artykuły

podrozePODRÓŻE
ReklamaBilbord - dethleffs
Yosemite National Park
Yosemite National Park

Wycieczka po USA kamperem. Druga część przygody

Czas czytania 10 minut

Po 17 dniach spędzonych w USA nadszedł czas, aby, niestety, powiedzieć: „Żegnaj, Ameryko!” albo może lepiej: „Do zobaczenia!”. 

Chodzenie po górskich szlakach to bardzo fajna sprawa (żałuję, że mam tak mało okazji, aby robić to częściej), ale wspinanie się po skałach z wykorzystaniem lin, haków, karabinków i nie wiem czego tam jeszcze to zdecydowanie nie moja bajka. Tym pierwszym zajmuje się nasza córka, tym drugim jej partner. Nie mogło więc w planie naszej podróży zabraknąć pobytu w tym położonym na zachodnich zboczach gór Sierra Nevada parku, gdzie z powodzeniem można oddawać się tym pasjom. Szczególne wrażenie robi El Capitan, ceniony wśród wspinaczy granitowy monolit. Już od samego czytania o nim można się nabawić lęku wysokości, a co dopiero próbować wspinać się po tym pionowym masywie skalnym o 900-metrowej – znowu trudne słowo – deniwelacji . Gdyby jednak ktoś chciał podjąć taką próbę, to lepiej, żeby oprócz wyposażenia wspinaczkowego nie zapomnieć o kanapkach, termosie z herbatą, śpiworze i specjalnym namiocie zawieszanym przy ścianie, bo nawet bardzo dobremu wspinaczowi dotarcie na górę może zająć dwa dni. 

Nie będę się rozpisywał o licznych punktach widokowych, wodospadach, rzekach, strumieniach, jeziorach, urwiskach, formacjach skalnych, bogatej florze czy urozmaiconej faunie, bo swoim językiem mógłbym tylko wyrządzić szkodę temu miejscu; lepiej robią to przewodniki czy inne wyspecjalizowane źródła. Mogę tylko powiedzieć, że niecałe dwa dni, jakie mieliśmy do dyspozycji, to zdecydowanie za mało, żeby w pełni nacieszyć oczy i duszę wrażeniami. Dla formalności dodam, że dwa noclegi spędziliśmy na kempingu, położonym kilkanaście kilometrów od granic parku, płacąc 60 dol. za dobę. Wstęp do parków narodowych w USA jest płatny. Koszty można znacznie zredukować, nabywając roczną kartę wstępu do nich za 80 dol. (w 2024 r.). Dziękujemy naszym przyjaciołom, Anecie i Pawłowi, za udostępnienie nam takowej!

ReklamaWycieczka po USA kamperem. Druga część przygody 1
W naszej dalszej podróży w kierunku wschodnim mieliśmy w planie przedostanie się na drugą stronę pasma górskiego Sierra Nevada. Taką możliwość dawała nam trasa widokowa Tioga Road, wznosząca się na ok. 3000 m n.p.m. Od listopada do kwietnia jest ona zwykle niedostępna dla ruchu samochodowego ze względu na obfite opady śniegu. Jednak jeszcze we wrześniu zaprezentowała nam ona swoje spektakularne walory krajobrazowe, zmuszając tym samym do częstego zatrzymywania się i podziwiania efektów działalności natury. Krystalicznie czysta woda jezior, dostojność formacji skalnych, sprawiające wrażenie nietkniętych ludzką stopą tereny – wszystko to skłaniało do powtarzania słów piosenki Louisa Armstronga: „What a Wonderful World”. Mając w uszach tę melodię, wjechaliśmy do…

Death Valley

Wycieczka po USA kamperem. Druga część przygody 2
Dolina Śmierci – czy tylko z nazwy? 

Gdy planowaliśmy przejazd przez Dolinę Śmierci, przychodziły mi na myśl mrożące krew w żyłach sceny z westernów nakręcone w tym rejonie oraz realistyczne informacje o wypadkach, w tym także kończących się tragicznie, do jakich tam dochodziło. Nurtowało mnie przy tym pytanie, jak poradzi sobie nasz RV na liczącej ok. 200 km trasie, przy temperaturach dochodzących do 50º C, i czy czasem nie powiększymy tej statystyki. Nawiasem mówiąc, podobno niektóre wypożyczalnie odmawiają wydania samochodu do poruszania się w tym rejonie. Nam nie odmówiono, więc ruszyliśmy do tego, ponoć najgorętszego miejsca na Ziemi. Kroniki podają, że w 1913 r. odnotowano tam 56,7ºC. Podczas naszego pobytu było „zaledwie” 47ºC. Jeśli już o liczbach mowa, to warto wspomnieć, że w dolinie tej znajduje się najniżej położony punkt na półkuli zachodniej, a mianowicie 86 m poniżej poziomu morza. A wracając do kampera, to robił swoją robotę. Przed wjazdem na ten teren zatankowaliśmy go do pełna, bo po drodze jest wprawdzie możliwość tankowania, ale trzeba głębiej sięgnąć do kieszeni. A przy okazji rada, której przestrzeganie w Stanach jest jak najbardziej wskazane – tankuj, gdy wskaźnik zbliża się do połowy; stacja, którą sobie upatrzyłeś, może być zamknięta, może nie mieć chwilowo paliwa, może nie obsługiwać Twoich kart płatniczych/kredytowych. Z tym ostatnim przypadkiem mieliśmy do czynienia, opuszczając Yosemite National Park. Poziom etyliny w baku pozwolił nam jednak bezproblemowo dotrzeć do następnej stacji. 

ReklamaWycieczka po USA kamperem. Druga część przygody 3
Oczywiście zaliczyliśmy część z najbardziej charakterystycznych punktów Doliny Śmierci, m.in. Furnace Creek, zieloną oazę z centrum informacji turystycznej, Zabriskie Point z erozyjnymi formacjami skalnymi, Badwater, byłe słone jezioro, Mesquite Flat Sand Dunes, czyli wydmy, „nieco” większe od tych w Łebie. Dodam tylko, że długość tej doliny wynosi 225 km, a szerokość 8–25 km. Nie będę pisał o dalszych szczegółach – te można znaleźć wiadomo już gdzie – ponieważ czas nagli, a do

Las Vegas ma serce do rozrywki

Wycieczka po USA kamperem. Druga część przygody 4
Rozrywkowe Fremont

jeszcze kawałek drogi. Tu muszę zdradzić intymny sekret (ostrożnie się rozglądam, czy żony nie ma w pobliżu): zakochałem się w Nevadzie od pierwszego… tankowania. Ceny paliwa w Kalifornii oscylowały między 4,30 a 5,20 dol. za galon (3,78 l), a tu zapłaciliśmy 3,20! Jeśli dobrze liczę, to w przybliżeniu 3,40 zł za litr. Można się bawić? Można! Skoro tak, to wciskamy gaz, ale tylko na tyle, aby nie przekraczać dozwolonych w tym stanie 80 mil/h (128 km/h), i jedziemy do wybudowanego na pustyni Miasta Grzechu. Po załatwieniu formalności na kempingu wsiedliśmy do autobusu miejskiego i po 40 minutach byliśmy w samym centrum. Pierwsze kroki skierowaliśmy do najbliższego kasyna i zabawa się skończyła, bo przy jednorękim bandycie straciłem bezpowrotnie jednego dolara. Na szczęście zwiedzanie atrakcji miasta było bezpłatne, poza biletem autobusowym do Fremont – jego starej części, a faktycznie drugiego centrum Las Vegas. Czego tam nie było – tańce, hulanki, swawole – dosłownie! Byli też kowboje, King Kong, skąpo ubrane niewiasty noszące na plecach skrzydła w kształcie serc, ogromny wąż boa na ramionach rosłego Afroamerykanina, ekskluzywne sklepy i restauracje, kasyna, było też piwo z beczki, które należało wypić tylko na Fremont, bo poza jego granicami byłby to występek podlegający 100-dolarowej grzywnie. 
No i było głośno, bardzo głośno – głównie wskutek granej na żywo na scenach muzyki. W drodze powrotnej na kemping późnym wieczorem, przyglądając się temu niesamowicie rozświetlonemu miastu, zastanawiałem się, skąd czerpie ono energię elektryczną? Domyślałem się, że może to być…

Zapora Hoovera

Wycieczka po USA kamperem. Druga część przygody 5
Wielki Kanion Kolorado

Czy tak jest w rzeczywistości, nie wiem, ale ta oddalona od Las Vegas o ok. 50 km hydroelektrownia mogłaby to z powodzeniem robić. Produkowany tu prąd dostarczany jest nie tylko do Nevady, ale też do Kalifornii i Arizony. Budowlę wzniesiono w latach 30. XX w. na rzece Kolorado, przyczyniając się tym samym do powstania sztucznego jeziora Mead o długości ponad 170 km. Pod względem wielkości trudno obecnie szukać jej na czołowych pozycjach, ale i tak za sprawą swojego wyglądu i otoczenia sprawia ogromne wrażenie. Imponująco prezentuje się też znajdujący się tuż obok most łukowy nad rzeką Kolorado. Wiedzie po nim droga, której pokonywanie przybliżało nas do kolejnej zaplanowanej atrakcji, jaką jest…

O ile dwa poprzednio wymienione obiekty są dziełem ludzkich rąk i umysłów, o tyle kanion ten wyrzeźbiła sama matka natura – powstało dzieło dosłownie zapierające dech w piersiach. Po dnie tej długiej na 446 km, o szerokości od 800 m do 29 km i w najgłębszym miejscu liczącej 1857 m „szczelinki”, płynie stale żłobiąca ją rzeka. Ze względów czasowych niedane nam było zejść nad jej brzeg. Liczne źródła donoszą, że wędrówka tam (i z powrotem) wymaga niezłej kondycji i właściwego przygotowania logistycznego, czyli przede wszystkim zabrania sporego zapasu wody i żywności oraz zadbania o ochronę przed wysoką temperaturą i oddziaływaniem promieni słonecznych. Kto wie, może kiedyś tam jeszcze wrócimy; taki plan ma w każdym razie nasza córka. Tymczasem musieliśmy zadowolić się bardziej komfortowym sposobem poruszania się po tym rejonie. Po przybyciu na duży parking przy informacji turystycznej (Visitor Center) udaliśmy się nad krawędź kanionu, wzdłuż której prowadzi wygodna ścieżka. Poza tym korzystaliśmy z bezpłatnych autobusów, którymi można dotrzeć do bardziej odległych punktów widokowych i innych ciekawych miejsc. Dla mnie idealnym rozwiązaniem do poruszania się po tym rejonie byłby rower; na miejscu jest wypożyczalnia. W pobliżu znajduje się też lotnisko, gdzie można zafundować sobie lot nad kanionem.

Do Yumy

Wycieczka po USA kamperem. Druga część przygody 6
Kaktus saguaro na pustyni w Arizonie

Nadszedł czas, aby odpowiedzieć na postawione w tytule tej relacji pytanie. Prosta odpowiedź brzmi: nie wiem, nie sprawdzałem. Miało być intrygująco i prowokacyjnie. Podróżując po Arizonie, nie mogłem odmówić sobie wizyty w Yumie, znanym z tytułu słynnego westernu mieście. Zanim jednak tam dotarliśmy, przejeżdżaliśmy przez Sedonę i jej okolice. Nie wiem, jak wygląda pozostała część tego stanu, ale jeśli podobnie, to pod względem krajobrazowym musi to być bardzo atrakcyjny obszar. Szczególnie rzucają się w oczy otaczające to miasto czerwone skały. 

Różnorodność ukształtowania terenu, roślinność, rzeka wijąca się wzdłuż drogi, wszystko to wyglądało zdecydowanie ciekawiej niż pustynne tereny Nevady. Choć muszę dodać, że utrwalone w pamięci na podstawie oglądanych filmów wyobrażenia o Arizonie kazały oczekiwać widoku pojedynczo rosnących na pustkowiu kaktusów. Takie obrazy też widzieliśmy. Będący pod prawną ochroną kaktus saguaro jest jednym z symboli tego stanu, a za jego ścięcie grozi ponoć kara 25 lat więzienia.

A skoro o więzieniu mowa, to udaliśmy się do położonego blisko granicy z Meksykiem miasta Yuma, aby zwiedzić znajdującą się tam byłą jednostkę penitencjarną, jeśli można tak nazwać jedno z najcięższych więzień na Dzikim Zachodzie. To tam za napady na dyliżanse odbywała swoją karę Pearl Hart. W miejscowym muzeum można zobaczyć m.in. należący do niej rewolwer, a także fotografie więźniów, w tym wielu „złych dziewczyn Dzikiego Zachodu”, jak głosi napis. Można tam także obejrzeć takie przedmioty jak: wyposażenie osadzonych, stosowany tam sprzęt medyczny, koński rząd, karabiny i wiele innych. Można też zwiedzać cele. 
Nieubłaganie upływający czas pozwolił nam jeszcze tylko na krótki pobyt w…

San Diego

Wycieczka po USA kamperem. Druga część przygody 7
San Diego, pomnikowe odwzorowanie słynnego zdjęcia zrobionego w Nowym Jorku w dniu ogłoszenia kapitulacji przez Japonię (14 sierpnia 1945 r.)

To miasto kojarzyłem do tej pory głównie z bazą amerykańskiej marynarki wojennej; i tak jest w istocie. Stacjonują tam m.in. trzy największe amerykańskie lotniskowce (USS „John C. Stennis”, USS „Nimitz” oraz USS „Ronald Reagan”). Jest jeszcze jeden – USS „Midway”, znany m.in. z udziału w wojnie w Wietnamie oraz operacji „Pustynna Burza”, wycofany już ze służby, pełniący teraz rolę muzeum. Na chęci zwiedzenia go niestety się skończyło, ponieważ nie mieliśmy gdzie zaparkować kampera. Znajdujący się tuż obok parking jest przeznaczony dla samochodów osobowych, o czym sami wiedzieliśmy, ale dodatkowo utwierdziła nas w tym uprzejma policjantka w radiowozie. W tej sytuacji półgodzinny spacer wzdłuż nabrzeża odbyłem z żoną, natomiast pozostała część załogi kręciła się po ulicach miasta i na umówiony sygnał przez telefon zabrała nas w dalszą drogę. Przyglądając się temu miastu zza szyb samochodu, stwierdziliśmy, że wygląda naprawdę ładnie i nowocześnie i że warto by było przyjechać tam jeszcze raz, ale na dłużej. 

Ta ostatnia refleksja dotyczy zresztą nie tylko San Diego, ale praktycznie wszystkich miejsc, które odwiedziliśmy podczas tej podróży. Była to nasza pierwsza wyprawa po USA i z założenia miała służyć temu, aby – oprócz pobieżnego zobaczenia tego, co zaplanowaliśmy – nabyć pierwsze doświadczenia w ogólnie pojętym poruszaniu się w tamtych warunkach, by ewentualnie móc je wykorzystać w kolejnych podróżach.

Po 17 dniach spędzonych w USA… O przepraszam, to już było na początku.

Artykuł pochodzi z numeru 3 (123) 2025 r. magazynu „Polski Caravaning”.

Chcesz być na bieżąco? Zamów prenumeratę – teraz jeszcze taniej i szybciej.


Administrator06:00
Obserwuj nas na Google News Obserwuj nas na Google News