artykuły

podrozePODRÓŻE
ReklamaBilbord Ubezpieczenia
Zorza polarna - relacja z magicznych wysp

Zorza polarna - relacja z magicznych wysp

Czas czytania 11 minut

Dzisiaj zabierzemy Was w drogę, której celem była zorza polarna. Drogę, która z czasem sama w sobie stała się celem. I choć finalnie, po kilku latach polowań na niebo pulsujące smugami szmaragdowej zieleni, dość niespodziewanie na Szetlandach otrzymaliśmy nagrodę, o jakiej nawet nie śniliśmy, to i bez tego finału warto byłoby być w tej podróży. 

Jak to się zaczęło…

Od lat fascynują nas północne krainy. Od lat też goniliśmy za zorzą – zjawiskiem, którego zobaczenie było jednym z naszych marzeń. 

Zdarzało się, że po otrzymaniu powiadomienia z aplikacji monitorującej aktywność zorzy wyruszaliśmy nad Bałtyk, parkując kampervana z widokiem na północny horyzont i czekając na Nią.

Zdarzyło się nam polecieć na Islandię w samym środku zimy, głównie po to, by Ją zobaczyć. To tam po raz pierwszy doświadczyliśmy prawdziwej zorzy – intensywnej, zielonej, tańczącej na niebie. Z satysfakcją „odhaczyliśmy” to marzenie na naszej wirtualnej liście. Mimo to czuliśmy, że to jeszcze nie koniec. Że gdzieś tam czeka na nas coś więcej.

Zorza polarna - relacja z magicznych wysp 1
Zorza polarna zaobserwowana przy latarni Sumburgh Head, wyspa Mainland – Szetlandy

Zorza polarna - relacja z magicznych wysp 2

Ogrzewanie pod zorzą

Podróżowanie kampervanem to ogromny komfort – nie trzeba martwić się o noclegi, jedzenie czy logistykę. Jednak planując zimową, dwutygodniową wyprawę na północne wyspy, musieliśmy zadbać o kluczowy element: gaz LPG, który służył nam do gotowania i ogrzewania. Pełny zbiornik wystarczał na około siedem–dziewięć dni. Przed wyjazdem zatankowaliśmy do pełna i sprawdziliśmy dostępność LPG na miejscu. Okazało się, że żadna ze stacji na Orkadach i Szetlandach nie oferuje tego paliwa. W związku z tym nie mieliśmy innego wyjścia, jak oszczędzać gaz: spaliśmy w zimowych śpiworach i wyłączaliśmy ogrzewanie na noc. Rano temperatura w środku wynosiła 5–10°C, ale w śpiworze było nam ciepło jak w uchu.

ReklamaZorza polarna - relacja z magicznych wysp 3

I co dalej?

Jak się okazało, był to dopiero początek naszej zorzowej przygody. Z jednej strony świadomość, że już ją widzieliśmy, zdjęła z nas nieco presji, by dalej za nią gonić. Z drugiej – wciąż marzyliśmy o jeszcze intensywniejszym spektaklu. 

Warto wiedzieć, że zorza, którą podziwiamy na zdjęciach, często w rzeczywistości wygląda nieco inaczej. Aparaty fotograficzne „widzą” ją szybciej i wyraźniej niż ludzkie oko. Jeśli ktoś o tym nie wie, może poczuć się rozczarowany jej naturalnym wyglądem – kolory bywają znacznie subtelniejsze niż te znane z fotografii. Aby zobaczyć na niebie intensywnie turkusowe czy różowe wstęgi, zorza musi być naprawdę silna. I choć na przestrzeni lat zaobserwowaliśmy ją już wielokrotnie, to prawdziwie intensywnej doświadczyliśmy zaledwie dwa razy – na Szetlandach oraz w Szwecji, gdzie obecnie przebywamy.

Jeśli interesuje Was Szwecja, jej natura, podróże po tym niezwykłym kraju i kontynuacja zorzowych przygód, zapraszamy do śledzenia naszego bloga. Tymczasem w tej opowieści skupimy się na najbardziej na północ wysuniętym, a wciąż mało znanym zakątku Szkocji i zarazem Wielkiej Brytanii – wyspach Orkadach i Szetlandach. Kamperowym raju.

Zorza polarna - relacja z magicznych wysp 4
Mokradła, wyspa Mainland – Szetlandy

Zorza polarna - relacja z magicznych wysp 5
Tombolo między wyspą Mainland a St Ninian – Szetlandy

Zorza polarna - relacja z magicznych wysp 6
Bothy na plaży Rackwick, wyspa Hoy – Orkady

Jeszcze dalej niż Północ… Na Orkadach i Szetlandach

Zanim opowiemy Wam o tych magicznych wyspach, warto wspomnieć, że tym razem nie jechaliśmy tam z myślą o zorzy polarnej – przynajmniej nie w takim stopniu, jak to bywało wcześniej. Owszem, tliła się gdzieś z tyłu głowy, ale naszą uwagę przyciągało coś innego. Szetlandy rozpalały naszą wyobraźnię od lat – odwiedzenie ich było jednym z dziecięcych marzeń. Kiedy więc nadarzyła się okazja, by tam popłynąć, nie wahaliśmy się ani chwili. A zorza? Pojawiła się niespodziewanie – jak wisienka na torcie – i sprawiła, że ta podróż stała się idealna.

ReklamaZorza polarna - relacja z magicznych wysp 7
W tamtym okresie od niemal roku mieszkaliśmy w Szkocji. Nasz pobyt tam dobiegał końca, więc uznaliśmy, że lepszego czasu na spełnienie marzeń o wyspiarskiej przygodzie prawdopodobnie nie będzie.

Decyzja zapadła: płyniemy na Orkady i Szetlandy. Ale jak to często bywa w podróży, między decyzją a jej realizacją droga bywa wyboista. Dysponowaliśmy tylko dwoma tygodniami, a nasz plan zakładał szybkie dotarcie na koniec trasy, czyli na Szetlandy, i spokojny powrót. Niestety bilety na promy w Szkocji rozchodzą się jak świeże bułeczki. Nasz pierwotny plan rozsypał się niczym domek z kart. Na szczęście w ostatniej chwili udało się znaleźć alternatywę. Może nie idealną, ale całkiem satysfakcjonującą. Ostatecznie popłynęliśmy na Orkady z Gills Bay na północno-wschodnim krańcu Szkocji, następnie z Kirkwall na Orkadach dotarliśmy do Lerwick na Szetlandach, a naszą podróż zakończyliśmy rejsem powrotnym z Lerwick do Aberdeen.

Zorza polarna - relacja z magicznych wysp 8
Latarnia Eshaness, wyspa Mainland – Szetlandy 

Zorza polarna - relacja z magicznych wysp 9

Na Orkadach

Cztery dni to zdecydowanie za mało, by w pełni poznać Orkady. Archipelag ten oferuje naprawdę wiele. Zamieszkuje na nim około 22 tys. osób. Składa się z licznych wysp, z których część połączona jest mostami i groblami. Większość z nich to nizinne, bezleśne krajobrazy. Tylko jedna – Hoy – wyróżnia się górzystym terenem. Mieszka na niej zaledwie 300 osób.

Jadąc na Orkady, wiedzieliśmy, że obowiązkowym punktem będzie tzw. serce neolitycznych Orkadów – zespół zabytków epoki kamienia wpisany na Listę światowego dziedzictwa UNESCO. Najbardziej znane z nich to Skara Brae – osada licząca sobie około 5100 lat – oraz kamienny krąg Ring of Brodgar i Standing Stones of Stenness. Starsze od egipskich piramid i słynnego Stonehenge.

Na koniec pobytu na Orkadach odwiedziliśmy także Broch of Gurness – prehistoryczną osadę z centralną wieżą, datowaną na 400–100 r. p.n.e. Miejsce to działa sezonowo, jest biletowane od kwietnia do września; poza tym okresem nie ma tam obsługi, choć jest otwarte i monitorowane. Zwiedzanie ułatwił nam audioprzewodnik.

Zima okazuje się zaskakująco dobrym czasem na wizytę w tych północnych rejonach. Choć pogoda potrafi być kapryśna i zmienna, właśnie ta zmienność staje się jej atutem – nigdy nie tracisz nadziei, że zaraz wyjdzie słońce. Co więcej, można cieszyć się niemal pustymi szlakami, atrakcjami turystycznymi i wyjątkową życzliwością mieszkańców. Bez trudu znajdowaliśmy świetne miejsca na nocleg „na dziko” – zawsze z pięknym widokiem.

Zorza polarna - relacja z magicznych wysp 10
Rackwick, miejscowość na wyspie Hoy – Orkady

Zorza polarna - relacja z magicznych wysp 11
Broch of Gurness, wyspa Mainland – Orkady

Zorza polarna - relacja z magicznych wysp 12
Opuszczony dom na wyspie Hoy – Orkady

Zorza polarna - relacja z magicznych wysp 13
Szkockie krowy, wyspa Hoy – Orkady

Zorza polarna - relacja z magicznych wysp 14
Ring of Brodgar, wyspa Mainland – Orkady

Internet w kamperze

Latarnie morskie okazały się świetnymi miejscami na nocleg kampervanem. W Szkocji zasięg telefoniczny i internetowy bywa różny, ale latarnie, obsługiwane zdalnie, potrzebują stabilnego połączenia. Dlatego na jakimkolwiek odludziu by stały, u ich stóp zazwyczaj jest przyzwoity zasięg, co czyni je atrakcyjnymi miejscami na postój – z pięknym widokiem i dostępem do internetu.

Na Szetlandach

Szetlandy to niewielki archipelag około 100 wysp, z których tylko 16 jest zamieszkanych przez około 23 200 osób. Jego południowy kraniec od północnego dzieli ledwie 150 km i gdyby nie fakt, że po drodze trzeba użyć dwóch promów, a część dróg jest jednojezdniowa, to można by pokonać tę odległość w mniej niż dwie godziny.

Po krótkim pobycie w stolicy Szetlandów, Lerwick, postanowiliśmy udać się „w górę mapy”, na wyspy Yell i Unst, które są najbardziej na północ wysuniętymi zamieszkanymi wyspami Wielkiej Brytanii.

Jadąc ku obranemu celowi, mogliśmy podziwiać wyjątkowy krajobraz Szetlandów. Uderzyła nas jego surowość, oszczędność i piękno jednocześnie. Będąc na Orkadach, mieliśmy wrażenie, że jesteśmy na pustkowiu. Tu, na Szetlandach zrozumieliśmy, że nie mieliśmy do tej pory pojęcia, czym ono jest. Ożyły wspomnienia ze skandynawskiego Finnmarku, choć chyba nawet tam nie było aż tak pusto. Zobaczyliśmy pofałdowany teren, z wrzosowiskami, torfowiskami i łąkami, na których pasą się owce, krowy oraz kucyki szetlandzkie. Kompletnie pozbawiony drzew i krzewów, poprzecinany nielicznymi drogami, liniami energetycznymi, z porozrzucanymi rzadko budynkami. Krajobraz doskonale piękny, ale także momentami przerażający w swej prostocie.

Podczas trzech dni spędzonych na Yell i Unst dotarliśmy do latarni morskiej Muckle Flugga, która jest najdalej na północ wysuniętym punktem Wielkiej Brytanii. Odwiedziliśmy również stanowisko archeologiczne z zachowanym domem wikingów oraz rekonstrukcje domostw i statku. Zajrzeliśmy w okolice SaxaVord Spaceport, planowanego kosmodromu, z którego mają się odbywać pierwsze europejskie starty satelitów na orbitę. Cieszyliśmy oczy i dusze wizytami na kolejnych rajskich plażach i zażywaliśmy zimowych kąpieli w morzu. Przede wszystkim jednak nie spieszyliśmy się donikąd…

Kiedy już nacieszyliśmy się północą Szetlandów, przyszedł czas udać się na ich południe. Nie spodziewaliśmy się tam makii śródziemnomorskiej ani pól lawendy, ale mimo wszystko byliśmy lekko zdziwieni, gdy zobaczyliśmy, że jest spora różnica między północą a południem archipelagu. Na północy było dużo bardziej górzyście i surowo, mimo nadejścia kalendarzowej wiosny śnieg leżał płatami w wielu miejscach. Na południu pojawiły się zielone pastwiska i zrobiło się nieco bardziej płasko. Piaszczyste plaże, które tam odwiedziliśmy, okazały się równie piękne i rajskie, co na północy.

Odwiedziliśmy też Jarlshof, wyjątkowe miejsce na mapie historii ludzkości. Wizyta tam była niczym rollercoaster po osi czasu, która startuje 4500 lat temu. Osada odkryta przez sztorm w XIX w. jako archeologiczny skarb i nazwana tak przez sir Waltera Scotta, tętniła życiem kolejnych osadników, poczynając od tych z epoki kamienia, brązu i żelaza, przez wikingów przybywających na swych łodziach w I tysiącleciu naszej ery, po szkockich gospodarzy, których panowanie na wyspach rozpoczęło się w XV w.

Podczas wizyty w Jarlshofie dowiedzieliśmy się o odbywającym się tego wieczoru festiwalu Up Helly Aa w South Mainland. Ponownie, całkiem przypadkiem znaleźliśmy się we właściwym miejscu i czasie. To coroczne wydarzenie, organizowane od wielu lat, obejmuje procesję z pochodniami i spalenie repliki łodzi wikingów. Uczestnictwo w tej uroczystości było dla nas niezapomnianym przeżyciem, które pozwoliło nam poczuć ducha i tradycje Szetlandów.

Zorza polarna - relacja z magicznych wysp 15
Latarnia Muckle Fluga, najbardziej na północ wysunięty fragment Wielkiej Brytanii – Szetlandy

Zorza polarna - relacja z magicznych wysp 16
Port w Ulsta, wyspa Yell – Szetlandy

Zorza polarna - relacja z magicznych wysp 17
Replika łodzi wikingów, wyspa Unst – Szetlandy

Zorza polarna - relacja z magicznych wysp 18
Rezerwat Hermaness, wyspa Unst – Szetlandy

Zorza polarna - relacja z magicznych wysp 19
Plaża Skaw, wyspa Unst – Szetlandy

Zorza polarna - relacja z magicznych wysp 20
Norwick, miejscowość na wyspie Unst – Szetlandy

Zorza polarna - relacja z magicznych wysp 21
Festiwal Up Helly Aa w South Mainland – Szetlandy

Pod niebem pełnym cudów…

Najpiękniejszą i jedną z ostatnich nocy na Szetlandach spędziliśmy w najbardziej na południe wysuniętym ich fragmencie, czyli na klifie przy latarni morskiej Sumburgh Head. 

Był to wieczór i noc niczym z marzeń. Przeżycie z gatunku niemalże mistycznych. Byliśmy prawdziwie wzruszeni i cieszyliśmy się jak dzieci, stojąc pod kopułą, jaką nad naszymi głowami utworzyła zorza polarna. Jej światła tańczyły na nieboskłonie przez wiele godzin, a my nie mogliśmy przestać na nie patrzeć, choć noc była naprawdę zimna. Zielono, różowo, żółtawo, feeria barw nas zaskoczyła, a jej intensywność oszołomiła. Trudno oddać słowami to, jak niesamowity to był widok i przeżycie. Byliśmy w najpiękniejszym planetarium na świecie, w którym bilety były za darmo, a w trakcie spektaklu grał nam zespół Raz, Dwa, Trzy.

Ta noc, spędzona na południu północnych wysp, tuż koło latarni morskiej Sumburgh Head, zostanie w naszych sercach na zawsze. Zamknęła też niczym klamrą nasz pobyt na Orkadach i Szetlandach, który choć relatywnie krótki, był dla nas jednym z piękniejszych doświadczeń bycia w drodze.

Zorza polarna - relacja z magicznych wysp 22
Zorza polarna zaobserwowana przy latarni Sumburgh Head, wyspa Mainland – Szetlandy

Granaty w drodze

Granaty, czyli Aga i Arek – małżeństwo z zaskakująco długim stażem, które łączy nie tylko codzienność, ale przede wszystkim wspólna pasja do podróżowania. Bycie w drodze i poszukiwanie nowych celów to stały element ich życia. Choć często zastanawiają się, dlaczego niektórym wystarcza domowe zacisze, a innych wciąż „nosi” po świecie, jedno wiedzą na pewno – należą do tej drugiej grupy. W ich żyłach płynie droga. Zawsze kochali podróże – rowerowe, piesze, zawsze blisko natury. W 2016 r. kupili swojego pierwszego kampervana, co uznają za jedną z najlepszych decyzji w życiu. Przemieszczają się zarówno w czasie wolnym, jak i „za pracą”, co pozwala im niemal nieustannie być w podróży. Postrzegają to jako przywilej i spełnienie marzeń. Bycie w drodze ukształtowało ich i pozwoliło być tym, kim są dzisiaj. 

Zorza polarna - relacja z magicznych wysp 23

Tekst: Agnieszka Nikoliszyn Granatowska
Zdjęcia: Arkadiusz Granatowski

Artykuł pochodzi z numeru 3 (123) 2025 r. magazynu „Polski Caravaning”.

Chcesz być na bieżąco? Zamów prenumeratę – teraz jeszcze taniej i szybciej.


Administrator06:00
Obserwuj nas na Google News Obserwuj nas na Google News