To nie był spontaniczny wyjazd czterech facetów, a powtórka wielkiej przygody, jaką stanowił udział w 2016 roku w charytatywnej imprezie o znanej na świecie nazwie Złombol. Wtedy to 6-osobowa załoga wiekowym lublinem wybrała się na Sycylię.
Bynajmniej nie sama, tylko w towarzystwie 500 innych załóg wspierających zbiórkę środków dla domów dziecka. Tym razem było inaczej. Czterech z sześciu (Genas, Grześ, Piotrek i Adam – „Kogut”) postanowiło wynająć w Gruzji samochód terenowy i przez 9 dni wjechać tam, gdzie przynajmniej teoretycznie kamperami nie mieliśmy szans dotrzeć. Plan był prosty: dolecieć samolotem, odebrać zarezerwowane auto i w drogę, nie mając żadnego zaplecza w postaci noclegów. Potężna wilgotność powietrza, niespotykana w Polsce, to pierwsze wrażenie po wyjściu z samolotu. Potrzeba było kilku godzin, aby się zaaklimatyzować. Na lotnisku przywitały nas stoiska z kartami dostępu do internetu. Pamiętajmy, że Gruzja nie jest w UE, zatem używanie sieci, biorąc pod uwagę polskie abonamenty, mogło nas obciążyć rachunkami na wiele tysięcy złotych, zwłaszcza że zamierzaliśmy korzystać z pełnych połączeń i przekazów. Ceny kart u różnych operatorów są zbliżone, wybraliśmy pakiety 14-dniowe za 50 zł bez limitu gigabajtów... Można śmiało powiedzieć, że pierwsze wrażenie jest pozytywne. Jest tanio. Zamieniamy karty w telefonach, krótka aktywacja i kontakt ze światem zapewniony, możemy też dzwonić przez komunikatory do bliskich i znajomych w Polsce bez ograniczeń.
Szybko znajdujemy hotelik, ale równie szybko zaczyna nam brakować lokalnej waluty. Nie wiedzieliśmy, jak na rozliczenia kartą płatniczą zapatrują się lokalni sprzedawcy. Zdawaliśmy sobie sprawę, że na Kaukazie może nie być z tym łatwo. Zatem kierunek kantor. Tych w Gruzji jest mnóstwo ale nie wszędzie można z rozpędu wymienić euro czy dolary na żelki, bo tak nazwaliśmy lokalną walutę. W Gruzji wciąż daje się odczuć naleciałości postkomunistyczne, kontrola przepływu gotówki jest zaawansowana. Do kantoru wybieramy się z walutą i dokumentami tożsamości, ale jeśli przekroczyliśmy granicę, legitymując się tylko dowodem osobistym, napotkamy na problem. Wjazd na paszport i pieczątka z granicy otwierają serca oraz możliwości. Jednak gdy paszportu brak albo nawet jest, ale bez pieczątki wjazdowej, to… nie ma tam dla ciebie, rodaku, wymiany waluty i nie będzie. Trzeba kombinować, prosić, wyjaśniać. Kserokopie dowodu, wywiad na temat meldunku w Polsce, wymagają nawet numeru telefonu i maila, tworząc dokument umożliwiający podpięcie do transakcji. Dla nas, Polaków, to już daleka przeszłość, ale w niektórych miastach Gruzji bardzo przestrzegają narzuconych zasad. W innych, jak stolica Tibilisi, nikt o nic nie pyta, a wymiana odbywa się tak jak w Polsce.
Chwila nieuwagi i...
Gdy dysponowaliśmy już zapasem gotówki, z półgodzinnym opóźnieniem dostarczono do wskazanego hotelu nasz samochód. Lexus 470 z wielkim benzynowym silnikiem V8 od początku sprawiał wrażenie auta, które trudno będzie pokonać, mając nawyki kamperowca starającego się nie nadwerężać cierpliwości sprzętu. Benzyna w Gruzji po przeliczeniu kosztuje 4,35 zł za litr (ceny z sierpnia 2023), mając na pokładzie czterech składkowiczów, łatwo policzyć, że koszt paliwa nie jest znaczący. Można było sobie pozwolić na wielki, żłopiący prawie 20 l/100 km silnik. Życie szybko zweryfikowało nasze polskie przyzwyczajenia do używania diesli, by jeździć taniej. W Gruzji ciężko usłyszeć taki silnik, a benzynowe V8 to jakby norma w kraju, gdzie bez terenówki ciężko się obejść. Oczywiście nie jest to państwo pozbawione autostrad czy dróg szybkiego ruchu, ale nie po to się tam jeździ, by korzystać z asfaltów. Hasło wypożyczalni aut terenowych, której właścicielką jest Polka Martyna, brzmi „Gruzja zaczyna się po zjeździe z asfaltu”. I to jest prawda. Oczywiście można pojechać do Gruzji kamperem, potrwa to tydzień w jedną stronę, ale już na miejscu, nie mając napędu 4×4, nic nie wskóramy. Przez 9 dni na różnych szlakach górskich, które czasami sami wytyczaliśmy, by było jeszcze trudniej, spotkaliśmy zaledwie dwa kampery z napędem 4×4 z Niemiec. I to wszystko.
Jeżdżąc po tym pięknym i bardzo zróżnicowanym geograficznie kraju, trzeba bardzo uważać na dwie podstawowe rzeczy. Być trzeźwym, bo w sytuacji nawet małej kolizji na drodze wykazanie spożycia zazwyczaj kończy się aresztem. Gruzini położyli bardzo duży nacisk na sprawę trzeźwości i kontroli prędkości. Posiadają system mierzenia, jaki nam, Polakom, nawet się nie śni. W bardzo wielu wsiach, na skrzyżowaniach, nawet tam, gdzie nikt by się nie spodziewał, na zwykłych słupach wiszą białe instalacje radarowe spięte w jeden krajowy system. Kamery mierzą prędkość w danym miejscu, ale i czas międzyodcinkowy pomiędzy innymi kamerami na szlaku podróży, kamery te szukają też niezapiętych pasów z przodu, z tyłu teoretycznie również, na szczęście czarne szyby tylnych drzwi uniemożliwiają stwierdzenie tego wykroczenia. System jest tak sprawny, że właściciel pojazdu zarejestrowanego w Gruzji już 15 min po wykroczeniu dostaje SMS-a z informacją, gdzie, kiedy i jakie popełniono jego autem. Obcokrajowiec przed wyjazdem z Gruzji także zostanie skrupulatnie rozliczony, podobno mało komu udaje się opuścić Gruzję przed uregulowaniem mandatów. Jest szczelnie i nie ma nadziei na prezenty.
Widok w górach, jak w bajce...
Polaka może zdziwić, że na drogach widać policyjne samochody z zawsze włączonymi czerwono-niebieskimi kogutami. Tak właśnie jest, policja ma być widoczna bez względu na to, czy jedzie, czy tylko stoi, dopiero włączenie sygnałów dźwiękowych sprawia, że taki pojazd staje się uprzywilejowany. Tak pracują również karetki pogotowia, auta pomocy drogowej i pozostałe służby mające jakiekolwiek inne „lampki” niż te w cywilnych samochodach. Sytuacja z transparentnością działań policji wywodzi się z wielkich afer korupcyjnych, jakie miały miejsce w Gruzji. Włączonym kogutom na pojazdach towarzyszą posterunki policji z przeszklonymi ścianami elewacji i wewnętrznymi. Każdy ma widzieć każdego. W trakcie naszej podróży mieliśmy okazję korzystać z pomocy policjantów i trzeba przyznać, że język angielski, komunikatywność, chęć pomocy są tam na najwyższym poziomie. Chcemy też przestrzec każdego, kto uważa, że jeśli nabroi w Gruzji, to jakoś to z policjantem załatwi. Każda próba wręczenia łapówki z automatu kończy się w areszcie, a potem to już horror. Kamerki na mundurach nagrywają wszystko, co się rusza wokół policjanta bez względu na to, czy w stolicy czy wysoko w górach.
Przed wyjazdem czytałem opinie, jakoby gruzińscy kierowcy jeździli niebezpiecznie, brawurowo. W trakcie naszej wycieczki, a przejechaliśmy w różnych warunkach 1200 km, mieliśmy okazję ich obserwować i absolutnie nie możemy tego potwierdzić, choć oczywiście jest pewna dowolność w jeździe. Wyprzedzanie z prawej strony czy wręcz nieustępowanie pieszym przejścia przez jezdnię może w pierwszej chwili zaskoczyć. Pieszy nie ma praw na drodze, a właściwie ma tylko jedno – ma prawo uciekać.
Stan techniczny wielu samochodów może wprawić w osłupienie i na to policja nie zwraca uwagi. Najbardziej niepotrzebną częścią pojazdu przeważnie osobowego jest przedni zderzak, czasami też tylny, ale auta z jedną lampą to nie rzadkość na drogach. Na początku naszej podróży zastanawialiśmy się, dlaczego w zwykłych osobówkach zderzak przedni z błotnikiem montowany jest na metalowe klamry, wygląda to śmiesznie, ale ma zastosowanie, gdy auto jedzie w góry, wówczas właściciel zdejmuje zderzak, by go tam nie stracić, pozostawia jedynie przednią tablicę rejestracyjną. Tak wygląda co 10 samochód spotykany w miastach. Bywały sytuacje, kiedy to w naszym lexusie o mało co nie doszło do zerwania zderzaków, a przecież to jeden z większych samochodów terenowych.
Kilka razy ufaliśmy tylko opinii tych z przeciwka, jeśli im się udało, to my też chcieliśmy jechać dalej
Jadąc do Gruzji kamperem i chcąc poznać ten kraj, powinniśmy założyć, że na miejscu zostawiamy auto na kilka dni i przesiadamy się do terenówki. Nie jest to ani straszne, ani drogie, bez tego manewru wiele z atrakcji tego kraju nam umknie. Ceny miejsc noclegowych ze śniadaniami zaczynają się od 50 zł za osobę, a ich wybór jest potężny. Zazwyczaj do dyspozycji są porządna łazienka i klimatyzacja, bez której nawet we wrześniu nie da się spać. W górskich wioskach praktycznie w co drugim domu można się zatrzymać i odpocząć. Internet działa bardzo dobrze. Trzeba przyznać, w Gruzji dbają o turystę pod każdym względem i naprawdę się starają. Wieczory na podwórkach, na których wielki pies goni świnie, długie rozmowy z „lokalsami” to inny klimat niż podczas podróży kamperem i obozowania w towarzystwie caravaningowców. To zupełnie inny sposób poznawania obcego kraju w krótkim czasie. Sądzę, że czasami trzeba sobie dać taką szansę, wysiąść z wygodnego kampera, poznać coś pozornie mniej komfortowego, ale jakże prawdziwego w docelowym regionie podróżowania.
Gruzini zazwyczaj nie wyglądają na zamożnych, ale skala zamożności w tym kraju nie może być porównywana z naszą polską. Pielęgniarka w szpitalu zarabia ok. 600 GEL, co przeliczając na polską walutę, oscyluje w granicach tysiąca złotych. Woda w niektórych miastach jest za darmo, ale na stepie ma wysoką cenę. Dodając do tego stawki dla firmy hotelowej, koszty pobytu mogą okazać się spore. Gruzini są szczęśliwi z tym, co mają, uważają, że jest coraz lepiej. Turystyczny kierunek rozwoju to dobry azymut, ponieważ jest budowany na potężnym zapleczu topograficznym i w towarzystwie dobrego klimatu. W internecie można łatwo odszukać historie wielu naszych rodaków, którzy w Gruzji zbudowali firmy, zaczynając od zera. Z kilkoma udało nam się porozmawiać, nikt się nawet nie zająknął, odmawiając w pytaniu o powrót do kraju. W Gruzji każdego, kto chce coś robić dla innych, traktuje się poważnie. Dając innym pracę, przedsiębiorca otrzymuje szansę na bezstresowy względem spraw podatkowych rozwój. Wszyscy rozmówcy zgodnie stwierdzali, że decyzję o wyjeździe do Gruzji podjęli za późno.
Szlaki górskie są naprawdę dla każdego. My w warunkach wynajmu auta nie mieliśmy ograniczeń co do wyboru tras, ale niektóre wypożyczalnie zastrzegają brak możliwości wjazdu tam, gdzie podobno może być „trudniej niż trudno”. Pojechaliśmy do Omalo, to trasa o bardzo złej sławie ze względu na liczne wypadki, zaliczana do najniebezpieczniejszych na świecie. Okazała się być ani straszna, ani trudna, za to bardzo widokowa. Każdy używający wyobraźni zamiast brawury może śmiało tam się wybrać. Oczywiście sytuacja jest trudniejsza w trakcie dużych opadów czy zimą, my trafiliśmy na piękną pogodę, wraz z nami wiele innych ekip penetrowało Kaukaz.
Nasz rydwan równie przekonujący jak ten na cokole
Zwierzęta na drodze. Gruzini mieszkający na wsi są bardzo praktyczni. Rano otwierają bramę gospodarstwa i wyganiają krowy, świnie, kury i psy. To nie jest wcale żart, one mają iść nakarmić się tam, gdzie znajdą coś do jedzenia, z racji tego na drogach bardzo często spotkamy całe stada zwierząt. Dziwnym trafem krowy upodobały sobie mosty, tunele oczywiście też, bo jest tam cień, stado krów leżących na moście to norma. Na początku jest to tak dziwne, że trudno nie robić zdjęć i nie ekscytować się tym zjawiskiem, ale po kilku dniach sprawa staje się nudna, a czasami niebezpieczna. Kiedy jako kierowcy poczujemy się już swobodniej na gruzińskich drogach, za zakrętem spotykamy stado leżące centralnie na drodze, które trzeba ominąć poboczem. Pikanterii dodają informacje od mieszkańców o krowach na autostradach, potrafią spędzać tam upalne dni i nikt ich nie przepędza. Kilka razy widzieliśmy, jak całe stado wracało do „domu” środkiem drogi, każda z krów wiedziała, kiedy i gdzie skręcić do swojego obejścia. Radę mamy jedną: jechać za nimi i czekać.
Zawsze na końcu jakiejś przygody pojawia się refleksja, pytanie: czy chcesz tam kiedyś wrócić? W przypadku Gruzji po 9 dniach nie mamy wątpliwości. Zachwyciły nas cudowna atmosfera tworzona przez bardzo przyjaznych ludzi, niesamowite zróżnicowanie geograficzne, wysokie góry, stepy. I oczywiście gruzińska kuchnia, która ma kilka wybornych specjałów: chaczapuri, zupa charczo, czkmeruli czy kultowe chinkali z mięsem lub serem.
Jeszcze kilka słów o wypożyczalni samochodów terenowych, z której skorzystaliśmy. W kilka lat tak się rozwinęła, że dziś dysponuje już prawie 50 pojazdami różnej wielkości i mocy. Obsługa jest na najwyższym poziomie, zatem możemy śmiało polecić naszą rodaczkę Martynę. Lexus w pewnym momencie dostał lekkiego kaszlu z powodu wyrwanej rury wydechowej, ale w ciągu godziny podstawiono nam inny samochód terenowy, którym mogliśmy kontynuować podróż.
A może tak pojechać do Gruzji terenowym kamperem? Mamy dużo przemyśleń związanych z podróżami w tamtym kierunku, czego i wam życzymy.
Adam Kurczewski
Artykuł pochodzi z numeru 6 (114) 2023 r. magazynu „Polski Caravaning”.
Chcesz być na bieżąco? Zamów prenumeratę – teraz jeszcze taniej i szybciej.