Na dźwięk słowa „Sycylia” większości z nas automatycznie przychodzą na myśl stereotypy, takie jak: mafia, ojciec chrzestny, Corleone, biedne południowe Włochy, a tak w ogóle to baaardzo daleko i raczej nie kamperem, ale samolotem.
Postanowiliśmy w tym roku przełamać takie myślenie i pojechać na tę największą włoską wyspę właśnie kamperem. Na wyprawę przeznaczyliśmy 3 tygodnie, planując ją racjonalnie, aby niespiesznie dotrzeć do Messyny dopiero po kilku dniach, po drodze zatrzymując się i zwiedzając interesujące nas miejsca. Pierwszy nocleg spędziliśmy w Sesto (Dolomity) na kempingu, który znaliśmy z ferii zimowych – okazało się, że w lecie jest tam równie uroczo: są baseny, sauny i komfortowa infrastruktura, a wokół mnóstwo górskich szlaków. Po jednodniowym pobycie obraliśmy kierunek na południe: via Rawenna, San Giovanni Rotondo oraz Riviera del Conero po czterech dniach dotarliśmy do Reggio di Calabria, a właściwie do Villa San Giovanni, aby stamtąd promem przepłynąć do Messyny.
Naszym zamiarem od początku było objechanie Sycylii dookoła, czyli od Messyny do Messyny, toteż po dobiciu do brzegu, od razu udaliśmy się w kierunku zachodnim, czyli przeciwnie do ruchu wskazówek zegara. Szczerze powiedziawszy, akurat ta część wybrzeża nie należy do najciekawszych, toteż po noclegu w miejscowości Marchesana, na kempingu prowadzonym przez Polkę, skierowaliśmy koła w stronę Cefalu, urokliwego starego miasteczka ok. 50 km od Palermo. Tam zakotwiczyliśmy na dwie noce na kempingu z basenem, który był dobrym punktem wypadowym do miasta. Cefalu, jak większość miast na Sycylii, ma bogatą historię – od stosunkowo mało znanych greckich początków, poprzez panowanie bizantyjskie, arabskie i normańskie. Właściwie na każdym kroku można się tam natknąć na zabytki z kolejnych epok: grecka świątynia Diany, rzymskie łaźnie, po szereg gotyckich kościołów z katedrą z XII w. na czele. No i oczywiście to, co wszyscy lubimy: wąskie uliczki, restauracyjki, bary, a na dodatek piękne skaliste wybrzeże.
Konsekwentnie przemierzając dalszą część wybrzeża, wstąpiliśmy do Trapani, by na wieczór ulokować się w Manzara del Vallo na bardzo przyjemnym camperparku. Miasteczko nie leży na szlaku turystycznym atrakcji Sycylii, ale warto tam zajrzeć, choćby ze względu na jego z lekka orientalny, arabski charakter.
Właściwie od tego momentu zaczyna się na Sycylii ciąg miejsc, których nie sposób ominąć. Nie jest to trudne, gdyż odległości pomiędzy nimi nie są duże, a wrażenia niepowtarzalne. Do takich spektakularnych „must see” należą tzw. schody tureckie, czyli klifowe wapienne wybrzeże, ułożone amfiteatralnie, położone 16 km od Agrigento. Podobno to tu w średniowieczu ukrywali się piraci – stąd nazwa. Formacje skalne rzeczywiście są przepiękne, jedynym minusem jest spora liczba turystów. Celowo o tym wspominam, gdyż do tej pory, z wyjątkiem Cefalu, nigdzie nie było nadmiernej liczby zwiedzających, a jeśli już, to głównie Włosi i trochę Francuzów. Dla nas to plus, bo wiadomo, gdzie tubylcy, to i ceny przystępne, i jedzenie zdecydowanie lepsze, choć może skromniej podane.
Oddalone 50 km od Ragusy barokowe miasto Noto również jest warte zwiedzenia, a nieopodal niego znajduje się sympatyczny agroturystyczny kemping z basenem, gdzie mieliśmy okazję zjeść prawdziwie włoską kolację (20 euro/os.) przygotowaną przez prowadzącą go rodzinę. Oczywiście nie muszę zapewniać o jej walorach smakowych! Nawiasem mówiąc, Sycylia to nie tylko zabytki i piękne wybrzeże, ale także świetna kuchnia, wiadomo – włoska, ale wzbogacona o lokalne przysmaki. Takich canollo ze świecą szukać na lądzie, poza tym pistacje pod wszelką postacią, nawet w formie lasagne czy arancini – kulek ryżowych wypełnionych mięsnym lub warzywnym farszem w panierce. Palce lizać!
Pobyt w tej okolicy uświadomił nam, iż czas leci, a przed nami jeszcze parę punktów wyprawy, w tym Syrakuzy i Etna. O ile Syrakuzy są rzeczywiście miastem, które trzeba zobaczyć, będąc na Sycylii, to Etna trochę nas rozczarowała. Właściwie nie sam wulkan i jego spektakularne otoczenie: zalane lawą, pełne kraterów, iście księżycowe, ale wszechobecna komercja – sklepiki z pamiątkami, mnóstwo turystów, samochodów, autobusów itd.
Niestety nie udało się nam się zwiedzić słynnej Taorminy, miasta będącego plenerem zdjęciowym wielu filmów, m.in. „Maleny”. W sezonie, a byliśmy w połowie lipca, praktycznie niemożliwe jest znalezienie wolnego miejsca na parkingu. Po długim krążeniu poddaliśmy się, zbliżał się wieczór i musieliśmy znaleźć jakiś nocleg w okolicy, co nawiasem mówiąc, też nie było łatwe. Toteż po głębszym namyśle postanowiliśmy zostawić Taorminę na jakiś wypad po lub przed sezonem, a póki co zawitać do miejscowości znanej z kolejnej wielkiej pozycji filmowej, czyli „Ojca Chrzestnego II”. Tym miasteczkiem jest Savoca ze słynną kawiarnią, gdzie kręcona była scena, w której Michael Corleone oświadczył się Apolonii. Obecnie jest tam też „izba pamięci” poświęcona filmowi. Reszta, czyli kawa, desery, nie odbiegają od przeciętności. Po miasteczku warto pospacerować – położone jest na górze, skąd roztaczają się piękne widoki, nie ma problemu z zaparkowaniem i mimo turystycznego entourage zachowało charakter prowincjonalnej sycylijskiej mieściny.
Savoca była ostatnim zaplanowanym punktem naszych wakacji na Sycylii – czas naglił, a na lądzie mieliśmy jeszcze kilka miejsc do obejrzenia. Trochę z żalem i mocnym postanowieniem powrotu opuszczaliśmy tę gościnną wyspę. Pobyt na niej obalił kilka mitów, które mieliśmy w tyle głowy, decydując się na tę podróż. Do pierwszego należy utrwalony obraz biednego południa. Oczywiście, są na Sycylii ubogie, zaniedbane miasteczka, ale są też kurorty, dobre drogi, darmowe autostrady z pięknymi wiaduktami, tunelami, jakich nie powstydziłaby się bogate, północne Włochy. Do plusów Sycylii należy również fakt, iż – z wyjątkiem paru miejsc – nie jest tak zdeptana przez turystów, jak piękna, ale trochę przereklamowana Toskania.
Myślę, że dysponując możliwością trzytygodniowego urlopu, warto pokusić się o zwiedzenie Sycylii – pozytywne wrażenia gwarantowane!
Tekst: Aleksandra Wadowska.
Artykuł pochodzi z numeru 5 (90) 2019 r. magazynu „Polski Caravaning”.
Chcesz być na bieżąco? Zamów prenumeratę – teraz jeszcze taniej i szybciej.