W poprzednim numerze „Polskiego Caravaningu” zamieściliśmy pierwszą część relacji Katarzyny Binder z podróży do Włoch. Kolej na część drugą, która rozpoczyna się od wyjazdu z Florencji drogą zwaną Chiantigiana.
Droga ta (SS 222) ciągnie się przez 28 km na południe od Florencji i przechodzi przez szereg „winnych” miasteczek, jak np. Greve, gdzie odbywają się targi wina Chianti. Tu na każdej ulicy mieści się co najmniej jeden sklep z winami.
Wschodnie wybrzeże Włoch - San Benedetto Del Tronto - nadmorska promenada Riviera delle Palme.
Jadąc dalej na południe, ok. 190 km od Florencji, pomiędzy miejscowością Grosetto a Lago di Bolsena znajduje się 0Saturnia, malutka miejscowość, w której znajdują się gorące źródła wód siarczanych (wód termalnych znanych już Rzymianom i Etruskom). Turkusowa woda tryska pod sporym ciśnieniem z ziemi i tworzy naturalne baseny skalne. Dno pokryte jest drobnymi kamyczkami, które wyszlifowane są do kształtu prawie doskonałych kulek. W pierwszej chwili przeszkadza unoszący się, dosyć ostry siarczany zapach, ale przyjemność płynąca z zanurzenia się w wodzie pozwala całkowicie zapomnieć o tej niedogodności. Dostęp do źródła jest bezpłatny.
Ercolano (Herkulanum).
Przy wjeździe do Saturnii znajduje się malutkie prywatne miejsce dla kamperów, ale nie skorzystaliśmy z niego, bo było zbyt zatłoczone. Zjeżdżając z głównej drogi w prawo, dojeżdża się do dużego miejsca postoju, ale wciskający się w każdą szczelinę pył z drogi przeszkadzał nam na tyle, że i tam nie skorzystaliśmy z gościny.
Ponieważ było już późno, na nocleg przycupnęliśmy na stacji benzynowej w niedalekim miasteczku. Rano dojechaliśmy do nieutwardzonej i nieoznakowanej drogi prowadzącej do źródeł, na której - przy odrobinie szczęścia i wcześnie rano - da się zaparkować samochód. Stąd dojście do źródeł zajmuje dwie minuty. Po kąpieli warto skorzystać z prysznica, żeby zmyć z siebie zapach siarki. Polecamy to miejsce jako wspaniały przerywnik w podróży.
Herkulanum pod lawą
Bokiem minęliśmy Rzym, potem Neapol i zatrzymaliśmy się w Ercolano (Herkulanum). Tu warto zwiedzić wykopaliska miasta, które zostało zalane lawą, popiołem, kamieniami i błotem, podczas wybuchu Wezuwiusza 2 sierpnia 79 roku. Wylew lawy zakonserwował całe miasta, wille, folwarki, przez co stworzył bogate źródło informacji na temat kultury starożytnej. Ruiny Herkulanum zostały odkryte przez przypadek w 1711 roku, podczas kopania studni przez wieśniaka, mieszkającego w małym miasteczku Resina, wybudowanym nad starym Herkulanum. W trakcie prac, wykuwając studnie w grubym na 18-20 metrów gruncie wulkanicznym, znalazł on starożytne figurki rzeźbione w marmurze i alabastrze. Herkulanum udało się odsłonić w znacznie mniejszym stopniu niż niedalekie Pompeje. Miasto zachowało się w bardzo dobrym stanie. Jest nieduże, ale dotąd odkopano tylko trzy piąte jego powierzchni. Reszta znajduje się nadal pod współczesnymi budynkami, ale ewentualne przesiedlenie ich mieszkańców jest zbyt kosztowne. Szacuje się, że w chwili katastrofy znajdowało się w nim 5000 mieszkańców (w Pompejach: 15 000 - 20 000). Herkulanum zostało zbudowane dla zamożnych patrycjuszy, którzy przyjeżdżali tu odpoczywać. Znaleziska zachowały się w ogromnej ilości i w dobrym stanie. Pokrywający je szlam odciął dopływ powietrza i szybko stwardniał na kamień, a jego działanie spotęgowała następna warstwa lawy, która pokryła miasto po wybuchu Wezuwiusza w XVII wieku.
Apeniny – płaskowyż Campo Imperatore.
Najbardziej uderzający jest fakt, że w mieście nie natrafiono dotąd na szczątki ludzkie. Wydaje się więc, że wszyscy mieszkańcy zdołali uciec z terenu zagrożonego spływającym strumieniem błota. Natomiast w Pompejach zginęło bardzo wielu ludzi. Dotychczas odkopano ok. 2000 ofiar. Mogło się tak stać, bo opad popiołów, kamieni i pumeksu nie skłonił mieszkańców do natychmiastowej ucieczki. Każdy starał się ratować dobytek i schronić w bezpieczne miejsce.
Pompeje.
W większości ludzie ginęli na skutek działania trujących gazów, zawalania się stropów, pogrzebani pod gruzami. Do zwiedzania warto kupić bilet za 18 euro, który ważny jest trzy dni i uprawnia do wejścia także na teren wykopalisk w Pompejach, do Villa di Poppea w Oplontis, muzeum w Boscoreale z Villa di Regina (rzymska farma specjalizująca się w produkcji wina ), Stabiae do Villa Markusa i Villa Marianna.
Torre Annunziata - Oplontis Villa di Poppea.
Herkulanum jest dobrym miejscem wypadowym na wycieczkę na szczyt Wezuwiusza. Nam, niestety, nie starczyło już i czasu i zapału do wspięcia się na szczyt. Ze stacji kolejowej Ercolano Scavi kursują autobusy. Potem trzeba przejść jeszcze piechotą szlakiem dla turystów ok. 20 min.
Zachwycająca Villa di Poppea
Po opuszczeniu Ercolano, niepostrzeżenie wjeżdża się do Torre Del Greco, a potem Torre Annunziata. Panuje tu nieopisany bałagan. Porzucone na ulicach śmieci w workach unoszone są przez wiatr. W Torre Anunziata w Oplontis znajduje się wspaniale zachowana Villa di Poppea, która prawdopodobnie należała do Poppei Sabiny, drugiej żony Nerona. Byliśmy nią zachwyceni. Zachowana w bardzo dobrym stanie, pozwala wczuć się w atmosferę tak bardzo już odległą od naszego teraźniejszego życia. Dzięki częściowo odrestaurowanym ogrodom odnosi się wrażenie, że miejsce cały czas żyje.
Wybrzeże Amalfi.
Dom z tamtych lat zbudowany był wokół centralnie położonego dziedzińca (atrium) z dachem, który miał prostokątny prześwit. Przez ten otwór deszczówka wpadała do basenu, ulokowanego dokładnie pod otworem w dachu. Wokół atrium rozmieszczone były pomieszczenia mieszkalne, sypialnie, jadalnia i salon, który znajdował się na wprost wąskiego wejścia (vestibulum).
Apeniny - płaskowyż Campo Imperatore-przełęcz Valico di Capo la Serra 1600 m n.p.m.
Niesamowity jest widok rozpościerający się dookoła wykopalisk. Villa ta zagłębiona jest w ziemi, a dookoła wykopu rozlokowane są współczesne bloki mieszkalne. Przy wejściu na teren wykopalisk zarówno do Herkulanum, jak i do Pompejów, należy dopominać się o mapę terenu, który będziemy zwiedzali. Jest bardzo przydatna. Można także poprosić o przewodnik do kaset nagranych w kilku obcych językach, ale – niestety – jeszcze nie w naszym. O ile przez Herkulanum i Pompeje przewija się masa turystów, to w pozostałych obiektach przewidzianych do zwiedzania często byliśmy sami. A szkoda, bo warto się tam pokręcić.
Lizak za szybą
Wjeżdżając do Pompejów, zmienia się wygląd ulic miasta. Nie ma już takiego nieporządku i fruwających w powietrzu śmieci, jak w miejscowościach leżących bliżej Neapolu. Z zatrzymaniem się na noc nie mieliśmy żadnego problemu. Wzdłuż głównej ulicy znajduje się jeden kemping za drugim. Przed nimi stoją naganiacze, którzy usiłują zachęcić do wjazdu na to, a nie inne miejsce.
Miejsce noclegowe w Apeninach - płaskowyż Campo Imperatore.
Zatrzymaliśmy się na kempingu Zeus, prawie przy samej bramie wejściowej do wykopalisk - Porta Marina. Ze względu na tak dogodne miejsce, spodziewaliśmy się wysokiej opłaty, ale byliśmy zdziwieni, gdyż okazało się, że za noc trzeba zapłacić 17 euro. Postanowiliśmy zostać tu dwie doby, żeby spokojnie przyjrzeć się ważniejszym zabytkom. Rano wybraliśmy się pieszo do muzeum w Boscoreale, gdzie prezentowane są między innymi przedmioty wydobyte z okolicznych wykopalisk. W miejscowości tej odkryto willę rzymską z dobrze zachowanymi malowidłami i szereg przedmiotów wykonanych ze srebra. Stamtąd ruszyliśmy do Oplontis, a późnym popołudniem weszliśmy na teren wykopalisk w Pompejach. Następnego dnia rano pojechaliśmy obejrzeć Villę San Marco. Jest to jedna z największych rezydencji rzymskich, o powierzchni 11 000 metrów kw. Na zakończenie przejechaliśmy drogą nadmorską południowe wybrzeże Amalfi.
Źródła termalne w Saturnii.
Mówi się, że ta część wybrzeża Włoch pretenduje do miana najpiękniejszego miejsca w Europie. No cóż. Zobaczyliśmy już niejeden kilometr wybrzeża w niejednym europejskim państwie i uważamy, że trudno byłoby zgodzić się z tym twierdzeniem. Wąska droga wije się wśród wysokich skał nad morzem, ale jest ono w większości niedostępne dla ludzi, bo nie jest możliwe dostać się nad nie bezpośrednio. Taki lizak za szybą.
Dojechaliśmy do Vieste na półwyspie Gargano – ale o tym w następnym numerze.
Katarzyna Binder
Zdjęcia: Katarzyna i Sławomir Binder