W zimowe wieczory zeszłego roku, kiedy już tak bardzo zaczęliśmy tęsknić za słońcem, powzięliśmy z mężem decyzję, że jedziemy do Włoch. Byliśmy tam już wcześniej, ale nie kamperem. Wyjazdy do Francji pokazały nam, że odwiedzanie jeszcze raz tych samych krajów i miejsc, które już dobrze znamy, ale z perspektywy kampera, jest bardzo ekscytujące i przynosi wiele dodatkowych atrakcji.
Jak zwykle, obłożeni przewodnikami, mapami i katalogami, zaczęliśmy planować naszą podróż. Do dyspozycji mieliśmy trzy tygodnie wolnego czasu. Wybraliśmy okres przed rozpoczęciem sezonu, bo cenimy sobie spokój, dużo wolnego miejsca, brak tłoku i niższe ceny.
Florencja - widok z Piazzale Michelangelo.
Do tej pory, kiedy nie mieliśmy jeszcze kampera, rozpoczynaliśmy jazdę jak naj-wcześniej rano lub w nocy. Teraz godzina rozpoczęcia podróży jest nam zupełnie obojętna. Nie jesteśmy związani ani noclegiem, ani czasem, w którym mamy przejechać określoną liczbę kilometrów, żeby zdążyć na dany dzień do celu naszej podróży. Niejednego z naszych znajomych, szczęśliwych posiadaczy przyczep kempingowych, zadziwiło to stwierdzenie. Przecież w taki sam sposób można podróżować z przyczepą. Otóż nie do końca. Przyczepą nie da się jechać tak swobodnie i beztrosko jak samochodem kempingowym.
Florencja-Piazzale Michelangelo
Samochód może „przycupnąć” właściwie wszędzie i o każdej porze, kiedy tylko będzie miał potrzebę. Nieco trudniej jest już przeprowadzić taki manewr z przyczepą. We Francji jest wiele miejsc, gdzie stoją znaki zakazujące postoju i zatrzymywania się samochodom z przyczepami, natomiast nie dotyczy to samochodów kempingowych.
Niemiła niespodzianka
Grande Strada delle Dolomiti to droga, którą wybraliśmy. Ta asfaltowa promenada prowadzi od Cortiny d’Ampezzo - miejscowości, w której w 1956 roku odbyła się olimpiada zimowa, do Bolzano, głównej miejscowości Górnej Adygi. Na naszej trasie znalazły się trzy najwyższe przełęcze Dolomitów: Passo Falzarego 2105 m, Passo Pordoi 2239 m i Passo Rolle 1984 m n.p.m.
W drodze na Passo Falzarego.
Byliśmy niemiło zaskoczeni faktem, że na żadnej mijanej przez nas przełęczy nie udało nam się przenocować. Pamiętając przejazd po francuskich Alpach i noce spędzone na każdej prawie mijanej przez nas przełęczy (super była temperatura, zbliżająca się do zera stopni), planowaliśmy przejechać Dolomity w ten sam sposób. Niestety, na każdym kroku witały nas znaki zakazujące kempingowania. Przez to, nawet oglądane widoki straciły sporo ze swego uroku. Ponieważ był to nasz pierwszy punkt docelowy we Włoszech, zaczęliśmy się obawiać, że dalej czekają nas kłopoty z noclegami. Całe szczęście, że nie okazało się to prawdą. Niestety, zamiast zatrzymać się i przejść po górskich szlakach, szybko przejechaliśmy góry, żeby znaleźć miejsce na nocleg.
Urzekająca Florencja
Drugim punktem naszej wyprawy było zwiedzanie Florencji. Postanowiliśmy zatrzymać się na kempingu, który znajduje się prawie w centrum Florencji, na jednym ze wzgórz, na południowym brzegu rzeki Arno. W otoczeniu zieleni i drzewek oliwkowych spędziliśmy tam trzy noce. Miejsce to może nie należy do najtańszych, ale jego usytuowanie rekompensuje koszty. W maju płaciliśmy za dwie osoby i nasz kamper 31,90 euro za noc. Tuż nad kempingiem, kilka minut pieszo pod górę, znajduje się plac Piazzale Michalangelo, miejsce, z którego roztacza się przepiękna panorama na Florencję. Niedaleko od placu jest natomiast kościół San Miniato al Monte, który należy do najpiękniejszych kościołów romańskich w Toskanii. Obecnie znajduje się tam zakon benedyktyński. Mieliśmy sporo szczęścia, trafiając na wieczorne modlitwy czterech braci zakonnych. Urzekła nas fasada kościoła i piękne posadzki. Z kempingu do centrum starego miasta mieliśmy do przejścia 20 minut. Oczywiście, można skorzystać z autobusów, ale wędrówki pozwalają zetknąć się bezpośrednio z uliczkami miasta. Na południowym brzegu rzeki, w dzielnicy zwanej Oltrarno, czyli Za Arno, znajduje się Palazzo Pitti, dawna siedziba dworu Medyceuszy oraz ich następców. Wprawdzie nasz plan obejmował zwiedzanie sławnej Galeria degli Uffizi, ale okazało się, że jest to niemożliwe, jeśli nie ma się ochoty spędzić kilku godzin w kolejce (polecam rezerwowanie biletów przez Internet, co kosztuje wraz z ceną biletu wstępu ok. 22 euro). W związku z tym obejrzeliśmy Palazzo Pittich i nie żałuję, że tak się stało. W ogromnym zespole pałacowym mieści się kilka muzeów. Najpiękniejsza jest Galleria Palatina. Urządzone komnaty wypełniają obrazy z prywatnych zbiorów Medyceuszy. Warte zwiedzenia jest też Museo degli Argenti, gdzie znajduje się zbiór sreber, antyków i innych przedmiotów codziennego użytku. Można także zatrzymać się w Galerii Della Costume, gdzie prezentowane są stroje z XVIII i XIX wieku. W Galeria d’Arte Moderna natomiast: obrazy i rzeźby od początku XVIII wieku do czasów współczesnych. To – bagatela – 30 sal do przejścia.
Dolomity - Passo Rolle.
Dolomity - Passo Falzarego.
Dolomity - Passo Pordoi.
Widok na Florencję z tarasu Villa della Petraia.
Katedra Duomo
Niedaleko znajduje się Pizza del Duomo wraz z dzwonnicą Campanille i katedrą Duomo, czyli Santa Maria del Fiore oraz najstarszym budynkiem Florencji, Battistero di San Giovanni - baptysterium. Chrzczono tu wszystkie florenckie dzieci. Koniecznie trzeba dokładnie obejrzeć trzy pary drzwi z brązu.
Florencja - San Miniato al Monte.
Charakterystycznym punktem widokowym dla Florencji jest kopuła, należąca właśnie do katedry Duomo. Ogromne wrażenie wywołuje fasada pokryta układanką z różowego, zielonego i białego marmuru. Kontrastem jest wnętrze katedry, nieco oszczędne w wyrazie. Wstęp do katedry jest bezpłatny.
Florencja - freski w San Miniato al Monte.
Trzy dni, w czasie których zwiedzaliśmy tylko starą dzielnicę Florencji, pozostawiły nam niedosyt – planujemy powtórne spotkanie z tymi urokliwymi uliczkami.
Wyjeżdżamy z Florencji
Wokół Florencji, panujący tu Medyceusze zbudowali wiele wspaniałych willi otoczonych równie okazałymi ogrodami. Postanowiliśmy zobaczyć chociaż jedną z nich. Dojechaliśmy do Villa della Petraia, która znajduje się na północnych peryferiach Florencji. Ogród, obecnie nieco zaniedbany, w czasach swojej świetności musiał prezentować się okazale. Zdobią go olbrzymie donice z drzewkami cytrynowymi i pomarańczowymi. Wnętrze domu zachowane jest w bardzo dobrym stanie. Ciekawe, że oprócz nas, zwiedzało tę willę tylko jedno małżeństwo. A uważamy, że warto było tam podjechać.
Z Florencji, drogą zwaną Chiantigianą, dotarliśmy do Saturnii – ale o tym w następnym numerze.
Katarzyna Binder
Zdjęcia: Katarzyna Binder i Sławomir Binder