Góry to miejsce specyficzne. Warunki atmosferyczne zmieniają się bardzo szybko. Poruszając się po górskich drogach, możemy niespodziewanie napotkać mgłę, mokrą jezdnię, żwir, (częsty) brak pobocza, i – oczywiście – dziury w powierzchni jezdni.
Dla mniej wprawionych turystów jazda w terenie górskim może być nie lada wyzwaniem. Postaram się podać kilka rad, które pozwolą bezpiecznie przejechać odcinek, który zamierzamy pokonać. Podstawową zasadą jazdy po górach jest zachowanie dużej ostrożności i dopasowanie prędkości jazdy do warunków atmosferycznych oraz własnych umiejętności – których nie należy przeceniać. Chciałbym też zaapelować do wszystkich kierowców jeżdżących po naszych drogach: jedźmy z włączonymi światłami – przez cały rok. Tym bardziej w górach, gdzie jazda bez włączonych świateł powinna być wręcz karana.
Kilka zasad ogólnych
• poruszać się zawsze prawą stroną drogi (nie ścinać zakrętów)
• przed każdym ostrym zakrętem ograniczyć prędkość
• nigdy nie hamować gwałtownie na łuku zakrętu
• pamiętać o długości swojego zestawu (szczególnie na zakrętach)
• nie odpinać przyczepy od samochodu na drodze (tylko na przygotowanych miejscach postojowych)
• nie rozpoczynać manewru wyprzedzania przy stromych podjazdach i zjazdach
Jazda w górę
Pamiętam moją pierwszą jazdę po górach. Był to przejazd samochodem bez przyczepy, a moim pilotem był wtedy ojciec. Usłyszałem od niego zdanie, które pamiętam do dzisiaj: „Pamiętaj synu! Jeżeli nie zmusza cię do tego sytuacja, nigdy nie ujmuj nogi z gazu, jadąc pod górę”. Coś w tym jest. Oczywiście, pamiętając o bezpiecznej prędkości (to nie wyścigi), stosuję się do tej zasady do teraz. Głównie chodzi o to, aby tak dobrać bieg, by obroty silnika na całej długości podjazdu nie spadły poniżej osiągania maksymalnego momentu obrotowego (zależy to oczywiście od pojemności samochodu, ale najczęściej jest to ok. 3500 obr./min).
Zjazd
Zawsze uważałem, że zjazd jest mniej bezpieczny od podjazdu w górę. Dlatego zawsze podchodzę do tego manewru z respektem i ostrożnością. Przede wszystkim podstawową zasadą jest nierozpędzanie zestawu. Zjeżdżając, włączamy niski bieg i zdejmujemy stopę z pedału przyspieszania (gazu) – hamujemy silnikiem, wspomagając go hamulcem nożnym.
Zapach okładzin
Jako ciekawostkę opiszę sytuację, jaką przeżyłem w Chorwacji. Zjeżdżając z góry do pięknej zatoki o nazwie Divna, oczywiście stosowałem się do podstawowych zasad, które opisałem powyżej. Nie dopuszczając zestawu do rozpędzenia, używałem co jakiś czas hamulca. Proszę sobie wyobrazić, jaki to był długi i stromy zjazd, gdy zatrzymując się na dole, zobaczyłem „czerwone” klocki hamulcowe (hamowały cztery koła samochodu i dwa koła przyczepy)! Zapach palonych okładzin, klocków hamulcowych, długo unosił się wokół zestawu… Po dwóch dniach musieliśmy wracać bardzo wąską drogą, na której szerokości mieścił się tylko jeden samochód. Brat wjechał samochodem na górę (był na tym wyjeździe bez przyczepy) i tam zablokował drogę, nie pozwalając nikomu poruszać się w naszym kierunku. Natomiast ja (miałem mocniejszy silnik: 2000 cm3) rozpocząłem wspinaczkę pod górę. Cały czterokilometrowy odcinek wdrapywałem się na pierwszym biegu (z wyłączoną klimatyzacją, dzięki czemu uzyskałem więcej mocy), ciągnąc za sobą 1200 kg.
Ostre zakręty