Bardzo się cieszę, że Bałkany znalazły poczesne miejsce jako wakacyjny kierunek kamperowych wojaży. I mam tu na myśli nie tylko obleganą przez turystów Chorwację czy Grecję, ale również pozostałe kraje byłej Jugosławii, a także Albanię. Razem z mężem i dziećmi mamy słabość do tego regionu i przez ostatnie sezony wakacyjne znacznie poszerzamy jego znajomość. Jest to bowiem obszar o wyjątkowej różnorodności geograficznej, historycznej, religijnej, kulturowej, a także kulinarnej.
Ponieważ odbyliśmy wiele podróży na Bałkany (i nie zamierzamy na tym poprzestać), nie chcę szczegółowo opisywać przemierzonych tras, a raczej skupić się na miejscach, które szczególnie nas zainteresowały i niekoniecznie są najbardziej popularne wśród turystów – a warto je poznać.
Muszę też zaznaczyć, że nasze peregrynacje nigdy nie są dokładnie, z góry ustalone – powstają „na trasie”. Wyjeżdżając, mamy tylko ramowy plan wakacji, który po drodze ulega spontanicznym modyfikacjom – urok kampera! Dlatego zdecydowałam się „wypunktować” ciekawe zakątki, a decyzję, w jakiej kolejności tam dotrzeć, pozostawiam potencjalnym zwiedzającym.
Chorwacja – Vukovar
Miasto we wschodniej Chorwacji, przy granicy z Serbią. Jesienią 1991 r. było przedmiotem walk serbsko-chorwackich, skutkiem czego zostało dotkliwie zniszczone. Obecnie jest systematycznie odbudowywane, jednak ślady bratobójczej wojny w postaci zrujnowanych budynków w centrum oraz będącej niejako symbolem konfliktu podziurawionej od kul wieży ciśnień, pozostawionej jako memento, ciągle są widoczne. Vukovar nie ma jakichś spektakularnych zabytków, ale warto się w nim na kilka godzin zatrzymać gwoli przestrogi i zastanowienia nad sensem tej niedawnej, a okrutnej wojny.
Sarajewo
Stolica Bośni i Hercegowiny. Miasto znane z zimowej olimpiady z 1984 r. i ponad trzyletniego oblężenia przez bośniackich Serbów w latach 1992-1995, o czym świadczą ostrzelane budynki, do dziś straszące w wielu punktach, oraz dawne skwery zamienione na cmentarze. Niewątpliwy atut Sarajewa stanowi przepiękne położenie wśród pasm Alp Dynarskich, gdzie znajdują się ośrodki narciarskie Jagodina i Bielasnica.
W mieście znajduje się kemping, na którym „zakotwiczyliśmy” na noc, gdyż zdecydowanie warto choć jeden dzień poświęcić na zwiedzenie tego niezwykłego zakątka. Na kempingu zresztą nawet w wakacyjnym sezonie jest dość pusto, gdyż Sarajewo to obecnie niezbyt tłumnie odwiedzane przez turystów miejsce. A szkoda, to bowiem miasto chyba najbliżej granic Polski, w którym czuć powiew orientu połączony z zachodnią cywilizacją. Niektóre ulice w centrum do złudzenia przypominały mi architekturą całe kwartały na krakowskim Podgórzu, co nie jest dziwne, gdyż powstały w podobnym okresie – II poł. XIX w. na terenie Austro-Węgier. Wystarczy jednak mały skok w bok i już znajdujemy się wśród uliczek i bazarków bardziej pasujących do bliskowschodnich klimatów niż, bądź co bądź, środkowoeuropejskich. Ta mieszanka kulturowa zaowocowała pyszną kuchnią, o której smaku mogliśmy się przekonać, jedząc gołąbki w liściach winogron, faszerowaną paprykę oraz typowe bałkańsko-tureckie miodowo-orzechowe desery. To tylko pokazuje, jak urozmaiconym krajem była ongiś Jugosławia.
Albania
Kraj coraz częściej odwiedzany przez turystów, który potrafi zaskoczyć. Nie będę tu opisywała miejsc wartych zwiedzenia (choć na pewno trzeba zobaczyć zabytkowe Kruje, Berat, Gjirokastrę), ale chciałabym podzielić się całkiem subiektywnymi spostrzeżeniami na temat tego państwa.
Bezpieczeństwo, czyli to, o co turyści pytają w pierwszej kolejności. Byliśmy dwa razy w Albanii, przejeżdżając ją z północy na południe, i nie zdarzyła się nam żadna groźna sytuacja. Oczywiście nie prowokujemy losu, kręcąc się w podejrzanych i potencjalnie niebezpiecznych miejscach, np. w pobliżu granicy z Kosowem, lub nocując w odludnych terenach. Nie spotkaliśmy się też z żadnym przypadkiem próby oszustwa lub naciągnięcia. Wręcz przeciwnie, Albańczycy są naprawdę uprzejmi, znają angielski w stopniu znacznie lepszym niż przeciętni Włosi czy Hiszpanie. Nie są też nachalni w stosunku do turystów. Poza tym, mimo że jest to kraj de facto islamski, na pierwszy rzut oka nie jest to w ogóle widoczne. Owszem są meczety, ale nie widziałam kobiet w czadorach, a na plażach Albanki noszą normalne kostiumy kąpielowe. Taki mało radykalny islam jest pewnie konsekwencją przymusowej ateizacji Albanii za czasów dyktatora Hodży.
Ceny – chyba jeden z ostatnich krajów w Europie, gdzie świetną kawę espresso można wypić za 0,5 euro, kemping (wprawdzie skromny, ale to nie ma znaczenia, jeśli się podróżuje kamperem) kosztuje 8 euro dziennie, a pizzę czy talerz muli w winie zjemy w granicach 12-20 zł. Ponadto, w większości miejsc można płacić kartą, gotówką w euro, działają też bankomaty.
Wybrzeże – im dalej na południe, tym piękniejsze. Są oczywiście miejsca bardzo turystyczne, jak np. Durres lub Sarande, i okolice, gdzie plaże są przepełnione. Ale my trafiliśmy kilka razy na plaże niemal zupełnie puste, co nie znaczy, że dzikie i niebezpieczne. Po prostu Albania, jak każdy kraj, stara się wykorzystać swój potencjał turystyczny i inwestuje w infrastrukturę: hotele, kempingi itd. Nieraz jest to robione nieco chaotycznie i są miejsca jak na nasz gust zbyt zabudowane i hałaśliwe, ale są i całkiem kameralne miejscówki, jak parking Pastarella w połowie drogi między Vlore a Sarande, gdzie nocleg i postój na parkingu jest darmowy, ale w zamian wypada skorzystać z restauracji o tej samej nazwie. Skorzystaliśmy i nie żałowaliśmy!
Grecja
Właściwie trudno jakoś spektakularnie zachęcić do przyjazdu do tego kraju. Do Grecji zawsze się jeździło, jeździ i jeździć będzie, niezależnie od tamtejszych zawirowań ekonomicznych. Może teraz zdecydowanie mniej jest turystów z Niemiec, a więcej z krajów byłej Jugosławii i Bułgarii.
Dlatego skupię się na dwóch miejscach, które wywarły na nas pozytywne wrażenie, co nie znaczy, że miejsc takich nie było więcej (takich, co wywołały negatywne wrażenie również).
Delfy – starożytne miasto ze słynną świątynią Apollina i szeregiem budowli związanych z jego kultem. Będąc w Grecji, koniecznie trzeba je zobaczyć. Warto też poświęcić czas na zwykły wypoczynek na kempingu Delphi, będącym doskonałą bazą wypadową do wymienionych starożytności. Jest to niewielki, położony w górach kameralny kemping z basenem, restauracją i sklepem oraz cudowną panoramą na morze. Wiedzie z niego górska, ale nietrudna trasa spacerowa do nowych i starych Delfów.
Będąc w tej okolicy, warto zobaczyć też piękny monastyr bł. Łukasza z X i XI w., który nie jest wprawdzie tak tłumnie zwiedzany jak słynne Meteory, ale z pewnością równie piękny.
Półwysep Pilion – według mitów było to letnisko greckich bogów, którzy udawali się tam na wypoczynek, gdy im upał zanadto doskwierał. I rzeczywiście, klimat na Pilionie jest inny niż w pozostałej części kraju. Jest tam wyraźnie chłodniej, przez ponad pół dnia padał tam deszcz! Zresztą sama przyroda świadczy o tej swoistej anomalii klimatycznej – interior półwyspu porastają lasy mieszane z przewagą liściastych: buki, dęby itd. Podobno występuje tam piękna złota grecka jesień, a nawet śnieżna, prawdziwa zima, czego dowodem są dwa... ośrodki narciarskie! Wśród wzgórz Pilionu ukrywają się małe kamienno- -drewniane wioski, jak Portaria, Makrinitsa, w których warto się zatrzymać, pospacerować i zjeść coś na jednym z placów pod ogromnym platanem, jaki rośnie w miejscowości Tsagarada.
No i rzeczywiście, jakieś ziarnko prawdy musi być w starożytnych mitach, gdyż wśród urlopowiczów na Pilionie przeważają Grecy...
Pełna treść artykułu w najnowszym wydaniu "Polskiego Caravaningu".