt jednej doby dla 2 osób (+ przyczepa lub kamper) to około 80 zł. Cena ta zawiera pobyt na polu kempingowym, wejście na kompleks pięciu otwartych leczniczych basenów oraz dwóch basenów krytych, korzystanie z jacuzzi, kortu tenisowego, stołu do tenisa, zadaszonego grilla, placu zabaw dla dzieci do 10 lat oraz podatek VAT. Ruszyliśmy w dalszą drogę. Przejechaliśmy obok jeziora Cisa (Tisza), które jest drugim co do wielkości jeziorem na Węgrzech. To bardzo popularne miejsce wypoczynku, choć ze względu na dość bagnisty teren nie dorównuje atrakcyjnością Balatonowi. Zatrzymaliśmy się w pięknym miasteczku Eger, które znane jest przede wszystkim z dobrych win. Mieści się tu największe i najpopularniejsze skupisko piwniczek wykutych w wulkanicznym tufie, które najlepiej nadają się do przechowywania tego rodzaju alkoholu – zapewniają doskonałą wentylację i stałą temperaturę dwunastu stopni.

Odwiedziliśmy też południowych sąsiadów
Granicę Węgry – Słowacja przekroczyliśmy przejściem granicznym w Kral. Jadąc przez Słowację, zatrzymaliśmy się w Bańskiej Bystrzycy – miasto to jest kulturalnym i gospodarczym centrum Słowacji Środkowej. Radzimy przejechać się po mieście kolejką, aby obejrzeć piękne zabytki.Ostatnim miasteczkiem na naszej trasie przez Słowację był Orawski Podzamok z przepięknym  Zamkiem Orawskim. W naszym kraju też trzeba było coś zobaczyć, dlatego przejechaliśmy przez zaporę w Tresnej – do Wadowic. Po zwiedzeniu rodzinnego miasta  Karola Wojtyły, dotarliśmy do Wielunia.

Tekst i zdjęcia:
Danuta i Karol Guzowscy


01.04.2011
Obserwuj nas na Google News Obserwuj nas na Google News