Kończący się rok był prawdziwym ciosem dla wielu przedsiębiorców. Najbardziej cierpi m.in. turystyka, również ta krajowa. Właściciele kempingów podsumowali sezon letni i zgodnie stwierdzili, że obrót w 2020 to zazwyczaj około 40-50% tego, co było w latach ubiegłych. Kolejny lockdown przyniósł kolejne zakazy, które Polacy nauczyli się obchodzić. Rząd jednak o procederze wie i zapowiada „kontrole” oraz „kary administracyjne”. Czy dotkną one też kempingów? Czy właścicieli pól pozbawi się ostatniej szansy na jakikolwiek dochód?
Przypomnijmy: w obecnej formule wszystkie obiekty świadczące usługi noclegowe mogą przyjmować gości, ale tylko na „pobyty służbowe”. Do tej grupy zaliczają się również kempingi, które (działając również teraz, w okresie jesienno-zimowym) liczą na to, że uda im się spiąć całoroczny budżet. Polacy jednak szybko zaczęli wykorzystywać lukę prawną i masowo w miniony weekend ruszyli m.in. do Zakopanego. Media podchwyciły temat i informowały o „masowym procederze” nielegalnego wykorzystywania wspomnianych już pobytów służbowych.
Jak to wygląda w praktyce? Gość przyjeżdżający na kemping podczas meldunku wypełnia oświadczenie, w którym deklaruje, że przebywa w danym okresie w ramach prowadzonej działalności gospodarczej lub np. odbywa podróż służbową w ramach delegacji. I to by było na tyle.
Media zwróciły uwagę, że nikt nie sprawdza tego, kto rzeczywiście przebywa w danym obiekcie noclegowym służbowo. Temat podchwycił Rząd, który w osobie Jarosława Gowina zapowiedział kontrole.
- Będą kontrole od dzisiaj i mówię to z wielkim żalem - oświadczył na konferencji prasowej.
I dodał:
- Zwracam się z apelem do przedsiębiorców, aby przestrzegali przepisów; inaczej muszą się liczyć nie tylko z mandatami, ale i zawieszeniem pomocy, która opiewa łącznie na ok. 40 mld zł.
Wspomniany mandat może opiewać na kwotę nawet 30.000 zł. Pozostaje jednak pytanie: w jaki sposób obsługa hotelu czy kempingu ma sprawdzić, czy Gość rzeczywiście przebywa na „pobycie służbowym”? Czy dostępne są jakiekolwiek narzędzia, wytyczne, zalecenia? Nie. Co ważne, nawet w trakcie pierwszego lockdown’u takich kontroli po prostu nie było więc do końca nie wiadomo, kto ma kontrolować dany obiekt i jak w ogóle taka kontrola będzie wyglądać.
Co ciekawe, dziennik Gazeta Prawna opublikował 30 listopada artykuł, w którym informuje, że Sejm „przez pomyłkę usunął kary „sanepidowskie” za łamanie obostrzeń związanych z ogłoszonym stanem epidemii”. Patrząc więc na najnowsze zmiany w ustawach, żaden organ kontrolujący, nawet w przypadku stwierdzenia uchybień, nie ma na moment pisania niniejszego artykułu żadnego prawa do nałożenia jakiejkolwiek kary. Więcej o tym można przeczytać tutaj: GazetaPrawna.pl
Blokowanie kempingów w okresie pandemii jest conajmniej niezrozumiałe. Okres letni pokazał, że nawet zatłoczone nadmorskie miejscowości okazały się być bezpieczne. Niemcy, jeden z największych rynków caravaningowych, zachęcał swój Rząd do pozostawienia otwartych kempingów. Argumentem były dane statystyczne mówiące o ponad 8 milionach zrealizowanych pobytów i… 0% zakażeń. Jak czytaliśmy w niemieckiej prasie, „nie stwierdzono żadnych ognisk koronawirusowych na jakimkolwiek polu kempingowym”.
Może więc czas najwyższy wziąć sobie do serca hasła „#BezpieczniejszeWakacje” oraz „#BezpieczniejszaZima” i potraktować caravaning jako najlepszą i najbezpieczniejszą formę turystyki w czasie pandemii? Pomoże to nie tylko nam, turystom, ale również wielu przedsiębiorcom, którzy tylko czekają na zniesienie obostrzeń.