Trochę perspektywy
Po powrocie z urlopu na Mazurach usiedliśmy, policzyliśmy wszystko i ustaliśmy, że 2023 rok spędzimy w podróży. Po 6 miesiącach bezskutecznej próby znalezienia dobrego dostawczaka, którego planowaliśmy przerobić, w maju 2022 roku trafiliśmy na ogłoszenie już zabudowanego kampervana. Wszystko dokładnie sprawdziliśmy i podjęliśmy decyzję – kupujemy!
Warte wspomnienia jest to, że nie mieliśmy wcześniej do czynienia z kamperami – nigdy żadnego nie wypożyczyliśmy. Mimo że nasza decyzja mogła wydawać się nierozsądna i wiele osób radziło, żeby nie rzucać się od razu na głęboką wodę, mieliśmy inną perspektywę – coś w środku podpowiadało nam, że to dobry krok, obydwoje mieliśmy przeczucie, że to właściwa droga i że jeśli teraz tego nie zrobimy, to będziemy żałować.
Czym jeździmy?
Od ponad 3 miesięcy Fiat Ducato jest naszym tymczasowym domem. Mamy wersję L4H3 z 2013 roku, silnik 2.3. Celowaliśmy w jak największy samochód, tak aby mieć łazienkę i przestrzeń w bagażniku na rowery. Przed wyjazdem mocno zadbaliśmy o to, żeby naprawić zawczasu, co się da. Całe szczęście mogliśmy liczyć w tej kwestii na pomoc zaufanego mechanika, bo o motoryzacji wiemy tyle co nic. Póki co, odpukać, wszystko sprawuje się bardzo dobrze i mamy nadzieję, że jeszcze długo tak zostanie!
Dlaczego Portugalia i jak się tu dostaliśmy
Gdy tylko podjęliśmy decyzję o tym, że ruszamy przed siebie, pojawiło się pytanie, gdzie to będzie. Od dłuższego czasu bardzo ciągnęło nas do USA, gdzie spędziliśmy kiedyś lato w ramach programu Camp America (Marcin nawet dwukrotnie). Koniecznie chcieliśmy jeszcze raz zrobić road trip po zachodnim wybrzeżu. To pierwotnie miała być nasza destynacja, ale czym bliżej było do startu, tym bardziej uświadamialiśmy sobie, że na początek lepszym wyborem byłoby coś bliższego, bardziej znanego. Finalnie stanęło więc na Europie. Bardzo brakowało nam słońca, a Portugalia była jednym z krajów na południu Europy, gdzie nigdy jeszcze nie dotarliśmy, poza tym to kraniec kontynentu. Wszystko zaczęło składać się w całość. Planowaliśmy objechanie Portugalii, a potem Hiszpanii, Francji i Włoch, jednak okazało się, że styl życia Portugalczyków bardzo przypadł nam do gustu i się nie śpieszymy. Korzystamy z tego, że nie musimy nigdzie gnać, i cieszymy się z powolnego zwiedzania tego malowniczego zakątka.
Przepiękne Algarve
Na pierwszy ogień naszej van life’owej przygody wybraliśmy Algarve (południowy region Portugalii). Po pierwsze z uwagi na to, że to klasyka, a po drugie, co równie ważne, końcem lutego to tutaj możemy szukać najlepszej pogody. No i po trzecie, by przekonać się, czy po zmianach w portugalskim prawie rzeczywiście tak trudno podróżować na dziko.
Nasz plan obejmował posuwanie się wybrzeżem na zachód, a następnie na północ Portugalii. Pierwszy tydzień spędziliśmy, odpoczywając po pięciodniowej trasie i nie oddalając się zbytnio od granicy z Hiszpanią, a gdy ból pleców po pokonaniu 3500 km ustąpił, ruszyliśmy do Faro, które niestety przywitało nas deszczową pogodą, przez co nie byliśmy w stanie docenić tego miejsca w pełni. Przespacerowaliśmy się po starym mieście i wzdłuż mariny, ale szczerze mówiąc, nie widzieliśmy sensu, by zostawać tam na dłużej. Co ciekawe, do tej pory to w Faro jeden jedyny raz stanęliśmy na płatnym kempingu i tylko po to, by doładować akumulator po kilku deszczowych dniach. Kawałek dalej trafiliśmy na przyjemny parking położony tuż przy plaży w okolicy Quarteiry, gdzie powstała swego rodzaju dzika wioska kamperowa. Tuż obok rozciąga się park naturalny Ria Formosa, którego część zwiedziliśmy na rowerach. Zachwycił nas ten system wysp barierowych, na obszarze którego można obserwować różne gatunki ptaków, a nawet liczyć na spotkanie z kameleonem!
Albufeira to kolejny obowiązkowy punkt wycieczki po Algarve. Tak przynajmniej podpowiedział nam internet i już po kilku minutach spędzonych w mieście pożałowaliśmy, że tam trafiliśmy, to mocno turystyczne miejsce, zupełnie nie w naszym guście. Natomiast kawałek od Albufeiry odnaleźliśmy plaże Praia São Rafael i Praia dos Arrifes z niesamowitymi formacjami skalnymi jak z pocztówek, a zachód słońca oglądany z tamtejszych klifów do dzisiaj mamy w pamięci. Przed Portimão wybraliśmy się na Szlak Siedmiu Wiszących Dolin, który liczy około 12 km w dwie strony i biegnie krawędziami pięknych klifów. Wiedzie między innymi przez słynną jaskinię Benagil, jakiś czas później mieliśmy okazję oglądać ją z perspektywy wody podczas rejsu motorówką – i każdemu polecamy, by zobaczył te majestatyczne skały od drugiej strony! Portimão samo w sobie nie skradło naszego serca, ale już jego okolice jak najbardziej. Mamy tu na myśli przede wszystkim uroczą, niegdyś rybacką wioskę Ferragudo oraz plaże: Praia de Boião, Praia do Alemão i Praia do Vau, gdzie można obserwować liczne wyłaniające się z wody formacje skalne.
W Lagos przejechaliśmy się malowniczą trasą rowerową będąca częścią Fisherman’s Trail, poprowadzoną krawędzią klifów aż do miasteczka Luz. Gdy zobaczyliśmy je z góry, poczuliśmy, jakbyśmy patrzyli na jakiś kadr z filmu – naprawdę robi wrażenie! No i nie zapominajmy o Ponta da Piedade, grupie formacji skalnych, z których słynie Lagos. Po prawie miesiącu pobytu w Portugalii udało nam się wreszcie dotrzeć do Sagres i na Przylądek św. Wincentego, zwany „portugalskim końcem świata”, bo stanowi najbardziej na południowy zachód wysunięty punkt kontynentalnej Europy. Od razu naszą uwagę zwróciła zmiana krajobrazu – formacje skalne zastąpiły ostre zbocza klifów, przywodzące na myśl bardziej Irlandię niż Portugalię.
Tuż nad Sagres zaczyna się obszar Parque Natural do Sudoeste Alentejano e Costa Vicentina i biegnie przez około 100 km linii brzegowej. Nie mogliśmy wyjść z podziwu, jak dziki i nietknięty przez rękę człowieka jest ten teren. Dopiero tutaj zrozumieliśmy, skąd biorą się niektóre ograniczenia dla nocowania w kamperze w Portugalii, i poczuliśmy, że są one w pełni uzasadnione – tak piękne miejsca powinny być chronione przed przerobieniem ich na turystyczną maszynkę do zarabiania pieniędzy.
Odpowiadając na pytanie, które zadawaliśmy sobie przed przyjazdem do Portugalii, czy da się zwiedzać ten kraj kamperem na dziko? Da się! Trzeba jedynie być świadomym tego, że z miejscówek nad pięknymi klifami, jakie widzimy na Instagramie, będziemy korzystać rzadko (jeśli chcemy przestrzegać portugalskiego prawa, które zakazuje nocowania w obszarze Natura 2000, obszarach chronionych i miejscach, które są objęte Planem Rozwoju Obszarów Przybrzeżnych). Mimo wszystko, z naszego punktu widzenia, na pewno nie warto z tego powodu odpuszczać. Wciąż można spędzić tu przepiękne chwile i wycisnąć z tego kraju wszystko co najlepsze.
Co dalej?
Nasza podróż trwa. Gdzie będziemy za kilka miesięcy, czas pokaże… To, czego jesteśmy pewni, to że van life mocno nas wciągnął. Zamierzamy dalej karmić się wolnością, jaką daje życie w drodze. Dla nas to etap, po ponad 3 miesiącach wiemy, że nie jesteśmy z tych, którzy widzą siebie w kamperze przez okrągły rok. Ale nie jesteśmy też typem domatorów i ciągnie nas do świata. Jest jeszcze jeden pewnik, ten wewnętrzny głos, który ciągle się w nas odzywał, zdecydowanie miał rację i jesteśmy sobie bardzo wdzięczni, że go nie odepchnęliśmy. Po tych kilku miesiącach wiemy na 100%, że decyzja, jaką podjęliśmy, była dobra!
Ola i Marcin. Para z Krakowa, która potrzebowała odskoczni od dużego miasta, więc podjęła decyzję o kupnie kampervana i wyruszeniu przed siebie. Obecnie podróżują po Portugalii, zatrzymując swoje wspomnienia w filmach i artykułach na blogu „Przeżycie”.
Aleksandra Kanczak, Marcin Zając
Artykuł pochodzi z numeru 3 (111) 2023 r. magazynu „Polski Caravaning”.
Chcesz być na bieżąco? Zamów prenumeratę – teraz jeszcze taniej i szybciej.