Poszycie w zielonych glonach, osadzie z drzew i żywicach? Zanim skompletujemy preparaty do przywracania fabrycznego blasku naszym „domom na kołach”, rozpocznijmy od identyfikacji materiałów budujących zabudowę kempingową.
Przygodę z caravaningiem rozpocząłem dwa lata temu, można powiedzieć – trochę przypadkowo. Na Śląsku szykował się zlot trabantów – mowa o 10. jubileuszowej edycji Trabi Silesia Fest – nie wyobrażałem sobie nie uczestniczyć w tym evencie. Pojawił się tylko jeden mały problem. Wszystkie domki w ośrodku były zarezerwowane, a wiedzieliśmy, że z 7-miesięczną córeczką pod namiot nie pojedziemy. Owszem, ideałem byłoby wejść w posiadanie przyczepy Qek Junior, skrojonej dla trabanta. Czas upływał i zamiast ryzykować zakup pierwszej (i jedynej wtedy) lepszej na aukcji internetowej, pojawiła się propozycja, aby pożyczyć sprzęt od przyjaciół mojego ojca. Przyczepa, którą mgliście pamiętałem z lat szkolnych, miała stać przez długie lata na podwórku „pod chmurką”.
7 lat pod orzechem laskowym
Szybkie oględziny i zapadła decyzja – biorę! Pod kątem mechanicznym przyczepa okazała się sprawna praktycznie w każdym calu. Martwił mnie tylko jeden nieprzyjemny dla oka mankament – poszycie gdzieniegdzie naznaczone zielonymi glonami, osadami z orzecha laskowego, żywicami. Wielu przestrzegało mnie – nie będzie łatwo się z tym uporać, a inny stwierdził, że bez kapitalnego (kosztownego) remontu się nie obejdzie.
Poszycie, ale jakie?
Czytając materiały o pojazdach kempingowych, możemy trafić na różne nazewnictwo i rodzaje poszyć mobilnych domków. W przypadku marki Bürstner i modelu z z 1986 roku na ścianach mamy wytłaczane aluminium – rozwiązanie typowe w owych latach, natomiast dach jest zrobiony z żelkotu. Czyli mamy dwa różne rodzaje materiałów, a nawet trzy, bo kufer na dyszlu jest wykonany z laminatu.
Sugerując się latami produkcji tego sprzętu, możemy przypuszczać, że jest on pomalowany starym lakierem akrylowym, czyli zakładamy, że jest to spora warstwa, ale niestety bardzo delikatna. Wniosek? Używanie past polerskich czy agresywnej chemii myjącej odpada, bo istnieje ryzyko całkowitego wypłowienia lub nawet zmycia farby (wiem, co mówię, bo niejednego „klasyka motoryzacji” wyjętego spod drzewka zdarzało mi się myć i doprowadzać do stanu użyteczności).
Uzbrojeni w taki zasób wiedzy... zaczynamy! Na pierwszy rzut użyłem produktu Specjal Cleaner od ShineChemicals (wymienione w tekście produkty nabyłem w sklepie https://cleanshop.com.pl/). To typowy środek do mycia łodzi, żelkotów i powierzchni lakierowanych. Dlaczego akurat ten? Przekonał mnie fakt, że produkowany jest w Polsce.
Unikaj nagrzewania poszycia
Dlaczego późna jesień, a nawet początek zimy to idealna pora na takie prace? Dość powiedzieć, że – uwaga! – schłodziłem poszycie przyczepy, zanim potraktowałem całość wspomnianym preparatem. Na pewno nie warto próbować takich zabiegów na rozgrzanej powierzchni, choćby z racji bezpieczeństwa powłok. Dlatego schłodziłem przyczepę na myjni funkcją „spłukiwanie” (czyli samą wodą). W przeciwnym razie, gdyby wystawić ją na ekspozycję w pełnym słońcu, najpewniej dopuścilibyśmy do zaschnięcia nie tylko glonów, ale nawet zwykłego szamponu samochodowego, niszcząc w ten sposób lakier, który odtąd kwalifikowałby się do polerki (sic!).
Wspomniany Specjal Cleaner jest produktem gotowym do użycia, tzn. nie rozcieńczamy go z wodą, tylko aplikujemy za pomocą opryskiwacza na powierzchnię. Po pięciu minutach, kiedy widać, jak glony zaczynają się rozpuszczać, wystarczy wspomóc ich usuwanie szczotką. A po szczotkowaniu intensywnym spłukiwaniem.
Osady usunięte, czas zabezpieczyć
Gdy tylko uporamy się z usunięciem wątpliwych „ozdób” z zakamarków, powierzchnię warto – aby była łatwiejsza w utrzymaniu – zabezpieczyć z pomocą szmatki z mikrofibry i politury ceramicznej z teflonem. Ja użyłem preparatu Black Autocosmetics. Wystarczy to zrobić raz do roku. Mamy wtedy pewność, że do kampera lub przyczepy nie będą przylegać żadne uporczywe zanieczyszczenia, a nasze zaangażowanie ograniczymy do profilaktycznego mycia z użyciem aktywnej piany lub szamponu.
Jak radzić sobie z zabrudzeniami wnętrza? Do prania materiałów użyłem Black APC, natomiast do wszystkich mebli zielonego płynu HoreCa ShineChemicals.
W taki oto sposób udało się nam stawić na jubileuszowy zlot trabantów na Śląsku. Mnie najbardziej satysfakcjonuje, że w ciągu trzech dni udało się zrealizować gruntowne mycie sprzętu. Koszt znikomy, a i pracochłonność ograniczona do kilku godzin każdego dnia.
Żywica z włóknem szklanym = QEK
Szczęście uśmiechnęło się i krótko po zmaganiach z bürstnerem wszedłem w posiadanie wymarzonego egzemplarza przyczepy marki QEK Junior. Waży tylko 400 kg, więc idealnie komponuje się w zaprzęgu z leciwym trabantem. Jest ona dość ciekawa, a to z tego względu, że całe poszycie wykonano z żywicy z włóknem szklanym. Cóż z tego, skoro i ona naznaczona była zielonymi glonami.
Egzemplarz rodem z NRD okazał się o tyle przyjazny, że uporczywe glony poddały się ciśnieniu wody na myjni. Gładki lakier sprzyjał wstępnym pracom, ale do czasu. Otóż spod osadu wyszła warstwa ciemnych nalotów z żywic. Cóż, rocznik 91’, więc trochę się tego tam nazbierało. Nauczony doświadczeniem i tym razem zaufałem preparatom polskiej firmy. W pierwszej kolejności upatrzyłem sobie Eko Skan 3000 i Plastic Vinyl. Brzmi ciekawie, a że posiadłem nieco wiedzy z chemii, postanowiłem rozwikłać skład obu.
Eko Skan 3000 to obecnie najsilniej myjąca aktywna piana na rynku. Uważny czytelnik stwierdzi: wcześniej była mowa, by silnie myjącej chemii nie używać, więc...? Zgadza się, silnie myjąca agresywna chemia, nazywana też „gryzącą”, absolutnie się nie nadaje. Ale akurat ta piana to nie wodorotlenki, ale sole sodowe, które są nieco droższe od pospolitych substratów. Nie wdając się w szczegóły, charakteryzują się silną reakcją z brudem, nawet silniejszą od produktów dwuskładnikowych typu dimer, a co najważniejsze – nie uszkadzają mytej powierzchni. Mało tego, producent zapewnia, że Eco Skan 3000 nabłyszcza i uwydatnia kolory tworzyw sztucznych, ale też np. opon. Brzmi naprawdę dobrze. Pora sprawdzić preparat na żywym organizmie.
Procedura mycia środkiem skrywającym sole sodowe
Efekt po myciu okazał się niesamowity. Nie tylko pozbyliśmy się wszystkich osadów, udało nam się również doprowadzić poszycie do stanu niemal fabrycznego. Tu wskazówka. Procedura mycia była jak dla mnie standardowa, tj. rozrobiłem aktywną pianę Eco Skan 3000 według zaleceń producenta umieszczonych na etykiecie (bardzo ważne, żeby się tego trzymać) do opryskiwacza z wodą o pojemności 1,75 l, by w kolejnych krokach aplikować pianę i wspomagać się szczotką. Gdzieniegdzie lakier na laminacie doznał uszczerbku. Delikatne spękania (pajęczynka) będą wymagać poprawek lakierniczych.
Tymczasem przed zimą postanowiłem zabezpieczyć gumowe elementy przyczepy środkiem o nazwie Plastic Vinyl. Służy on do konserwacji gumy i tworzyw sztucznych na zewnątrz pojazdu. Także opon, uszczelek w listwach ozdobnych itp. Okazał się niebrudzący, bezbarwny i antystatyczny. Produkt oparty na bazie silikonu mocno penetruje w głąb. Po umyciu staje się hydrofobowy i tworzywo znów nabiera blasku, więc okazał się przydatny na czas konserwacji wiele młodszego samochodu.
Na koniec dygresja. Temperatury w zakresie od +1° do +15°C są bardzo bezpieczne dla mycia poszyć kempingowych, bo w takich umiarkowanych warunkach ciężko dopuścić do wyschnięcia i uszkodzenia powierzchni potraktowanych rozlicznymi preparatami.
Tekst i fot. Sebastian Pawlik
Artykuł pochodzi z numeru 6 (97) 2020 r. magazynu „Polski Caravaning”.
Chcesz być na bieżąco? Zamów prenumeratę – teraz jeszcze taniej i szybciej.