artykuły

niezwyklostkiNIEZWYKŁOSTKI
ReklamaBilbord Ubezpieczenia

Oni zamieszkali w kamperze. Caravaning sposobem na życie

Czas czytania 10 minut
Oni zamieszkali w kamperze. Caravaning sposobem na życie
Kelley McRae z mężem i gitarzystą Mattem Casteleinem, w ich domu – kamperze Westfalia, który nazwała „Proč Ne”, co po czesku znaczy „dlaczego nie”. 

Caravaning to – najprościej ujmując – turystyka zmotoryzowana, którą uprawia się przy pomocy samochodów i przyczep kempingowych. Turystyka z kolei to podróże, zmiany środowiska i rytmu życia. Czy jednak można zamieszkać w domu na kołach, bez stałego adresu? I czy jeszcze jest to caravaning? A może właśnie to jest caravaning?

Do postawienia tych pytań skłaniają historie osób, które właśnie tak uczyniły: zamieszkały w przyczepie lub kamperze. Bez stałego adresu. Można powiedzieć metaforycznie – zamieszkali w podróży. Bo choć według jednej z definicji całe życie jest podróżą, to w tym wypadku potraktowane to zostało dosłownie. Przyjrzyjmy się kilku przypadkom osób, które się na to zdecydowały. Podkreślmy: nie na to, by wyjechać na pół roku czy nawet na rok. Ale by tak już żyć: w drodze, w podróży. Zobaczmy, jakie były ich motywy i cele. I jakie mieli możliwości, by takie życie rozpocząć.

Przypadek pierwszy: niekończące się tournée

Kelley McRae to amerykańska piosenkarka, która w 2011 roku wraz z mężem zamieszkała w kamperze. Dwa lata temu poświęciliśmy jej cały artykuł, dlatego teraz przypomnijmy tylko najważniejsze fakty.

Choć w naszym kraju pozostaje praktycznie nieznana, to o jej płytach, tekstach piosenek i niezwykłych wykonaniach rozpisują się z entuzjazmem nie tylko amerykańscy krytycy. Reżyser Wim Wenders powiedział gazecie „San Francisco Chronicle” po wysłuchaniu jej drugiej płyty, że „ostatnio wzruszył się (płakał!) właśnie słuchając jej piosenek”.

ReklamaOni zamieszkali w kamperze. Caravaning sposobem na życie 1
Jednak najważniejsze dla nas jest to, że w 2011 roku, po siedmiu latach spędzonych na Brooklynie, Kelley McRae zdecydowała się na radykalny krok: zamiany apartamentu na kamper!

- Sprzedaliśmy meble, pianino, praktycznie wszystko, co nie zmieściłoby się do samochodu – mówi artystka. - Kupiliśmy kamper i wyruszyliśmy w wielkie tournée. To było niesamowite i zupełnie szalone!

Wybranym kamperem został kilkunastoletni Volkswagen Westfalia. Przed wyjazdem z Nowego Jorku Kelley z mężem Mattem urządziła wielki koncert na Brooklynie, który był jednocześnie... chrzcinami kampera. Ich nowy dom na kołach nazwali „Proč Ne”, co w języku czeskim znaczy „dlaczego nie”. Był to skrót od ich nowego motta: „dlaczego nie zdecydować się na szaloną przygodę i nie spróbować grać muzyki na pełny etat?”. I wspólnie z mężem udali się na wielkie tournée, podczas którego w ciągu zaledwie jedenastu miesięcy 2011 roku odbyli blisko dwieście koncertów, przemierzając ponad pięćdziesiąt tysięcy mil przez Stany Zjednoczone!

Na tym się jednak ich podróż nie skończyła, bowiem od tego czasu są w niekończącej się trasie. Po to, by być jak najbliżej swoich słuchaczy każdego dnia, żyć i tworzyć w drodze. Ktoś powie: no tak, ale to artyści – a co ze „zwykłymi” ludźmi?

Przypadek drugi: caravaningowcy na cały etat

Takimi „zwykłymi ludźmi” jest rodzina Ticknorów ze Stanów Zjednoczonych, która sama siebie tak przedstawia na swojej stronie internetowej: „Jesteśmy caravaningową rodziną na pełen etat, składającą się z dziesięciu osób (czworo dzieci już dorosło i poszło w świat), która jest w drodze od blisko sześciu lat. Jesteśmy miłośnikami natury, bierzemy udział w ochronie parków narodowych USA, uczymy się w drodze i niesiemy pomoc ofiarom katastrof. Zawsze szukamy nowej przygody!”.

ReklamaOni zamieszkali w kamperze. Caravaning sposobem na życie 2
W 2009 roku rodzina Ticknorów sprzedała dom, by kupić większy – potrzebowali większego, ponieważ wkrótce miało im się urodzić jedenaste dziecko. Zanim jednak zaczęli szukać nowego domu, postanowili jeszcze zrobić sobie dwutygodniowe wakacje. Po dwóch tygodniach zdecydowali jednak, że z wakacji... już nie wrócą.

I od tego czasu żyją praktycznie w drodze. Podróżują od sześciu do ośmiu miesięcy w roku, a latem wracają do Montany, gdzie prowadzą kemping nad jeziorem. Głowa rodziny (ojciec dzieci – Vaughn) z synami pracują wtedy przy budowie domów, dwie córki sprzedają ręcznie robioną biżuterię na lokalnym targu, a ich mama Dana sprzedaje z kolei fajerwerki na Dzień Niepodległości.

Od kwietnia tego roku mieszkają w nowej naczepie kempingowej Crossroads Elevation 38LV Toyhauler o długości ponad czternastu metrów (wcześniej była to 13-metrowa naczepa Gulf Stream Enduramax). Trzyosiowa naczepa waży blisko 15 ton i w czterech miejscach rozsuwa się na boki podczas postoju, dzięki czemu zwiększa się w niej przestrzeń życiowa. Ciągnięta jest przez dodge’a, ale to nie jedyny pojazd, którym porusza się rodzina. Prawie wszyscy jadą bowiem vanem, a dodgem kieruje ojciec rodziny.

W naczepie każdy ma swoje łóżko (oprócz trzyletniego Caleba, który śpi z rodzicami w łożu małżeńskim). Reszta dzieci śpi na piętrowych łóżkach. W naczepie znajduje się też kuchnia, łazienka, schowki na brudną bieliznę (pranie robią co cztery dni), kącik gier wideo. Wykorzystywana jest każda wolna przestrzeń: pod małżeńskim łóżkiem trzymają ubrania na zimę i kilka paczek pieluch, a nad nim chowają... plastikową choinkę na Boże Narodzenie i ozdoby. Podobnie jak ich poprzedni dom na kołach, także obecny jest w ciągłej przebudowie, ciągle można coś ulepszyć, zmienić, dostosować.

Od kiedy zaczęli podróżować sześć lat temu, urodziła im się trójka dzieci, ale troje dorosło i żyje osobno. Dzieci nie chodzą do szkół – uczą ich rodzice. Tak było zresztą też wcześniej, zanim zostali „caravaningowcami na pełen etat”. Dana opisuje ich wspólne życie na blogu, który można znaleźć po adresem www.ticknortribe.com. Pisze tam m.in., że „życie w przyczepie nie sprzyja posiadaniu biblioteki z powodu braku miejsca. Nie zamierzam zrezygnować z książek do matematyki oraz ćwiczeń do pisania i studiowania Biblii, ale innych przedmiotów dzieci uczą się z programów edukacyjnych on-line. Natomiast historii uczą się z nami w muzeach, których wiele odwiedzamy po drodze”.

Warto dodać, że Ticknorowie są konserwatywnymi chrześcijanami, a ich egzemplarz Pisma Świętego jest wodoodporny, bo inny nie przetrwałby w caravaningowych warunkach podróży („ochrona przed deszczem, nie da się go podrzeć – tu głównie mam na myśli najmłodszego syna Caleba – i nie tonie – to na wszelki wypadek” – mówi Vaugn).

Co istotne, gdy poczyta się stronę internetową i blog tricklonów, widać na nim entuzjazm, radość z takiego stylu życia. I to pomimo przebywania non stop na ograniczonej przestrzeni w dziesięć osób! Przekonać można się samemu, czytając i oglądając stronę http://ourtravelingtribe.com/.

Przypadek trzeci: zawodowi emeryci

Opisaliśmy dwa przykłady zza oceanu. Czas na kolejnych „zwykłych” ludzi, którzy na dodatek są naszymi rodakami: Teresa i Andrzej Walczakowie to małżeństwo sześćdziesięciolatków z Krakowa. Pan Andrzej to emerytowany kapitan Wojska Polskiego, Pani Teresa natomiast to była policjantka. Oboje są twórcami bloga kamperemprzezswiat.blogspot.com, który zapewne zna część czytelników „Polskiego Caravaningu”. A czytelnicy bloga znają nasz magazyn, bo na kamperze Państwa Walczaków widnieje logo PC.

Na blogu znajdziemy taką deklarację: „Oto nasz kamper, przepraszam... dom. Bowiem od kilku lat spędzamy w nim większą część roku, więc zasłużył sobie zapewne na to miano. Dla pełnej jasności – moja żona Teresa i ja uwielbiamy podróże, te małe i te duże. Odkąd oboje uprawiamy zawód emeryta, czyli od lat kilku, zamieniliśmy przyczepę kempingową na kampera i ruszyliśmy w drogę”. Natomiast w jednym z lipcowych wydań „Wysokich Obcasów”, dodatku do „Gazety Wyborczej”, tak mówili o powodach rozpoczęcia życia w drodze: „Mamy dwie emerytury. W sumie 5 tys. zł. Nigdy mniej, nigdy więcej. Musi wystarczyć. Konto jest jedno i się nie rozmnoży. Jak się pieniądze skończą, zaczyna się debet. Nigdzie nie dorabiamy, bo nie starczyłoby nam czasu na jeżdżenie po świecie. Podróżowanie jest drogie? Bywa. Po dwutygodniowym wyjeździe zawsze będzie w plecy. Ale wyjazd na pół roku już się opłaca. Z początku częste podróże pochłaniały dużo funduszy. Zaczęliśmy się zastanawiać, czy nie jechać raz a dobrze. Bo na ogół w podróży najdroższy jest przejazd”.

Tak więc od kilku lat Państwo Walczakowie spędzają w podróży większą część roku. Zwiedzili w tym czasie większość europejskich krajów, a swoje podróże opisują na blogu. Dzielą się swoimi spostrzeżeniami, przygodami i refleksjami. Czasem w bardzo skromny sposób, bowiem np. o wyjeździe do Norwegii w czerwcu 2014 roku piszą tak: „Nasza kamperowa podróż po Norwegii trwała zaledwie miesiąc. Nie ma więc mowy, abyśmy mogli tutaj udzielić istotnych porad i wskazówek. Ponadto proszę zauważyć, że podróżowaliśmy tylko przez północny fragment tego kraju”. Zaledwie miesiąc! Któż z nas nie chciałby móc „zaledwie” tyle czasu podróżować po tym (lub innym!) kraju? Jednak ta skromność jest niepotrzebna, bo wiele ich relacji pozwala naprawdę poznać kraje, które odwiedzają. Niektóre są też doceniane, jak np. opowieść o Gruzji, która została wyróżniona w 2011 roku w konkursie portalu www.kaukaz.pl i Wydawnictwa Czarne.

We wspomnianym artykule z „Wysokich Obcasów” twierdzą natomiast, że... są za biedni, by żyć w Polsce, a kilkumiesięczna podróż wychodzi taniej! „Podliczmy nasze koszty, gdybyśmy nie wyjeżdżali: cena prądu, gazu, wody, w zimie ogrzewania, wywóz śmieci. Gdy wyjeżdżamy: paliwo na przejazd, prąd w podarunku od słońca, wody zawsze się skądś nabierze, gaz – jedna czy dwie butle na miesiąc, jedzenie w większości miejsc, do których jedziemy, jest tańsze niż u nas”. A gdy wyjeżdżają z Polski, wypowiadają umowy na wodę i prąd oraz odłączają ogrzewanie. W połowie września znowu wyruszają, w wielomiesięczną podróż do Afryki. Dla porządku dodajmy, że podróżują nienowym kamperem Roller Team z alkową na bazie Fiata Ducato.

Gdy dom na kołach staje się domem

Pokazaliśmy trzy przykłady życia w drodze. Choć w zasadzie najbardziej radykalny jest sposób Kelley McRae, która w kamperze z mężem po prostu zamieszkała. Rodzina Ticknorów i Państwo Walczakowie w spędzają w swoich pojazdach większość roku, ale nie cały. Mają miejsca, do których wracają. Wszyscy nasi bohaterowie zdecydowali się jednak na zmianę, na którą część z nas chciałaby się zdecydować, ale z różnych powodów tego nie robi. A czy nie każdy z nas czasem marzy, by rzucić wszystko – ale naprawdę wszystko – i wyjechać? Żyć w drodze, odwiedzać niezwykłe miejsca, być naprawdę wolnym. Podróżować po świecie, samemu wybierać, gdzie się spędzi lato czy zimę.

Jednak taka zmiana niesie ze sobą koszty. I nie chodzi tu nawet o koszty finansowe (o nich za chwilę), ale także inne. Nikt lub prawie nikt nie decyduje się na taki sposób życia samotnie. Jak widzimy, decydują się na to pary lub nawet całe rodziny. I wtedy są ciągle razem, na niewielkiej przestrzeni kampera czy przyczepy. A co, gdy się nie zgadzają, pokłócą? Będąc w domu także się kłócą i wspólnie pokonują problemy, które niesie życie. Dana i Vaughn Ticknorowie mówią, że „jednak przez tak niewielką przestrzeń nasze dzieci bardzo są ze sobą zżyte. Ta bliskość wymuszona brakiem miejsca nauczyła je lepiej rozumieć uczucia i działania innych”. I czytając ich blog nie mamy powodu im nie wierzyć. Choć jak jest naprawdę, wiedzą tylko oni i ich dzieci.

Podstawowym problemem jest jednak to, czy można sobie pozwolić finansowo na taki tryb życia. Pod internetową wersją artykułu o Teresie i Andrzeju Walczakach w „Wysokich Obcasach” znajduje się mnóstwo komentarzy wyrzucających naszym bohaterom ich wysokie emerytury. Rzeczywiście, jak na polskie warunki nie są one małe. I nie każdy taką emeryturę może mieć. Podobnie jak nie każdy może mieć własny domek, dobrze płatną pracę czy własną działalność gospodarczą. Tak po prostu jest. Ale chyba nawet z mniejszymi dochodami można się skusić na podjęcie ryzyka życia w drodze. Na to jak to zrobić, nie ma prostej odpowiedzi. Wiele zależy od uwarunkowań nie tylko finansowych, ale także psychologicznych w danym przypadku. Jedno jest pewne: trzeba tego naprawdę i bardzo chcieć. I dopiero wtedy można zacząć analizować własną sytuację. Bo nie jest to sposób życia dla każdego. Można zaryzykować wniosek, że to sposób dla niewielu.

Na początku artykułu postawiliśmy pytanie, czy zamieszkanie w domu na kołach, bez stałego adresu, jest jeszcze caravaningiem. A może jest tym prawdziwym caravaningiem? Wszyscy wiemy, że caravaning ma wiele oblicz: od weekendowego, przez indywidualny i zbiorowy, po caravaning ekstremalny. Czy jest sens nazywać któryś z nich właściwym czy prawdziwym? Chyba nie. Turystyka zmotoryzowana daje wiele możliwości, a każdy wybiera tę, która mu najbardziej odpowiada i na którą może sobie pozwolić. Ktoś wybiera weekendowe wypady za miasto, ktoś tygodniowe wyjazdy za granicę, ktoś caravaning wyprawowy w miejsca pozbawione dróg i cywilizacji. A ktoś życie w drodze, metaforyczne zamieszkanie w podróży.

Dariusz Wołodźko

Artykuł pochodzi z numeru 3(68) 2015 Polskiego Caravaningu



Administrator29.07.2018 zdjęć 4
Obserwuj nas na Google News Obserwuj nas na Google News