Funkcjonariusze są rozliczani przez swoich przełożonych z liczby wystawianych mandatów. Ci, którzy wypisują ich za mało, podejrzewani są o korupcję i sprawdzani przez biuro spraw wewnętrznych. Zatem skończą się pouczenia niesfornych kierowców, a zaczną gwarantowane mandaty.
Jeśli popełnić wykroczenie drogowe, to tylko na drogach Opolszczyzny lub województwa lubuskiego. Tam jest największa szansa, że policjant, zamiast karać mandatem, poprzestanie na pouczeniu. Komenda Główna zapowiada jednak zmiany: kierowcy wszędzie mają być traktowani równie surowo.
Jak nieoficjalnie wiadomo, rzadkie kończenie interwencji policyjnych mandatami budzi podejrzenia biura spraw wewnętrznych.
- Przyglądamy się, gdyż może to świadczyć o korupcji. Drogówka jest narażona na pokusy znacznie częściej niż policjanci innych ogniw – wyjaśnia oficer z Komendy Głównej Policji.
Niektórzy funkcjonariusze uważają jednak, że taka polityka ogranicza ich samodzielność.
– Codziennie jesteśmy rozliczani z liczby mandatów. Ma być ich dużo. Tymczasem kodeks drogowy przyznaje nam prawo do oceny każdej sytuacji – mówi oficer stołecznej drogówki.
Pytani zarówno oficjalnie, jak i nieoficjalnie policjanci zaprzeczają, aby częstsze wystawianie mandatów służyło zwiększaniu dochodów budżetowych. Tłumaczą, że to mandaty straży miejskiej trafiają do samorządowej kasy, a ich wędrują do centralnego budżetu, zatem nie czerpią z nich dodatkowych korzyści.