Kiedy piszę ten artykuł, właśnie mija pierwszy miesiąc naszej marokańskiej przygody, a ja – sącząc miętową herbatę – zastanawiam się, jak ubrać w słowa wszystkie te kontrasty, których tu doświadczam. Maroko w opowieściach wielu vanlifersów brzmi jak kamperowa ziemia obiecana. Ale czy rzeczywiście nią jest? Zapraszam na subiektywną wycieczkę po 4 tygodniach aklimatyzacji w Afryce.
Ziemia kontrastów
Maroko wzbudza wiele emocji – zarówno wśród tych, którzy już tu byli, jak i tych, którzy dopiero planują ten kierunek. W internecie można trafić na setki ostrzeżeń i… tyle samo zachwytów. Nic dziwnego, by się tu dostać, musimy opuścić dobrze nam znaną Europę i promem przeprawić się do Afryki, kontynentu, gdzie panują inne zasady i kultura. Maroko jest monarchią konstytucyjną, jednak, mimo że władzę sprawują tu rząd i parlament, ostatnie słowo zawsze należy do króla. To państwo, w którym panuje wolność religijna, a jednocześnie 98% mieszkańców wyznaje islam.
Marokańczycy nie są jednorodną grupą narodową – mieszkają tu potomkowie Arabów, Amazigh, czyli Berberów, Żydów oraz niemała grupa Europejczyków – szczególnie Francuzów, ponieważ do lat 50. XX wieku Maroko było francuską kolonią. Dodatkowo do większych miast za pracą i lepszym życiem przyjeżdżają ludzie z całej Afryki. Maroko jest prawdziwym tyglem, gdzie mieszają się wszelkie skrajności. Tuż obok przepychu nowoczesnych dzielnic, zachwycających zdobień meczetów czy budynków oficjalnych urzędów, w oczy kłuje bieda, jakiej nie spotkamy już w Europie; widok żebrzących, chorych ludzi czy wychudzonych, głodnych zwierząt wpisuje się w codzienny krajobraz. Piękne wybrzeża oceanu czy bezkresne pustkowia zanieczyszczone są przez góry śmieci. Ludzie z jednej strony są uśmiechnięci i gościnni, jednak jeśli po rozmowie ze sprzedawcą nic nie kupimy, możemy spotkać się z niechęcią. To tylko kilka przykładów, które mogłabym mnożyć po pierwszym miesiącu pobytu na marokańskiej ziemi. Dziś jednak chciałabym skupić się na konkretach, a swoje odczucia zostawię na kolejny artykuł, gdy będę bogatsza o doświadczenia po kolejnych 2 miesiącach podróży.
Van life’owa ziemia obiecana…
Za nami dopiero część trasy, którą zaplanowaliśmy, ale już teraz mogę powiedzieć, że van life w Maroku jest również pełen kontrastów. W północnej części, na wybrzeżu od Asila do Al-Dżadidy, nie jest łatwo znaleźć miejscówkę na dziko. Oczywiście nie jest to niemożliwe, jednak często wieczorem pojawia się policja lub miejscowi, którzy proszą nas o przeparkowanie. Argumentem jest zawsze nasze bezpieczeństwo. Zazwyczaj byliśmy więc zmuszeni do stawania w mieście na płatnych parkingach. Zresztą w miastach praktycznie każde miejsce jest płatne; czasami są oficjalne znaki, a czasem po prostu zjawia się ktoś, kto chce zarobić albo opiekuje się danym terenem. Na szczęście nie są to duże sumy – samozwańczemu stróżowi wystarczy 5–10 dirhamów (2–4 zł), na strzeżonym parkingu w Rabacie, stolicy Maroka, musieliśmy zapłacić 135 dirhamów za dobę, czyli 54 zł. Jadąc na południe, sytuacja się trochę rozluźnia. W okolicach miasteczka Oualidia wybrzeże jest na tyle rozległe, że nie mieliśmy najmniejszych problemów z nocowaniem na dziko. Podobnie jest, gdy wjedzie się w interior.
Jeśli chodzi o kempingi, to sporo znajdziemy na wybrzeżu. Ceny są różne i w zależności od standardu wahają się w okolicach 100 dirhamów za noc (około 40 zł). Na kempingu jest oczywiście dostęp do wody i zlewni nieczystości. Natomiast ciepła woda nie jest regułą. Będąc gośćmi kempingu, bez problemu zrobimy serwis, jednak jeśli przyjeżdżamy z zewnątrz, może się zdarzyć, że nie dostaniemy na to pozwolenia, nawet jeśli będziemy chcieli zapłacić. Wtedy pozostaje szukać stacji benzynowych z łazienkami bądź korzystać z toalet publicznych.
Okolice Oualidia, gdzie tworzą się laguny
Meczet Hassana II w Rabacie
Dla kogo Maroko może nie być spoko…
Na pewno wyjazd kamperem do Maroka odradziłabym osobom, które dopiero zaczynają van life. Rzeczywistość jest tu intensywna i zupełnie inna niż w Europie, dlatego niełatwo będzie odnaleźć się tym, którzy nie czują się zaprawieni w bojach. Znalezienie miejscówek i serwisów nie należy do najłatwiejszych, co może frustrować początkujących vanlifersów.
Niełatwo mają również introwertycy, którzy cenią samotność, ciszę i spokój. Żeby cokolwiek tu załatwić, trzeba rozmawiać z lokalsami. Wyzwaniem może być również przyjazd do Maroka z psem, a to ze względu na ogromną liczbę bezpańskich zwierząt, które są mocno terytorialne. Człowiekowi nic nie zrobią, jednak jak zachowają się wobec psa intruza? Nie chciałabym się przekonywać.
Oczywiście to jedynie moje subiektywne odczucia, a nie bariery, których nie da się pokonać. Jeśli czujecie gotowość, ciekawość i potraficie wyjść ze swojej strefy komfortu, polecam doświadczyć tego kierunku świata!
Mauzoleum Muhammada V w Rabacie
Co z bezpieczeństwem?
Przygotowując się do tej podróży, przeczytałam setki ostrzeżeń, czego się wystrzegać i na co uważać, jednak mam wrażenie, że są one mocno przesadzone. Oczywiście należy zachowywać środki ostrożności i nie zapuszczać się w szemrane okolice, ale nie dajmy się zwariować. Może i w Marrakeszu zdarzają się kradzieże czy oszustwa, jednak po miesiącu podróży – odwiedzeniu Rabatu, Casablanki i innych większych czy mniejszych miejscowości – mam wrażenie, że turyści są tu dość bezpieczni. W codziennych sytuacjach czujemy, że Marokańczycy o nas dbają, są bardzo pomocni, a widząc naszego kampera w mniejszych miejscowościach, uśmiechają się i machają. Często podchodzą, zagadują – są ciekawi, ale na pewno nie wrogo nastawieni. Wbrew temu co opowiadali nam inni, nie zawsze mają w tym interes. Gościnność leży w ich kulturze i można to na co dzień odczuć. W Maroku turystyka jest bardzo ważną gałęzią biznesu, więc czujemy się tu w pewien sposób chronieni.
Mam nadzieję, że tym krótkim wstępem zachęciłam was do odkrywania Maroka. W kolejnym numerze „Polskiego Caravaningu” wrócę z garścią porad i inspiracji oraz zapewne nowymi refleksjami. Niebawem opuszczamy wybrzeże, ruszamy w stronę gór i pustyni oraz ukrytych między nimi miasteczek. Do przeczytania!
Jak dostać się do Maroka z Europy?
kampeRADY
Katarzyna Gawlas
Artykuł pochodzi z numeru 2 (110) 2023 r. magazynu „Polski Caravaning”.
Chcesz być na bieżąco? Zamów prenumeratę – teraz jeszcze taniej i szybciej.