Cztery koła, kierownica i trochę dwudziestoletniej blachy. Czy można z tego zrobić wymarzonego kampera? Pomysł szalony, zwłaszcza, że do wyczekiwanego urlopu zostało niewiele czasu, a firmy zajmujące się przeróbkami nie chciały podjąć się zadania. Kontynuujemy sprawozdanie z metamorfozy Mercedesa T1.
Najcięższy i najbardziej, wydawać by się mogło, niemożliwy etap do wykonania mieliśmy już za sobą i stwierdziliśmy, że skoro samodzielnie poradziliśmy sobie z zamontowaniem i dopasowaniem namiotu do auta, to pozostałe prace stolarskie i adaptacyjne też nie powinny nam sprawić kłopotu. Zrobiliśmy plan i podział obowiązków. Ja zajęłam się zabudową, tapicerką i wykładziną, a mąż sprawami technicznymi, elektryką, instalacjami i pozostałymi zagadnieniami przygotowującymi auto do roli kampera. Przed wykonaniem zabudowy należało zająć się rozprowadzeniem instalacji elektrycznej, ociepleniem i wyciszeniem. Przetwornica VOLT – 500 W, zmieniająca napięcie stałe 12 V na zmienne 230 V, zamontowana została pod fotelem kierowcy, razem z akumulatorem, znajdującym się tu fabrycznie. Standardowy akumulator rozruchowy zastąpiony został wydajną baterią głębokiego rozładowania o pojemności 100 Ah i doposażony w główny wyłącznik prądu. Takie rozwiązanie w połączeniu z energooszczędnym oświetleniem LED oraz monitorującym woltomierzem pozwala na kilkudniowy pobyt poza kempingiem, bez ryzyka utraty zasilania. Przewody poprowadzone zostały za boczną tapicerką do bagażnika i podłączone do modułu przetwornica-sieć. Urządzenie w przypadku wykrycia napięcia z gniazda zewnętrznego 230 V automatycznie odłącza przetwornicę i korzysta z zasilania np. kempingowego. W bagażniku znajduje się także skrzynka bezpiecznikowa oraz gniazda do podłączenia lodówki absorpcyjnej o mocy 60 W i pojemności 45 l, podgrzewacza i pompy wody. Oświetlenie główne także zasilane jest z 230 V. Do oświetlenia energooszczędnego wykorzystana została fabryczna instalacja 12 V. Aby docieplić auto między blachę a tapicerkę, na poliuretanowy klej Tytan przykleiliśmy styropian o grubości 2 cm, z kolei na wszystkie drzwi – odporną na wilgoć matę z pianki poliuretanowej. Komorę silnika wykleiliśmy profesjonalną matą kauczukową One Flex, a na to obowiązkowo przyklejony został niepalny poliuretan. Z początku nakleiliśmy zielony filc samoprzylepny, lecz po próbie uznaliśmy, że nie spełnia on naszych oczekiwań. Filc został więc usunięty i zastąpiony matą. Efekt wyciszenia był zdecydowanie lepszy. Na pozostałe elementy nadwozia, zarówno od strony zewnętrznej (pod maską), jak i wewnątrz auta (przy pedałach, przy moście, naokoło komory silnika) również zastosowaliśmy wyciszenie. W trudno dostępnych miejscach przykleiliśmy filc, który dobrze sprawdził się ze względu na łatwość formowania. Trzeba mieć jednak dobrze dopasowany kształt, gdyż pomylić się można tylko raz – gdy się już przyklei, nie można dokonać korekty.
Przy próbie odklejenia filc rozwarstwia się, a część z klejem zostaje na powierzchni klejonej. Pozostałe elementy wraz z całą podłogą pokryte zostały matą butylową i kauczukową. Do maty dodatkowo przykleiliśmy tapicerkę, przy użyciu tego samego kleju, co przy podnoszonym dachu. Na nadkola i blaszane elementy przedniej kabiny przyklejona została gruba, dywanowa tapicerka – na ten sam klej. Mata kauczukowa nie nadaje się na nadkola, gdyż jest zbyt gruba i nie było możliwości dopasowania jej do nierównomiernych i okrągłych kształtów blachy. Samą tapicerkę przy odrobinie cierpliwości i kunsztu estetyki można dopasować. Aby ładnie wyprofilować dość sztywny materiał, klejenie przeprowadzałam etapami. Najpierw kleiłam równe i płaskie powierzchnie. Gdy klej dobrze wysechł, wykonywałam nacięcia i zagięcia, tak by dopasować materiał do kształtu nadkola. Efekt był więcej niż zadowalający.Na przedniej części podłogi (w kabinie) również położyliśmy matę i pokryliśmy ją wykładziną. Materiał kończy się za przednimi fotelami. Po próbie jazdy wyciszenie przeszło nasze najśmielsze oczekiwania. W aucie zrobiło się bardzo cicho i przyjemnie nawet przy prędkości 100 km/h. Uznaliśmy, że mata kauczukowa jest doskonałym rozwiązaniem i zdecydowanie lepiej zastępuje filc, który na przestrzeni lat stracił na swojej jakości. Kiedyś był to gęsty, jednorodny zbitek rozmaitości. Filc, który kupiliśmy, był luźny w swojej strukturze, rozwarstwiający się i całkowicie nie spełnił naszych oczekiwań w kwestii dobrego wyciszenia auta.
Tylną część podłogi, ze względu na mającą powstać zabudowę meblową, przykryliśmy wodoodporną sklejką o grubości 15 mm. Dwa arkusze zostały przyklejone na bardzo mocny, odporny na wysokie i niskie temperatury klej Murexin K88 oraz dodatkowo przykręcone na blachowkręty. Od spodu wkręty zabezpieczyliśmy preparatem bitumicznym Bitex, a na sklejkę przykleiliśmy klejem Osakryl mocną wykładzinę PCV. Klej rozprowadza się bardzo dobrze.Sklejka przełożona została przez śruby od mocowania foteli, co po skręceniu dawało kolejne zabezpieczenie i wytrzymałość konstrukcji. Fotele do stelaża przykręciliśmy na sam koniec, tak aby nie zabrudzić świeżo wypranej tapicerki.
Za stelażem swoje miejsce znalazła łazienka. Boczną „nośną” ścianę przykręciliśmy kątownikami do podłogi oraz do pozostałej z wycięcia dachu belki konstrukcyjnej. Spowodowało to, że ścianka zrobiła się bardzo mocna i stabilna. Siedząc na fotelach można się o nią opierać bez obaw, że się wygnie czy przesunie.
Całą zabudowę wykonaliśmy ze sklejki liściastej o różnych grubościach. Zależało nam na tym, aby konstrukcja była lekka, ale przede wszystkim wytrzymała – aby wstrząsy, oparcie się lub przesunięcie bagaży nie powodowało połamania się zabudowy. Łazienkę zdecydowaliśmy się wykonać również ze sklejki.
Z kartonu przygotowaliśmy szablony, które następnie nanieśliśmy na arkusz, po czym wyrzynarką docinałam elementy, trzymając się zasady, że wycinam kolejny, gdy poprzedni jest już dopasowany. Uchroniło to nas od niepotrzebnych poprawek. Na docięty element przykleiliśmy cienką wykładzinę PCV od strony wewnętrznej łazienki. Po całkowitym wyschnięciu nadmiar ścięłam równo z rantem i dopiero wtedy sklejkę pomalowaliśmy szarą, pasującą do wystroju farbą do drewna Feniks.
Aby zabezpieczyć deskę przed chłonięciem wilgoci, na farbę dodatkowo nałożyliśmy jednoskładnikowy lakier do podłóg drewnianych, ze szczególnym uwzględnieniem brzegów. Farba dodatkowo zamknęła pory drewna i lakier zostawał już na zewnątrz, bez wnikania w głąb, dzięki czemu sklejka się nie odkształcała.
Aby lakier dobrze się przyjął na farbę i nie łuszczył, powierzchnia musiała być bardzo dobrze wyschnięta. Nakładanie lakieru na farbę wykonywaliśmy po upływie 24 godzin od malowania. Zastosowaliśmy lakier do podłóg, bo chcieliśmy uzyskać bardzo trwałą i odporną na uszkodzenia powierzchnię. Po upływie kolejnej doby element gotowy był do montażu. Tą metodą wykonane zostały wszystkie elementy zabudowy.
Gdy główna ścianka stanęła, do niej zaczęliśmy dopasowywać kolejne. W łazience wypadło też nadkole i w tym miejscu postanowiliśmy zrobić dodatkowy schowek. Tylną ścianę łazienki, ze względu na to, że musiała ułożyć się do półokrągłej karoserii, wykonaliśmy ze sklejki o grubości 4 mm, dzięki czemu ścianka się ładnie dopasowała. Gdy stanęły dwie ścianki wraz z zabudową nadkola, przystąpiliśmy do montowania brodzika zakupionego w sklepie karawaningowym – kwadratowy, lekki, o wymiarach 60x60. W podłodze wywierciliśmy otwór na wylot, gdyż pod podwoziem będzie rozprowadzana instalacja „kanalizacyjna”. Użyliśmy w tym celu specjalnego frezu. Brodzik został postawiony na podłodze i zamknięty trzecią, boczną ścianką łazienki. Z przodu wszystko dodatkowo łączył mocny cokół z grubej sklejki, który był jednocześnie zabezpieczeniem przed wychlapywaniem wody. Do łazienki zakupiliśmy lekkie, harmonijkowe drzwi z PCV, które bez problemu skróciłam do odpowiedniego rozmiaru. Drzwi chowają się za cokołem, dzięki czemu woda spływa po nich do brodzika, a nie na zewnątrz na podłogę. Zestaw prysznicowy od podgrzewacza Dafi wraz z uchwytem zamontowaliśmy na maksymalnej wysokości, dzięki czemu bez problemu można wziąć prysznic, bez konieczności trzymania „słuchawki” w ręku.
Okazało się, że brodzik miał wadę – jego ścianki nie są pod kątem prostym. Skutkuje to tym, że przy podłodze idealnie się styka ze ścianami, za to już od góry zostawały szpary. Aby je zlikwidować, można było postawić ścianki pod kątem, ale to rozwiązanie nie wchodziło w grę. Ściany stanęły prosto, a do uszczelnienia użyliśmy plastikowych kątowników, które wkleiłam między brodzik a ściankę i potem dodatkowo z każdej strony uszczelniłam silikonem. Schowek z nadkolem został wyłożony wykładziną, tak aby ściekające krople wody nie miały ujścia gdzieś pod brodzik. Wszystkie połączenia dokładnie zakleiliśmy. Przy korzystaniu z kąpieli nie stwierdziliśmy żadnych wycieków. Łazienka i uszczelnienie sprawdziło się doskonale.
Między łazienką a bagażnikiem, przy użyciu solidnych kątowników mocowanych na wylot, zamontowaliśmy sklejkę o grubości 12 mm, która zamykała jednocześnie przestrzeń ładunkową. Zależało nam na tym, aby przy gwałtownym hamowaniu lub zderzeniu nic nie wpadło z bagażnika do auta. Bezpieczeństwo stało u nas na pierwszym miejscu, z tego też powodu nie zdecydowaliśmy się na wycięcie otworu umożliwiającego dostęp do bagażnika od wewnątrz
Gdy łazienka była gotowa przystąpiliśmy do zabudowy bagażnika, który został podzielony na dwie części. Jedna komora z przeznaczeniem na zbiornik z wodą i lodówkę, która dodatkowo będzie też ogrzewała wodę. W drugiej komorze swoje miejsce znajdzie skrzynia na jedzenie i bagaże. To duży plastikowy pojemnik, który wyłożyliśmy styropianem, dzięki czemu temperatura wewnątrz jest zawsze niższa niż na zewnątrz. Rozwiązanie sprawdziło się, bo nawet mleko w kartonach, które zabieramy, potrafi przetrwać przez cały wyjazd.
Przegroda jest zarazem podporą blatu, który przeznaczony jest za zarówno na łóżko, jak i na dodatkowy blat roboczy w czasie gotowania. Aby blat nie uległ zniszczeniu, od zewnętrznej strony nakleiliśmy przemysłową, bardzo wytrzymałą, grubą wykładzinę PVC. Blat oparł się o przegrodę w bagażniku, deskę zamykającą bagażnik oraz o wewnętrzną stronę okien, tym samym osiągając maksymalne rozmiary długości i szerokości. Blat przykręciliśmy także do łazienki, dzięki czemu konstrukcja stała się wyjątkowo mocna.
Następnym na tym etapie elementem była szafka kuchenna wykonana tą samą metodą impregnacji. Na blacie również przykleiliśmy wykładzinę PCV – tę samą, co na blacie bagażnika, dzięki czemu wszystko stworzyło harmonijną całość.
Ze względu na ograniczone miejsce w aucie, drzwiczki postanowiliśmy zrobić suwane. Aby drzwiczki w czasie jazdy samoistnie nie odsuwały się, jako prowadnic użyliśmy profili aluminiowych o szerokości wewnętrznej 5 mm. Do rozmiaru profili idealnie pasowała sklejka o grubości 4 mm. Drzwi suwają się na tyle lekko, że bez problemu można je przesuwać, ale na tyle ciężko, że same się nie przesuną w czasie jazdy. Szafka kuchenna podzielona została na dwie części. Pierwsza ze zlewem i wypadającym w tym miejscu nadkolem, a druga dopasowana do kupionych do tego celu, leciutkich metalowych półek. Dzięki temu zaoszczędziliśmy kilka kolejnych kilogramów, a szafka nie straciła w żaden sposób na swojej funkcjonalności. Zlew oraz kompletną armaturę zakupiliśmy w sklepie jachtowym.
Teraz nadszedł czas, by połączyć ze sobą odpływ łazienki i zlewu kuchennego. Do tego celu wykorzystaliśmy zbrojony wąż ogrodowy ¾ cala, który został wpięty pod odpływy, które z kolei połączone zostały ze sobą mosiężnym trójnikiem pod podwoziem auta. Do trójnika zamontowaliśmy wąż odpływowy. Podobne rozwiązanie stosowane było w starych przyczepach kempingowych.
Do wody bieżącej przeznaczyliśmy 30-litrowy zbiornik, który zamontowaliśmy tak, aby można go było swobodnie wymontować i uzupełnić wodę w każdym miejscu.
W zbiorniku znajduje się pompa zanurzeniowa oraz grzałka 300 W z regulowanym termostatem, stosowana do grzejników łazienkowych. Pompa wody działa również na postoju z przetwornicy, bez ryzyka nadmiernego zużycia akumulatora, ponieważ ma niski pobór mocy. Woda będzie ciepła pod warunkiem wcześniejszego podłączenia podczas jazdy lub do przyłącza 230 V na kempingu.
Na koniec wykonaliśmy jeszcze dodatkowy schowek pod przednim fotelem, składany stolik oraz szafki nad tylnymi siedzeniami. Pod szafką zamontowaliśmy lampkę, dzięki czemu po zmroku można swobodnie czytać, polegując na kanapach. Po wykonaniu tych prac na białą blachę auta przykleiliśmy samoprzylepną welurową tapicerkę, co spowodowało, że wnętrze nabrało domowego i przytulnego charakteru. Kompleksowe przygotowanie kampera do wyprawy zakończyliśmy, kupując felgi 15” od sprintera, aby móc założyć terenowe opony w większym rozmiarze AT 215/80 o niskiej emisji hałasu. Inne ET felg oraz szersze opony sprawiły, że przy maksymalnym skręcie ocierały o przednie resory. W tym celu w sklepie dla drifterów zakupiliśmy komplet aluminiowych dystansów 20 mm.
Wszystkie prace zakończyliśmy tydzień przed wyjazdem, czyli zajęło nam to 5 miesięcy, przy czym mogliśmy się tym zajmować tylko po pracy i weekendami. Wysokim kosztem było kompleksowe odświeżenie auta w serwisie. Zabudowę kempingową robiliśmy sami, więc poniesione koszty dotyczyły przede wszystkim materiałów i wyposażenia. Gdy budowa została zakończona, pojechaliśmy na Korsykę sprawdzić, jak nasze nowe cudeńko sobie poradzi. Przejechaliśmy bez problemu 4500 km, a po powrocie, jak nigdy wcześniej, nie mieliśmy całej listy zmian i modyfikacji do uwzględnienia na rok następny. Zgodnie uznaliśmy, że auto pod względem funkcjonalności sprawdziło się doskonale, lecz dla nas miało jeden mankament. Lubimy dużo się przemieszczać, a auto okazało się za wolne. Wystawiliśmy je do sprzedaży i szybko powędrowało do nowego właściciela. Z pewnością będzie zadowolony, gdyż szykując je dla siebie, dopieściliśmy je w każdym detalu. Teraz wracamy do wcześniejszych naszych rozwiązań i planowania, gdzie tym razem pojechać na wakacje.
Szczegóły budowy wraz z pełną galerią zdjęć: www.swiatodzaplecza.blog.pl
Artykuł pochodzi z numeru 1 (70) 2016 Polskiego Caravaningu