Prawdziwym wyzwaniem dla fotografa jest znalezienie nietypowego ujęcia znanego zabytku, wykonanie kadru, do którego oko nie zdążyło się przyzwyczaić. W europejskich lokalizacjach to trudne, prawie niemożliwe. Ale niekoniecznie w tej części Azji, gdzie specyficzny klimat, góry i mieszające się wpływy buddyzmu i hinduizmu dyktują zmienne warunki.
Wśród orientalnych zapachów, mnogości kolorów, dźwięków i wszechobecnej uprzejmości łatwo zachwycić się Nepalem i, podróżując po krainie Himalajów, odkrywać ją w indywidualny sposób. Nie tylko ciesząc się z jego zmienności jako gwarancji na wykonanie niepowtarzalnych zdjęć, ale przede wszystkim odkrywając różnorodność stymulującą wszystkie zmysły. Nepal w każdym ujęciu fotograficznym, w każdym kadrze wygląda intrygująco. Taki sam ślad zostawia w pamięci po wyprawie. Nepal jest krainą kontrastów.
Namaste, namaste!
Pierwsze zderzenie z nepalską rzeczywistością jest dynamiczne. Wystarczy wykonać kilka pierwszych kroków na drodze między terminalem lotniska a parkingiem, aby napotkać lekko licząc kilkudziesięciu przedstawicieli lokalnych biur wycieczkowych. Oferują oni zarówno przejażdżki po stolicy, jak i trekkingowe wyprawy nawet w wyższe partie Himalajów. Trudno się temu dziwić, ponieważ turystyka jest wiodącą gałęzią gospodarki Nepalu, z której jednak kraj nauczył się korzystać dopiero pod koniec XX wieku. Nie znaczy to jednak, że wcześniej turystyka w Nepalu nie funkcjonowała – przeciwnie. Łatwa dostępność marihuany i dystans od zachodniej cywilizacji przyciągały do Katmandu prawdziwe tłumy hipisów pielęgnujących ideologię Dzieci Kwiatów.
Dziś jednym z filarów lokalnej turystyki są Himalaje, których dostępność regulują państwowe przepisy. Możliwość zdobycia jednego z 414 szczytów udostępnionych do wspinaczki wymaga uzyskania płatnego pozwolenia od rządu Nepalu lub NMA, czyli Nepal Mountaineering Association. Tak jak wszędzie, warto mimo wszystko dokładnie ustalać wszelkie warunki, bo nawet podczas jazdy taksówką z lotniska do hotelu może okazać się, że podana cena kursu liczona jest od osoby. Co ważne, warto się targować i jest to – podobnie jak w wielu azjatyckich krajach – nawet w dobrym tonie. W jeszcze lepszym tonie jest opłata za przejazd za pomocą „banknotów z Franklinem”, uśmiech kierowcy staje się wówczas wyraźnie szerszy.Smog jak smok!
Pierwszym kontrastem jest nepalska ulica. W stolicy kraju, który kojarzy się z tak oszołamiającą naturą, prawdziwymi problemami są tłok uliczny, hałas i potężny smog. Katalizator? A co to? Przejście przez ulicę ma posmak gry w rosyjską ruletkę – nie ze względu na lewostronny ruch, będący pozostałością po angielskiej obecności kolonialnej, ale z powodu wszystkiego, co Europejczykom kojarzy się z przepisami ruchu drogowego. Jeśli już dojdziesz do siebie po doświadczeniu pierwszej jazdy taksówką, zostaniesz obtrąbiony i dodatkowo ominięty na grubość własnych spodni, próbując przejść przez jezdnię po pasach.
Pytaniem, jakie musi sobie zadać wychowany w warunkach luksusu turysta, jest „jak udaje im się żyć na ulicy?”. To jeden z większych kontrastów, ponieważ widoki ubrań suszących się na sznurze rozciągniętym przy głównej arterii miasta lub krawca szyjącego na maszynie ustawionej na chodniku to normalność.
Domki z zapałek
Na ulicach centrum Katmandu panuje gwar i ruch – puls miasta wyczuwalny jest na każdym kroku. Jego prędkość dyktują sklepy z pamiątkami, nepalskimi czapkami z nausznikami i turystycznym sprzętem. Tu kupisz pashiminę, próbując z miną znawcy stwierdzić, czy materiał z którego jest wykonana, zawiera rzeczywiście kaszmir, a może jest to tylko ozdobny gadżet. Tutaj można zjeść prosto z ulicy miks lokalnych owoców albo spróbować popić pierożki momo tradycyjną masala chai. Fraza „spróbować popić” jest jak najbardziej na miejscu, ponieważ nasze podniebienie może okazać się zbyt wybredne wobec kombinacji hebaty, mleka i palety korzennych przypraw. Ta intensywność również zalicza się do kontrastów regionalnych, a takie zestawienia dotyczą nie tylko jedzenia.
Architekturę stolicy stanowi w dużej części zabudowa historyczna, która niestety poważnie ucierpiała po trzęsieniu ziemi z 25 kwietnia 2015 roku. Reszta aglomeracji sprawia wrażenie zabudowy tworzonej doraźnie pod potrzeby rodzinne w postaci dobudówek, nadbudówek i werand lub domów wznoszonych w myśl jednej zasady – ma być sporo niebieskiego koloru, według wierzeń i tradycji symbolizującego spokój i harmonię. Dlatego tak wiele tam dachów i futryn w tym kolorze. Spomiędzy różnokolorowych małych budynków wyłaniają się budowane już według współczesnych zasad apartamentowce. Z prawdziwym podziwem ogląda się techników pracujących przy instalacjach elektrycznych, które wiszą w pobliżu pieszych traktów niczym prawdziwe węzły gordyjskie. Chociażby z tego powodu odbudowa miasta ze zniszczeń po trzęsieniu ziemi stanowi dla Nepalczyków ogromne wyzwanie i zasługuje na międzynarodową pomoc i szacunek. Najważniejsza jest jednak autentyczność tego miejsca, którą tworzą właśnie ludzie i, niestety, proporcjonalnie działają na jej szkodę. Kontrasty są obecne także tutaj. Obok tych, którym zależy na prawidłowej odbudowie zabytków, gwarantującej utrzymanie statusu światowego dziedzictwa UNESCO, są kontraktorzy i firmy budowlane zalewające betonem pozostałości po budowlach sprzed naszej ery.
Nie celuj w monsun
Jeśli wybierasz się w Himalaje bez wiedzy, kim byli Hillary i Tenzing, masz szansę nadrobić braki krótko po tym, kiedy samolot lokalnej linii lotniczej dotknie kołami krótkiego pasa w leżącym na wysokości 2860 m n.p.m. mieście Lukla. Port lotniczy ochrzczony został imionami pierwszych zdobywców Everestu i jest pierwszym punktem na Everest Base Camp Trekking Route – kilkudniowym szlaku trekkingowym prowadzącym do głównej bazy wyprawowej dla wspinających się na dach świata. To jeden z wielu szlaków oplatających Himalaje i pozwalających zarówno na kontemplowanie piękna tych potężnych gór, jak i dojście do podnóży wysokich szczytów. Niestety, należy również do tych najmocniej zatłoczonych, dlatego planując wyprawę, warto wziąć to pod uwagę. Można liczy na mniejsze obłożenie traktów w lutym lub marcu, czyli przed wiosennym nasileniem turystycznym przypadającym na kwiecień i maj, przed czasem monsunu. Drugim dość obłożonym okresem jest wczesna himalajska jesień – październik i listopad. Oczywiście poza tymi miesiącami i czasem monsunu spotkamy się z temperaturą w okolicach zera lub kilku stopni mrozu nocą; w dzień potrafi ona podskoczyć nawet do 10 stopni, w zależności od ekspozycji na słońce i wiatr. W myśl zasady, która mówi, że nie ma złej pogody, są tylko źle dobrane ubrania, warto zapewnić sobie komfort obcowania z naturą, a nie z tłumem podążającym do Namche Bazar.
Szerpa oddycha wolniej
Lądowanie na lotnisku w Lukli jest przeżyciem jedynym w swoim rodzaju. Pilot, lądujący na pasie położonym pod kątem, zanim zostanie dopuszczony do wykonywania na nim procedur, musi przejść specjalne szkolenie. Sporym stresem jest świadomość braku możliwości odejścia na drugi krąg po nieudanym podejściu, co warunkuje... skalna ściana znajdująca się zaraz za progiem końcowym pasa. Z tego powodu lotnisko Hillary’ego i Tenzinga jest uznawane za jedno z najbardziej niebezpiecznych na świecie. Z tego powodu, aby starty i lądowania były możliwe, pogoda musi być idealna. Zwykle idealne okno pogodowe pojawia się raz dziennie, co wykorzystują wszystkie samoloty zapewniające transport pasażerów i towarów. Wiedzą o tym także nosiciele bagaży i przewodnicy turystyczni, oferujący swoje usługi wszystkim wysiadającym z samolotu.
Jeśli nie dysponujemy odpowiednią kondycją, warto rozważyć usługi szerpy, który zaopiekuje się bagażem, pozostawiając turystę w komforcie marszu z aparatem lub kosmetyczką. No cóż, takie są prawa rynku. O wciąż rosnącej popularności i dostępności Himalajów świadczą kolejki ustawiające się na grani Dachu Świata oraz, niestety, liczba ciał pozostających na zawsze w tak zwanej strefie śmierci, na wysokości powyżej 7,9 tysiąca metrów.
Nie każdy potrafi poradzić sobie z warunkami zmniejszonej ilości tlenu w powietrzu. Z podziwem patrzy się na lokalnych nosicieli towarów, którzy na wysokość nawet 4,5 tysiąca metrów potrafią dostarczyć płyty pilśniowe czy muszlę klozetową. Dlatego więc, jeśli masz ochotę poznać smak kotleta z jaka i popić danie coca-colą, to za tę przyjemność zapłacisz adekwatnie do wysokości. Możesz tam kupić prawie wszystko, to tylko kwestia ceny.
Nie spać, zwiedzać!
Zapewnienie turystom odpoczynku, snu i jedzenia to zadanie dla właścicieli lodgy – zazwyczaj niewielkich gospodarstw, w których można wynająć pokój, a rano posmarować na śniadanie kanapkę miodem. Tutaj jednym z najprzyjemniejszych walorów jest możliwość obcowania z Nepalczykami. Próby dogadania się na migi są bezcennym doświadczeniem, podobnie jak wspólne oglądanie „Rambo II”. Tutaj podobnie jak zachwyt nad podobnymi filmami akcji wrażenie robi kino bollywoodzkie. Otwartość mieszkańców wysokich Himalajów jest wspaniała i podobnie jak w innych oddalonych od cywilizacji rejonach świata uzależniona od trudnych warunków naturalnych. Tę samą relację można zaobserwować na dalekiej Syberii czy w mniej dostępnych częściach Ameryki Południowej. A jednak i tutaj dzieciaki biegają w mundurkach do szkoły, a stada jaków pędzi się jak gdyby nic przez wąskie wiszące mosty.
Przystosowanie do dużych wysokości – tego brakuje wielu turystom. Często objawia się trudnościami ze snem. Przyczyna jest bardzo prosta. Mniejsza saturacja krwi tlenem przyspieszą oddech i pracę serca, które musi przepompować większą ilość krwi, żeby zapewnić organizmowi normalną pracę. Do tego my – doliniarze – nie jesteśmy przyzwyczajeni i odczuwamy jako stan pobudzenia, przy którym trudno zmrużyć oczy. Aklimatyzacja wymaga czasu.
Eksplozja kolorów
Dla wyznawców hinduizm najważniejszym świętem jest Mahaśiwaratri, obchodzony 13 lutego dzień Śiwy, inaczej nazywany Wielką Nocą Śiwy. To dodatkowy atut przemawiający za wyborem lutego na miesiąc wyprawy do Nepalu. Dla postronnego obserwatora to święto będzie kwintesencją piękna tej części Azji i ciekawym podsumowaniem eksploracji lokalnej kultury. Można obserwować tłumy ludzi śpiewające mantry, obsypujące płatkami kwiatów i kolorowymi proszkami posążki Bogini, palące się na skwerach znicze... W opiniach podróżników fukcjonuje pogląd, że Nepalu się nie zwiedza, tylko go przeżywa. To oczywiście zależy od indywidualnej wrażliwości oraz nastawienia, czego właściwie szukamy w Katmandu, innych miastach Nepalu i w samych Himalajach. Kontrastowa specyfika może się podobać lub nie. Można się w niej zakochać lub znienawidzić, ale na pewno trzeba ją poznać!