Kamper i jednoślad to bardzo zgrany duet – wiem to na pewno! Grupa rowerowych zapaleńców skutecznie przekonała się o tym już w kwietniu ubiegłego roku, podczas wyprawy do Francji w ramach Camper Ride Paris – Roubaix Challenge, w której miałem wielką przyjemność uczestniczyć.
Dla mnie, miłośnika aktywnej turystyki, takie połączenie to szereg korzyści: komfort podróżowania, możliwość zwiedzenia nowych miejsc bez konieczności szukania zakwaterowania oraz elastyczność związana z podróżą kamperem, ale o szczegółach później.
Kiedy kilka miesięcy po fenomenalnej wyprawie do Francji, w lipcu, zadzwonił do mnie kolega z propozycją organizacji kamperowo-rowerowego wyjazdu w Bieszczady, nie było wątpliwości – jedziemy! Tym sposobem w połowie września czterech kumpli spotkało się, aby w kilka dni pokonać 900-kilometrową trasę wiodącą z Olsztyna do miejscowości Zawóz nad Soliną.
Trasa rowerowa, co zrozumiałe, prowadziła innymi drogami niż trasa przejazdu kamperem
Nadszedł czas pakowania, przygotowania sprzętu i ostatnich szlifów trasy, w powietrzu już było czuć klimat niesamowitej przygody, która nas czekała. W tym miejscu muszę wspomnieć o bardzo dobrej organizacji przestrzeni w naszym Pilote P726 – sporo szafek, uchwytów, znaczna część bagażowa – bez wątpienia ułatwiła zorganizowanie się 4 dorosłym facetom.
Nasza koncepcja wyprawy nieco różniła się od wspomnianego camper ride'u do Francji, gdzie przemieszczaliśmy się kamperami, a w przerwach, na ustalonych wcześniej kempingach wskakiwaliśmy na jednoślady.
Tym razem założenie było takie, że całość trasy wiodącej z Olsztyna w Bieszczady pokonujemy na rowerach, zmieniając się rotacyjnie za kierownicą kampera, dzięki czemu 3 osoby ciągle pedałowały. Celem było pokonanie jednośladem 150-200 km dziennie, po wcześniej starannie przygotowanym szutrowo-asfaltowym śladzie trasy.
Ku mojemu zaskoczeniu już podczas planowania wyprawy okazało się, że wschodnia Polska nie obfituje w kempingi przystosowane do postoju kamperów. Skutek był taki, że 3 noce spędziliśmy „na dziko”, co miało swój niewątpliwy urok. Wbrew pozorom to kolejny wielki plus takiego podróżowania – w myśl zasady „nic mnie nie ogranicza”.
Z punktu widzenia rowerzysty wschodnia część naszego kraju jest niesamowita – znikomy ruch aut na bocznych asfaltowych drogach, piękne szutry i leśne dukty, zapierające dech w piersiach Roztocze i wręcz stworzone dla fanów dwóch kółek Bieszczady! Choć tu, w górach kondycja ma znaczenie – 2-3 km pod górkę o średnim nachyleniu 12% może dać w kość.
Muszę wspomnieć o superorganizacji i zdolnościach kulinarnych moich współtowarzyszy. Każdego dnia, mniej więcej w połowie trasy, gdzieś przy drodze czekał na nas kamper z ciepłym posiłkiem – moc i energia na dalszą drogę! Była to też okazja do „podmianki” kierowcy. Kolejne usprawnienie polegało na tym, że w luku bagażowym mieliśmy zestaw podstawowych narzędzi i części zamiennych do naszych rowerów, dzięki czemu byliśmy gotowi także na nieprzewidziane przypadki – w końcu kamper zawsze dojedzie w miejsce, gdzie rower może potrzebować „doktora”. Na szczęście podczas naszej wyprawy obyło się bez większy awarii.
…tym sposobem, w 5 dni pokonaliśmy blisko 900 km przepięknych rowerowych szlaków, docierając do miejscowości Zawóz nad Soliną.
Komfort, niezależność i elastyczność, jaką oferuje kamperowo-rowerowa wyprawa, są niesamowite! Okazało się także, że przy czteroosobowej ekipie jest tańsza niż szukanie noclegów na trasie, a wartość dodana, czyli możliwość zakończenia jazdy tam, gdzie mamy na to ochotę, jest bezcenna.
Czy polecam taką formę wyprawy? Zdecydowanie tak! Czy planuję kolejne – jak najbardziej! W głowie już rodzi się plan, a po jego zrealizowaniu z przyjemnością podzielę się wrażeniami z następnej eskapady.
Pstrągowo w miejscowości Żółtańce-Kolonia. Kemping zlokalizowany jest w gospodarstwie rybackim.
To miejsce, gdzie można przepysznie zjeść, restauracja jest naprawdę rewelacyjna, jest kilka dobrze przygotowanych, płaskich stanowisk dla kamperów, a wieczorem można zregenerować siły w zewnętrznej balii opalanej drewnem. Miłośnicy wędkarstwa mogą „pomoczyć kija”.
Agroturystyka Gościniec pod Lasem w miejscowości Horyniec-Zdrój
Bardzo klimatyczne miejsce, gdzie można poczuć prawdziwy kontakt z naturą. Bardzo duży piękny teren, bez problemu można ustawić się kamperem, rozbić namiot itp. Do dyspozycji piękna wiata grillowa. Miejsce z cudownym klimatem.
Volf Camp – Bieszczadzkie Centrum Eventów Militarnych w osadzie Kwaszenina
Świetna miejscówka dla fanów mocnych wrażeń, pasjonatów militariów. Warto zapoznać się z ofertą tego ośrodka. Tu też bez problemu postawimy kampera, są wiaty grillowe, z których oczywiście można skorzystać. Niestety nie znajdziemy tu przyłączy prądowych dla kampera, ale może właśnie tak ma być! W miejscowości nie doświadczymy zasięgu telefonów komórkowych, nie sprawdzimy poczty elektronicznej. Prawdziwe odludzie, nie tylko ze względu na brak łączności ze światem, ale też z racji położenia.
Jezioro Solińskie – meta wyprawy
Linia brzegowa w całości obfituje w kempingi, bez problemu można „upolować” ciekawe miejsce. No i w końcu sam zalew… piękny, naprawdę warto wypożyczyć łódkę i podziwiać niesamowite krajobrazy z poziomu wody.
Jarosław Potyrała
Artykuł pochodzi z numeru 1 (115) 2024 r. magazynu „Polski Caravaning”.
Chcesz być na bieżąco? Zamów prenumeratę – teraz jeszcze taniej i szybciej.