Urbex to skrót od angielskich słów urban exploration, czyli dosłownie „badanie/eksploracja miejska”. Nazwa nieco myląca, gdyż miłośnicy urbexu nie ograniczają się tylko do miast. Zwiedzają wszystkie opuszczone obiekty, kompleksy przemysłowe lub wyludnione osiedla.
Pstrąże. Miasto-widmo na Dolnym Śląsku, około 20 km. od Bolesławca. Fot. Wiki Commons.
Większość budynków to zwykłe ruiny, w których od dawna nikt nie mieszka lub lata temu przestały pełnić pierwotne funkcje. Celem wypraw mogą być również podziemia, bunkry, kanały i wszelka niedostępna infrastruktura.
Urbex w Paryżu. Fot. Wiki Commons.
To zdecydowanie nie jest propozycja dla każdego. Nie namawiamy, jeśli nie czujesz klimatu. Zwiedzać świat można na wiele sposobów i każdy może wybrać taki, który najbardziej mu odpowiada.
Znamy caravaningowców, którzy raz na jakiś czas eksplorują opuszczone obiekty i bardzo to sobie chwalą. Jednak wielu wzdryga się na podobny pomysł. Podają podobne argumenty:
Dajcie spokój! Tyle pięknych miejsc na świecie, a wy chodzicie po obskurnych, zapyziałych ruderach? Co tam jest niby ciekawego?
Okazuje się, że całkiem sporo!
Co pociąga ludzi w urbexie? Wrażenia, przygoda i adrenalina. Wielu interesuje się historią swojego kraju lub miasta. Bada dzieje zwiedzanych obiektów. Dostrzega świadectwo historii w zniszczonych budynkach. Innych ciekawią rozwiązania architektoniczne lub nietypowe konstrukcje. Część miłośników urbexu interesuje się militariami lub obiektami wojskowymi, które obiera za cel swoich wypraw. Inni są zafascynowani nieznanymi zakątkami miast, a jeszcze inni po prostu lubią scenerię jak z horroru.
Urbex przyciąga również fotografów. W opuszczonych obiektach można wykonać naprawdę niesamowite zdjęcia, przywodzące na myśl klimaty postapokaliptyczne. Zwłaszcza budynki z czerwonej cegły, ujęte z nietypowej perspektywy, to niemalże gwarancja wykonania niepowtarzalnych fotografii przyciągających uwagę. Plusem opuszczonych miejsc jest fakt, że z pewnością nikt nie wejdzie w kadr.Opuszczona fabryka w okolicy Lipska. Fot. Wiki Commons.
Tak, pod pewnymi warunkami.
Wtargnięcie na cudzy teren, oczywiście nie jest legalne, a jeśli koniecznie musimy coś tam oglądać, to należy zapytać właściciela o zgodę. Jeśli dany obiekt znajduje się na terenie prywatnym, a właściciel nie wyraził zgody na oglądanie (lub nawet nie wie, że ktoś się do niego wybrał), zastosowanie ma art. 193 KK: „osoba, która bezprawnie weszła na teren prywatny, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do 1 roku”. Jeśli nie wiadomo, kto jest właścicielem lub dana osoba nie życzy sobie podobnej wycieczki (do czego ma pełne prawo), należy poszukać innego obiektu.
Opuszczony budynek. Fot. Vivapix2017, Pixabay.
Inaczej sprawa wygląda, jeśli budynki nie znajdują się na terenie prywatnym, własciciel się zgadza lub ochrona wpuszcza zwiedzających. W takich wypadkach możemy oglądać wszystko do woli.
Opuszczone budynki mogą być niebezpieczne. Mogą znajdować się w nich dziury w podłodze, wystające ze ścian druty, wiszące elementy konstrukcji. Łatwo o upadek, skaleczenie i tym podobne wypadki.
Przed wejściem do budynku warto obejść go naokoło. Zorientować się, ile mamy wyjść i którędy prowadzą. W dużych obiektach można się zgubić. W razie potrzeby warto zrobić zdjęcia na trasie, aby wiedzieć, w którą stronę skręciliśmy na poszczególnych rozwidleniach. Do „poważnych labiryntów” typu sieć kanałów najlepiej wybrać się z osobą, która już tam była, zna plan, posiada go w wersji papierowej lub elektronicznej i jest w stanie bezpiecznie przeprowadzić grupę.
Tunele pod lotniskiem wojskowym, Željava w Chorwacji. Fot. Wiki Commons.
Wszelkie ekspedycje powinny mieć miejsce w dzień, w idealnym scenariuszu: przy dobrym świetle słonecznym. Otoczenie opuszczonych budynków to istna plejada pułapek. Jeśli będziecie przedzierać się nocą przez krzaki, w których może leżeć gruz, kłęby drutów lub stare urządzenia, ryzyko upadku mocno wzrasta, co jest zupełnie niepotrzebnym ryzykiem. Po ciemku możecie źle rozeznać się w terenie, nie zauważyć potencjalnych wyjść. Ponadto łatwiej się pogubić.
Podstawowa zasada głosi:
Zabierz tylko zdjęcia, zostaw tylko ślady stóp!
Miłośnicy urbexu dbają o to, aby odwiedzane przez nich miejsca zostawić w dokładnie takim samym stanie, w jakim je zastali. Nie przekładają przedmiotów, nie zostawiają śmieci, graffiti, podpisów na murach itp. Nie zabierają pamiątek z opuszczonych miejsc.
Opuszczony dom wiejski. Fot. Freepik.
Trzeba mieć ze sobą naładowany telefon komórkowy i powerbank, aby w razie potrzeby wezwać pomoc, latarkę (najlepiej czołówkę), apteczkę pierwszej pomocy ze środkami opatrunkowymi. Buty za kostkę z grubą podeszwą (na podłodze może być dosłownie wszystko, łącznie z gwoździem stojącym na sztorc), długie spodnie, ubrania zakrywające ręce, scyzoryk. Wszystko pakujemy do plecaka, najlepiej miękkiego, bez usztywnień. Będzie wygodniejszy podczas przeciskania się w wąskich przejściach.
Dobrze jest ochronić głowę, choćby kaskiem rowerowym, jeśli niczego porządniejszego nie mamy pod ręką. To ważne, gdy strop jest niski, o zmiennej wysokości lub zwisają z niego różne przedmioty.
Opuszczonych miejsc w Polsce jest bez liku. Miłośnicy urbexu mają swoje serwisy internetowe oraz grupy dyskusyjne, w których dzielą się relacjami z wypraw oraz odkryciami nowych obiektów. Przed wyprawą sprawdźcie, jak wygląda status prawny obiektu i czy wolno do niego wchodzić.