artykuły

podrozePODRÓŻE
ReklamaBilbord - bookingcamper zacznij zarabiac

Sereną pod chmury

Czas czytania 11 minut
Sereną pod chmury

Oboje z Edytą uwielbiamy góry, lecz - ze względu na stan zdrowia - nie mogliśmy odbyć wyprawy pieszej, jak to niegdyś bywało. Poza tym, polskie góry znamy aż nadto dobrze, więc trzeba było poszerzyć zakres zainteresowań. Stąd właśnie zrodził się pomysł na górską turystykę samochodową.

Już od dwóch lat analizowałem mapy i strony internetowe w poszukiwaniu tras o niezwykłych walorach krajobrazowych. Pomimo centralnego położenia Alp w Europie, wiedza w Polsce o tych górach w innym kontekście niż narciarstwo jest znikoma i niepopularna. O dziwo, wszelkie sensowne informacje o alpejskich drogach można natomiast uzyskać od rowerzystów z tzw. Duszak Team - od nazwiska Dusza, które noszą bracia, fascynaci górskiej turystyki rowerowej. Kupiłem też przyzwoity atlas samochodowy Marco Polo 1:300 000. Zawiera  liczne błędy, ale  wystarczy do zaplanowania i przeprowadzenia każdej wycieczki po ogólnodostępnych drogach.

Szwajcarskie przełęcze...
... nie należą do najwyższych i najtrudniejszych, ale w lwiej części posiadają na górze mniejsze lub większe, naturalne czy też sztuczne, ale zawsze malownicze i urokliwe jeziorka. To w Szwajcarii, na Grimsel i Susten, dopadła nas mgła - gęsta i biała jak wata - w której spędziliśmy dobę jeżdżąc po serpentynach (nie widać przepaści, więc jedzie się na luzie). Dzięki temu legalnie przenocowaliśmy na Susten (2224 m n.p.m.), bo w normalnych warunkach postoje kamperem poza kempingiem są w Szwajcarii zabronione.

ReklamaSereną pod chmury 1

Sereną pod chmury 2


O, Sereno!
Sprzyjał nam fakt, iż jesteśmy szczęśliwymi posiadaczami sędziwego, ponadczasowego, nieśmiertelnego i wyjątkowo funkcjonalnego samochodu, jakim jest Nissan Serena (rocznik 93, benzynowy silnik 2000 cm³), który będąc vanem niezbyt dużym, mógł jednak pomieścić wygodnie nas oboje ze wszystkimi potrzebnymi bagażami i zaopatrzeniem na ok. miesiąc jeżdżenia. Nasz pojazd daje możliwość rozłożenia wszystkich trzech rzędów siedzeń do poziomu - tak, że powstaje płaska powierzchnia do spania na kształt tapczanu. Mogliśmy zatem zaplanować romantyczne noclegi w sercu Alp na wysokościach szczytów naszych Tatr. Taka forma turystyki jest niezależna, najtańsza i dająca maksimum satysfakcji organizacyjnej, a także kontakt z przyrodą. Zaplanowaliśmy tę caravaningową wędrowną wyprawę z założeniem przejechania 4–8 tys. kilometrów w czasie 2–4 tygodni. Ogólnie rzecz ujmując: noclegi w aucie w najpiękniejszych miejscach Alp, wyżywienie we własnym zakresie z użyciem butli gazowej (3 kg, 2 palniki), czasem jakaś włoska pizza. Zabiegi higieniczne -  na stacjach benzynowych lub w innych dogodnych miejscach (nawet jezioro czy rzeka, jako że przełom sierpnia i września to jeszcze lato). Kiedy znaleźliśmy się u stóp Alp, na podjeździe do pierwszej poważnej przełęczy Hochtor (2504 m n.p.m.) wraz ze spektakularnym Edelweisspitze (2571 m.n.p.m.) i Grossglockner Gletscher Panorama – spotkało nas dość bolesne zderzenie z rzeczywistością. Na bramce wjazdowej na tę właśnie drogę przyszło nam zostawić aż 28 euro. Zastanawialiśmy się, co będzie, gdy każdy taki wjazd okaże się aż tak drogi... No, ale póki co: jedynka, dwójka i naprzód, pod górę!

ReklamaŚT2 - biholiday 06.03-31.05 Sebastian
Ostra jazda...
... zaczęła się szybciej, niż się spodziewałem. Nie miałem wcześniej jako kierowca do czynienia z takimi drogami, przeżyłem więc coś, co trudno wyrazić słowami: Auto nie chce iść nawet na dwójce, silnik trzeba kręcić do ponad 3000obr./min, żeby się w ogóle jakoś toczyło -  taki stromy podjazd. Zakręty takie ciasne, że nie wiem jak to możliwe, że ja sam się mieszczę. A co dopiero minąć się tu z kimś! No i najgorsze: z bocznego okna widać tylko ogromną przestrzeń i nic więcej. Mały błąd przy kierownicy kończy się po prostu przedwczesną wizytą na dole. W kawałkach...Kierownica w moich rękach była jak zalana betonem, cały się spociłem; nie można było już zawrócić ani się zatrzymać (bo już nie ruszymy i ktoś rozpędzony w każdej chwili może wbić się nam w kufer). Po prostu, obrazowo rzecz ujmując, to o mało się nie zes... ze strachu. Tak bym w skrócie podsumował ten mój pierwszy w życiu prawdziwy konkretny podjazd wysokogórski. 

Sereną pod chmury 4

Francuskie podjazdy ..... La Bonette i Iseran są łatwiejsze technicznie. Droga szersza, nachylenia mniejsze, zakręty łagodniejsze. Oraz mniejszy ruch, bo kampery i pojazdy powyżej 3,5 tony nie mają prawa tam się znaleźć (przynajmniej na La Bonette). Francuskie podjazdy często jednak pozbawione są jakichkolwiek barierek ochronnych, a murki - to raczej pozostają w sferze marzeń. Przydatne jest więc obycie z widokiem przepaści i chłodny stosunek do niekończącej się przestrzeni.

Ale daliśmy radę i dojechaliśmy do rozwidlenia, gdzieś na 2450 m n.p.m., gdzie było płasko, spokojnie i rozpościerał się duży parking. Zatrzymaliśmy się. Aby ochłonąć, bo do końca trasy było jeszcze bardzo daleko.  Z parkingu dojrzeliśmy sporą górę; była blisko i miała na sobie jeszcze ostrzejszą i węższą serpentynę. No i nie asfaltową, lecz z kostki brukowej. Pomyślałem zrazu, że to jakaś droga techniczna - był tam nawet szlaban. Ale jednak jakoś czasem jeździły tam auta wyglądające zupełnie zwyczajnie. Szlaban zaś był otwarty. Zaintrygowało mnie to i spytałem stojących obok starszych państwa motocyklistów, co to takiego. Odpowiedzieli, że mam sobie wjechać, gdyż tam się normalnie wjeżdża i nie jest tak strasznie, bo za 2 minuty będę już na górze. Nie dowierzałem.  Miewam czasem pewne skłonności do ryzyka, ale życie ogólnie jest mi drogie - zacząłem się więc zastanawiać, czy aby  nie zrezygnować. Jednak rzut okiem na coraz to nowe jeżdżące tam auta oraz wszystkie za i przeciw zebrane do kupy (na której znalazły się też owe skasowane 28 euro) sprawiły, że decyzja zapadła. Jedziemy! I pojechaliśmy. Było tak jak wcześniej, tylko o dwie klasy trudniej. Oczywiście, i w górę, i w dół dało się wyłącznie na jedynce, a i tak w drodze na dół  auto  niemiłosiernie rozpędzało się. Na górze postarałem się być jak najkrócej, gdyż perspektywa być może jeszcze trudniejszego zjazdu nie dawała mi spokoju; wolałem mieć to za sobą jak najszybciej.

Sen pod gwiazdami
Ta góra to był Edelweisspitze, 2571 m n.p.m. Przeżyliśmy jednak jakoś ten pierwszy raz (akurat tak się złożyło, że jeden z trudniejszych w Alpach) i nie przekraczając jeszcze przełęczy Hochtor, po pokonaniu solidnego tunelu, znaleźliśmy na wysokości ok. 2400 m n.p.m. niewielki, osłonięty skałami parking z ławą. Uznaliśmy, że to będzie przepiękne miejsce na pierwszy nocleg. Było około godziny 19 i zostało jeszcze dużo czasu na rozmyślania. Oraz zdjęcia, ciepły posiłek, no i wszystko inne. W przeciwieństwie do większości innych miejsc na trasie -  nie wiało a niebo było niewiarygodnie gwiaździste. Mgiełki na szczytach urocze, wschód słońca niezapomniany a i brązowe owieczki chodzące po prawie pionowych skałach miały swój urok.
Dobry biznes!
Pozwolę sobie jeszcze na słowo wiążące tamto popołudnie: otóż, doznałem wtedy najsilniejszych pozytywnych emocji, z jakimi miałem kiedykolwiek do czynienia, a te 28 euro były najlepiej wydanym groszem w moim życiu. Doliczyć do tego epizodu należy również wjazd (nazajutrz rano) na Grossglockner Gletscher Panorama, czyli punkt wysokościowy (2362 m n.p.m.) zlokalizowany naprzeciw lodowca Grossglocknera (3797 m n.p.m.), najwyższego szczytu Alp Wschodnich. Podjazd scenerią i stopniem trudności nie dorównywał tym poprzednim, jednak położenie - oko w oko z lodowcem - zapewniło niezapomniane przeżycia. No i ta infrastruktura turystyczna, łącznie z olbrzymim pięciopiętrowym parkingiem (dostępnym w ramach wcześniej wspomnianej już opłaty). To wszystko robiło wrażenie. Po tym pierwszym „zderzeniu ze ścianą”, kolejny dzień upłynął na „ujeżdżaniu” przemiłych włoskich przełęczy zawierających się w średnich wysokościach (2100 – 2300 m n.p.m.). Żadnych opłat, nakazów, zakazów, tylko cudowne relaksujące serpentyny, uśmiechnięci i wyluzowani ludzie, kampery biwakujące tu i ówdzie, parkingi z ławkami i śmietnikiem dla każdego za darmo - jednym słowem: wszystko dla turysty.

Sereną pod chmury 5


Więcej wrażeń?
Można z grubsza przyjąć, że jeśli ktoś pokonał Stelvio od wschodu, to na każdej alpejskiej serpentynie poradzi sobie bez kłopotów. Niemniej, do trudniejszych tras należy zaliczyć: Umbrail od Szwajcarii (wąsko: mijanki, ciasne zakręty; to tu zaliczyłem zderzenie lusterkami z egoistycznie jadącą szwajcarską terenówką), Lombarde od Włoch (podjazd wąski, długi, z ogromną liczbą ciasnych zakrętów), Spluga od Włoch (czegoś takiego to nigdzie nie ma – stromo, ciasno, ciemno, a zakręty bywają wykutymi w skale jaskiniami lub zawieszonymi balkonami). Na uwagę zasługuje też trasa Combe du Queyras - tuż przed zakończeniem swojego biegu w Guillestre we Francji. Spadków tu nie ma, bo droga idzie poziomo, ale jej przebieg nad kilkusetmetrową przepaścią, przejścia z półek w jaskinie i wgłębione, wykute w skale balkony - pozwolą zapamiętać tę trasę na dłużej niż jeden sezon.

Czas na królową
Za przełęczą Sella (2244 m n.p.m.) na jednym z kameralnych parkingów zdecydowaliśmy się na drugi alpejski nocleg, na wysokości nieco powyżej 2000 m n.p.m. - tym razem twarzą w twarz z potężną skalną, pionową ścianą. Tak dotrwaliśmy do trzeciego dnia zmotoryzowanej walki z Alpami, który pomimo doświadczeń z Hochtora i Edelweisspitza i tak zapowiadał się jak rzeź niewiniątek. Oto bowiem stanęliśmy u podnóża Stelvio (2760 m n.p.m.) - od wschodniej strony. Ta przełęcz (choć co do wysokości, to dopiero trzeci punkt w Europie, po La Bonette i Iseranie) zwana jest „Królową Alpejskich Przełęczy”. W internecie można spotkać przeciętne jakościowo, ale dobitnie przemawiające do wyobraźni zdjęcia tej drogi przez mękę. Jednak żadna, nawet najlepsza fotografia nie odda odczuć kierowcy, który tam się znalazł i tego żałuje. Nie może już zawrócić, więc z każdym zakrętem otrzymuje w promocji świeżą pulę nowiutkich, siwych włosów. Stelvio jest bowiem bodaj najbardziej spektakularnym, najtrudniejszym i najsławniejszym asfaltowym podjazdem w Alpach. Do tego - położenie drogi na gołym zboczu, co w otoczeniu pokrytych lodowcami masywów daje wspaniałe wrażenia estetyczne.

Sereną pod chmury 6


Pilot za oknem
Wierzchołek oferuje mnóstwo łatwych szlaków spacerowych na pobliskie trzytysięczniki. Natomiast dla tych mocnych wyłącznie silnikami swoich maszyn, jest i rozbudowana infrastruktura rozrywkowa. Podjazd na ostro zaczyna się już od samego dołu, jeszcze w śródziemnomorskim upale i gęstym lesie. To tam zmuszony zostałem do zejścia na jedynkę, bo auto na dwójce powiedziało „Nie!” To tam zakręty okazały się tak ciasne, że trzeba było się praktycznie zatrzymywać a kierownica blokowała się w maksymalnym skręcie. To tam właśnie przekonaliśmy się, co to znaczy robić zakręt z asekuracją (pasażer wychyla się przez okno, patrząc w górę i meldując czy coś jedzie i trzeba ścisnąć się na maksa, czy też droga wolna i można iść w zakręt szeroko i swobodnie). A natężenie ruchu było wprost niespotykane. Każde zaś zwolnienie za jadącym w tempie spacerującej mrówki rowerzystą skutkowało skokiem wskazówki temperatury cieczy chłodzącej.

Dla ścisłości
Najwyżej położona droga asfaltowa w Europie znajduje się w Hiszpanii, w górach Sierra Nevada. Przebiega przez górę Pico de Veleta (3392 m n.p.m.). Asfalt położony jest tam powyżej 3000 m n.p.m., lecz trasa ta dla aut prywatnych jest zamknięta ze względu na park narodowy. Samemu można wjechać na 2500 m n.p.m., a potem do 3100 m n.p.m. wjeżdżają parkowe mikrobusy, ale to już nie to samo. Poza tą drogą istnieje wjazd we Włoszech na Punta Sommeiller 3009 m n.p.m., lecz jest to droga szutrowa, o wysokim stopniu trudności i raczej niedostępna dla standardowego auta szosowego. Jest znana i licznie odwiedzana przez motocyklistów enduro oraz auta terenowe, lecz pewnie istnieje wiele innych mniej znanych dróg - równie wysoko położonych i ciekawych. Sam miałem okazję obserwować takie odjazdy w górę z przełęczy Stelvio 2760 m n.p.m. Jednak uczciwie przyznajmy: to już nie są drogi ani dla każdego kierowcy, ani tym bardziej dla każdego pojazdu. Zatem najwyższą asfaltową drogą ogólnodostępną w Europie jest przejazd przez górę La Bonette 2802 m n.p.m. we Francji - i tę to trasę każdy pozbawiony  kompleksów kierowca może pokonać. Celem wyprawy były też pozostałe najwyższe drogi alpejskie, czyli Iseran (Francja) 2770 m n.p.m., Stelvio (Włochy) 2760 m n.p.m., Agnel (Francja) 2744 m n.p.m. A także nieco niższy, ale równie spektakularny austriacki Edelweisspitze 2571 m n.p.m., z nawierzchnią z kostki brukowej. W sumie -  zaplanowaliśmy przejazdy przez prawie 40 wybranych punktów wysokościowych przewyższających magiczną barierę 2000 m n.p.m. Gwoli ścisłości, warto dodać, że w Alpach mamy jeszcze kilka takich miejsc, lecz zostawiliśmy je sobie na kiedy indziej. No i kilka takich tras znajdzie się też w Pirenejach. Generalnie jednak wykonaliśmy przejazd przez prawie wszystkie ponaddwutysięczne alpejskie szczyty i przełęcze, przez które wiedzie asfaltowa droga.

Na leżąco
W takim oto klimacie dotarliśmy do pierwszej platformy z dużym, zurbanizowanym parkingiem na wysokości 2188 m n.p.m. położonym mniej więcej na granicy roślin i skał. Roztaczał się z niego katastroficzny wręcz widok na dalszą część serpentyny, układającej się w ostry zygzak na prawie pionowym, gołym i skalistym zboczu. To było ostatnie odpowiednie miejsce, aby ktoś niepałający stuprocentowym przekonaniem, że na pewno chce to zrobić, zastanowił się nad swym losem i powiedział „dość”. Po czym - zawrócił w dół. I tak byśmy pewnie uczynili, ale przekonał nas tłum takich samych jak my, zwykłych ludzi w zwykłych autach, którzy jakimś cudem jednak to niewyobrażalne wyzwanie realizowali. Pojechaliśmy więc i zrobiliśmy to, co wydawało się nie do zrobienia.  Raz, mijając się na zakręcie ze sporym dostawczakiem, musiałem stanąć (no, generalnie, to w fotelu już raczej leżałem, takie było nachylenie) i pójść z ręcznego, ostro przypaliwszy sprzęgło. Nieopatrzne puszczenie auta nieco w dół skończyć się mogło... każdy wie jak... Do tego – przy zwolnieniu - w kilkanaście sekund tworzył się spory korek, bo wszyscy chcieli jechać, a nie stać. Jeden jednak szczegół pomaga kierowcom na Stelvio. Otóż są tam, przynajmniej na zakrętach, dość solidne murki, które zwiększają teoretyczne i subiektywne poczucie bezpieczeństwa. Baaardzo pomaga to na psychikę! Od strony formalnej: na Stelvio może wjechać każdy pojazd (kamper, ciężarówka, a nawet autobus), którego długość nie przekracza 10,5 m. Tak, bardzo w skrócie, wyglądają nasze wrażenia z pierwszych trzech dni na alpejskich serpentynach. Nie będę opisywać w tej relacji wszystkiego, bo coś przecież do odkrycia trzeba pozostawić pozostałym turystom.

Tekst i zdjęcia: Piotr Górski


22.01.2010
Obserwuj nas na Google News Obserwuj nas na Google News