Bohdan Siemieniuk i jego przyczepy
Był rok 1992 kiedy przystąpili do pracy w podwrocławskiej stodole. Było ich trzech - i trzy były ramy, podstawy mających powstać pojazdów. Z czasem jedną z nich, porzuconą, zaczęła lizać rdza... Wytrwało ich bowiem dwóch, a gdy minęły dwa lata – ze stodoły wytoczyły się dumnie... dwie przyczepy!
Jednym z budowniczych był Bohdan Siemieniuk z Wrocławia. Inżynier elektronik, w „cywilu”- „złota rączka”. No i spiritus movens całego przedsięwzięcia. Ach, co to była za historia! W poszukiwaniu koniecznych materiałów odbywało się pielgrzymki po kraju i zagranicy. Zwłaszcza do Czech, gdzie pan Bohdan sprawdzonym wówczas sposobem wydobywał prawie spod ziemi np. aluminiowe listwy konstrukcyjne. Wiózł je potem spiętrzone na dachu swego fiata, oficjalnie jako... nagrodę zdobytą w konkursie podczas „konferencji” w zaprzyjaźnionym caravaningowym klubie. Tamże – znalazł był gustowne tapety i cienką blachę na zewnętrzne poszycie.
Za to, jeśli chodzi o klamki i zameczki – bezkonkurencyjne okazały się produkty Niewiadowa i rozwiązania rodem z małego fiata. Koła przyczepy należały kiedyś do fiata dużego . Resory wzięły się od Żuka...
Z pewną dozą przesady, spróbować więc można twierdzenia, iż na sukces dzieła pana Bohdana złożył się dorobek całej polskiej motoryzacji.
Drewniana królewna
Siedzimy w przytulnym wnętrzu. Wszędzie dokoła – drewno. Drewniany jest szkielet, drewniane - wewnętrzne ściany. W drewno obudowana jest lodówka a nawet samochodowe radio w kuchni. Meble – oczywiście z drewna, jednak po otwarciu drzwiczek, okazuje się iż tylko z zewnątrz okrywa je cienka sklejka. W ścianach - styropian, 2 cm. Panele na podłodze. Przyczepa waży 630 kilogramów - jak na swój rozmiar, no i drewniany budulec - jest więc całkiem lekka.
Mija 15 lat podróżowania własnoręcznie zrobioną przyczepą. Jednak – nie jest to bynajmniej pierwsze takie dzieło Bohdana Siemieniuka. Cofnijmy się więc w czasie. W lata sześćdziesiąte.
O, Holender..!
– Jeździliśmy wtedy, wraz z żoną, z namiotem – wspomina pan Bohdan - wartburgiem, rocznik’56. Kiedyś na kemping zajechał gość z Holandii. Z przyczepką. Wysiadł, schylił się po coś i... jednym ruchem, na tej przyczepce wyczarował namiot! Zdębiałem. Ja też chcę coś takiego!
Niestety, Holender okazał się nieżyczliwy i nie pozwolił mi zajrzeć do środka. Ale od czego głowa!? Ruszyłem nią w tę i wewtę a już po jakimś czasie przyczepę miałem taką samą. Może nawet lepszą? Służyła mi dobrze, a kiedy się zużyła, to sprzedałem ją korzystnie, a sam zrobiłem sobie ulepszoną.
Na ciekawej rozmowie czas upływa szybko. Czas się żegnać. Jeszcze lato, nieco czasu minie, zanim państwo Siemieniuk odstawią znów przyczepę na zimowy wypoczynek. Dokąd? Ano,do stodoły! Kiedy pan Bohdan zamyka przedni schowek – dostrzegam i tam kawał drewna. I rzeczywiście, jak się okazuje – nawet bęben na elektryczny przewód utrzymany jest w stylistyce wnętrza.
Janusz Czerwiński
Zdjęcia: z archiwum Bohdana Siemieniuka oraz Janusz Czerwiński