artykuły

wiesci-z-warsztatuWIEŚCI Z WARSZTATU
ReklamaBilbord - bookingcamper zacznij zarabiac

Jeśli w świat - to z VW LT 4x4

Czas czytania 8 minut
Jeśli w świat - to z VW LT 4x4

I... wszędzie u siebie!

Od lat pracuję jako przewodnik w dalekich podróżach po Azji i Afryce. Spędzam 7-9 miesięcy w roku w samochodzie albo w siodle motocykla. Moja ostatnia podróż do Kirgizji uświadomiła mi, że chcę mieć swój dom tam gdzie jestem, nawet na drugim końcu świata.

Na wyprawie był z nami przyjaciel Mercedesem Sprinterem 4x4. Kilkanaście dni w Tien-szan, kilka zimnych i deszczowych dni... Zrozumiałem, że nie mogę tkwić w zwykłej terenówce tylko dlatego, że zacząłem od off-roadu a nie od podróży. Naturalnym biegiem myśli był wniosek, że zawodowy podróżnik powinien mieć dom na kółkach. Dom, w którym miałbym wszystko co potrzeba do życia w podróży w nieznane. Miejsce, które miałbym cały czas przy sobie i które byłoby prywatnym, a nawet intymnym schronieniem, podczas miesięcy bycia pielgrzymem. Tak więc powód poszukiwań nowego samochodu znalazł się sam - gorzej było z jego osiągnięciem. Nie ma bowiem na rynku wielu modeli zdolnych do dźwigania na kołach domu i jednocześnie mogących dojechać tam, gdzie drogi są tylko z nazwy i widoczne tylko na mapie. Firma Iveco od lat produkuje modele 4x4, dwa lata temu nawet wypuściła nowy model. Powstawały także krótkie serie Renault Master 4x4 oraz Mercedes 210 4x4, ale nie wszystkie posiadały reduktor (tzw. biegi terenowe). Najlepszymi samochodami terenowymi i jednocześnie wielkopojemnymi od zawsze były Pinzgauery, Lapladery, Scamy, Unimogi i Bremachy. Ale te są strasznie drogie, również w utrzymaniu. Ciągle, gdzieś w głębi duszy, tęskniłem do Volkswagena LT 4x4, tego starego (1976-1996), produkowanego z reduktorem. Kilka lat temu spotkałem podróżników używających takiego VW w swoich wyprawach. Los dał mi możliwość zakupienia takiego właśnie samochodu.

ReklamaJeśli w świat - to z VW LT 4x4 1
Jeśli w świat - to z VW LT 4x4 2

Wyciągarka. Spokój ducha na złych drogach pokonywanych samotnie.

Zanim wyruszyłem
Na pierwszy rzut poszło malowanie i konserwacja. Chciałem to mieć za sobą, dopóki jeszcze było ciepło i bez deszczów. Malowanie to proste zajęcie. Wybrałem kolor w Castoramie, a potem, jak to zwykle bywa, zdziwiłem się efektem, bo nie tego się spodziewałem. Zdecydowałem się na malowanie pędzlem i wałkiem, bo lakierowanie jest drogie, a po roku jeżdżenia po krzakach i tak nic z tego nie zostanie. Dokonałem koniecznych wymian olejów i filtrów oraz zmieniłem opony na nowe MT 255/85/R16. Następnie mogłem zabrać się za wykończenie kabiny kierowcy. Wstawiłem do środka ogrzewanie, zamknąłem drzwi i mogłem pracować nawet w styczniu. Wygłuszanie, tapicerowanie, zmiana foteli, montaż elektroniki nawigacyjnej, montaż nagłośnienia, komunikacji zewnętrznej i różnych dupereli typu termometr zewnętrzny, obrotomierz itp. zajęło mi kilkanaście dni. Wchodziłem do Volkswagena z grzejnikiem jak do fabryki. Wychodziłem z domu rano i wracałem o zmroku. Fotel pasażera wziąłem z używanego Audi C4, fotel kierowcy od Recaro. Ten ostatni jest amortyzowany sprężynami i teleskopowym amortyzatorem - to oryginał made by VW. Fotel pasażera, niestety, nie jest tak zabudowany - i nie może być, ponieważ trzeba go wymontowywać za każdym razem kiedy chce się otworzyć klapę silnika. Wmontowałem około 4 cm samochodowego wygłuszenia i obiłem całość wykładziną samochodową, niepalną. Montaż dodatkowego wyposażenia na przedniej konsoli był łatwy,  z powodu prostej konstrukcji przedniej półki. Położyłem okablowanie do sterowania światłami - i temat kabiny został skończony. Małe drobiazgi jakie pamiętam, to spalony przełącznik świateł mijania, który jest w pełni rozbieralny i naprawialny, oraz lewar hamulca ręcznego, także rozbieralny i łatwo naprawialny. Inaczej niż w nowych samochodach, gdzie wszystko rozwiązane jest na zasadzie modułowej, czyli się nie naprawia, tylko wymienia całe podzespoły. To dlatego pracowników serwisów nazywa się wymieniaczami a nie mechanikami.
ReklamaŚT2 - biholiday 06.03-31.05 Sebastian
Jeśli w świat - to z VW LT 4x4 4

Przejdzie wszędzie.

Wszędzie tam, gdzie sięga myśl
Produkowano 4 podstawowe wersje modelu VW LT4x4. Wszystkie miały jednakowy rozstaw osi. Model kastenwagen (blaszak) oraz modele skrzyniowe, z podwójną lub pojedynczą kabiną. Od razu rzuca się w oczy duża szerokość modeli LT. Trudno takim samochodem jeździć po mieście, ale jako kamper w wersji skrzyniowej (2150 mm szerokości skrzyni) może z powodzeniem przyjąć zamiast skrzyni normalną zabudowę kempingową z łóżkami umieszczonymi prostopadle do osi pojazdu. W wersji kastenwagen mamy szerokość wnętrza około 1850 mm. Wszystkie wersje były ciężarówkami w rozumieniu prawa: DMC 4000–4500 kg. W VW montowano tylko jeden silnik Diesla. Był to legendarny, rzędowy sześciocylindrowiec o pojemności 2387 ccm. Większości posiadaczy starych LT-ciaków napędzanych na jedną oś znana jest niezawodność i długowieczność tego silnika. Od samochodu, który ma dojechać tam gdzie sięga myśl, wymaga się, aby miał niezawodne zawieszenie oraz układ napędowy. Modele LT posiadały tradycyjny układ przeniesienia napędu, tak więc napęd ze skrzyni był przekazywany do reduktora i - za pośrednictwem wałów z przegubami kardana - do sztywnych mostów z przodu i z tyłu. Dyferencjały posiadały blokady włączane podciśnieniowo. Przedni napęd był dołączany. Amortyzacja osi odbywała się za pomocą resorów piórowych. Samochód  miał ramę nośną z podłużnic zespawanych z nadwoziem. Standardowo montowano opony 7.50R16. Ale z powodzeniem można wkładać opony 255/85R16 (33” wysokości) bez podnoszenia zawieszenia. Pewną wadą mojego VW są jego wymiary i masa. Nawet do zbudowania domu na kółkach jest dość duży. Tak naprawdę ma 214 cm szerokości (z lusterkami), 297 cm wysokości (z bagażnikiem dachowym) i 515 cm długości oraz 3100 kg wagi (bez paliwa). Wmontowany mam nieoryginalny silnik od Volvo, ale zakupiony na licencji od VW, ten sam który montowano do standardowych LT 4x4, ale nieco podkręcony, ma 122 PS. Nie można znaleźć w nim psującej się daleko od domu elektroniki. Samochód zachowuje się nadzwyczaj pewnie w szybkich zakrętach i daje duży komfort resorowania na dziurawych szutrówkach. Gorzej jest z muldami, bo mały skok zawieszenia nie daje rady. Silnik jest umieszczony nad przednią osią, a dostęp do niego jest wyłącznie z kabiny, co jest tyle dobre, co i złe. Zależy od sytuacji. Siedzenie kierowcy znajduje się na przedniej osi, a kierownica i nogi kierowcy - przed osią, więc prowadzi się trochę jak autobus. Wysokie przełożenie w dyfrach oraz waga pojazdu decyduje o tym, że samochód z trudem rozpędza się do 100 km/h i jest to okupione dużym zużyciem paliwa. Przy silnikach standardowych, a zwłaszcza silniku benzynowym – 100 km/h pozostaje marzeniem.
Jeśli w świat - to z VW LT 4x4 5

Pustynna włóczęga.
Jeśli w świat - to z VW LT 4x4 6

Całe życie wokół łóżka.
Jeśli w świat - to z VW LT 4x4 7

W świecie, wsród ludzi.
Jeśli w świat - to z VW LT 4x4 8

30 tysięcy km nawiniętych w ciągu roku.

Całe życie wokół łóżka
Zdecydowałem, że woda w zlewie kuchennym nie będzie podgrzewana. Woda na prysznic jest grzana przez układ chłodzenia silnika. Skoro silnik samochodu wytwarza zbędne ciepło za moje pieniądze i jeszcze trzeba go chłodzić, to niech przy okazji robi ciepłą wodę. Na przednim zderzaku, zmienionym na stalowy, zamontowałem wyciągarkę, która ma dać spokój ducha na bardzo złych drogach pokonywanych samotnie. Przestrzeń domową samochodu zakomponowałem w sposób dość nietypowy, podporządkowany osobistym potrzebom. Lubię przestrzeń, a nie lubię siedzieć na fotelach przy stole, więc 2,5 metra długości całego tyłu przestrzeni ładunkowej VW zajęło łóżko. Jest ogromne, ma wymiary 1,85m na 2,5m i ma spełniać kilka funkcji. Pierwsza to oczywiście nocleg, druga - living room, a trzecia to jadalnia. Przejąłem to od ludzi Azji i przywykłem przez lata do życia na poziomie podłogi. Nawet w domu nie mam krzeseł, tylko miękkie dywany. Kiedy brak foteli i stołów, przestrzeń staje się wielofunkcyjna, ogromna i daje poczucie wolności od ograniczeń kształtu i ruchu. Chociaż wiem, że nie każdy potrafi zaakceptować spożywanie obiadu w pozycji siadu po turecku. Ale ten samochód jest dla mnie a nie dla gości. Łóżko - przestrzeń życiowa w VW – umieszczone jest na wysokości 70 cm od podłogi (to dolna krawędź okien) i mieści pod sobą całą przestrzeń bagażową. Dostęp do bagażnika jest możliwy przez klapy, będące jednocześnie płaszczyzną łóżka, czyli - od góry. Konstrukcję nośną łóżka i tegoż bagażnika stanowi dodatkowy zbiornik paliwa, na 250 litrów. Bo w dalekich podróżach po dzikich krajach paliwo to życie i niezależność. Pozostałą część przestrzeni ładunkowej VW, czyli 1,2 m, zajęły kuchnia i prysznic. Tutaj - standardowo, czyli aluminiowy brodzik będący jednocześnie zbiornikiem na wodę. A kuchnia to części z demobilu, ze starej przyczepy kempingowej. Jest miejsce na lodówkę, webasto, dwupalnikową kuchenkę gazową, szafki, wyciąg kuchenny itp. Pewnym problemem pozostawało główne wejście. Drzwi przesuwne są nieodporne na jazdę po zakurzonych drogach dzikich krain. Dolna suwnica stale jest zapiaszczona albo ubłocona. W efekcie - używamy do wchodzenia drzwi pasażera, przechodząc po pokrywie silnika z kabiny kierowcy do „domu”. Nie jest to wygodne, ale gimnastyka nigdy nie zaszkodzi. Sypialnia – living room jest zaopatrzona w liczne schowki, zrobione ze starych, małych torebek i elastycznych siatek przymocowanych do ścian. Zawsze jest dużo dupereli, typu: karty, krem do rąk, latarka, zegarek itp. które trzeba gdzieś schować przed snem. Ponad łóżkiem jest ponad metr przestrzeni. Powierzchnia łóżka pokryta jest dwucentymetrową warstwą maty kokosowej. Mata jest powycinana tak jak powierzchnia łóżka, w klapy dające dostęp do przestrzeni pod łóżkiem.

Wszystko za wolność
Prace trwały długo i mozolnie. VW w ciągu roku, na pierwszych wyprawach, przejechał ponad 30 tys.km. Zdarzyło się mu zepsuć i ulec wypadkowi, zdążyłem też go naprawić. Stał się członkiem naszej rodziny. Zacząłem myśleć o nim jak o pierwszym domu. Przyzwyczaiłem się do jego apetytu na paliwo (15 l / 100 km) oraz do niskiej prędkości podróżnej (85 km/h). Poczucie bycia w domu - w każdej sytuacji, w każdym terenie, nawet w zimie - daje mi poczucie wolności, niezależności i bezpieczeństwa, o których zawsze marzyłem w podróży. To niezwykłe uczucie być zawsze u siebie, nawet pośród bezkresnej tajgi, czy pustyni Kara-Kum. Mimo drwin ze strony starych off-roadowych wyjadaczy, wiem że poszedłem dobrą drogą i spostrzegam wielu takich w Polsce, którzy uwierzyli w ideę domu na kółkach.

Mariusz Reweda
www.kilometr.com


Obserwuj nas na Google News Obserwuj nas na Google News