artykuły

nasze-rozmowyNASZE ROZMOWY
ReklamaBilbord - ACSI przedsprzedaż 2025

O caravaningu w Polsce dawniej i dziś

Czas czytania 7 minut


Rozmowa z Bogumiłem Mierkowskim, przewodniczącym Zarządu Komisji Caravaningu w Automobilklubie Polskim, współtwórcą pierwszej w Polsce ogólnodostępnej organizacji caravaningowej – Koła Caravaningu przy Automobilklubie Warszawskim.

Od jak dawna zajmuje się Pan caravaningierm?

Od początku jego istnienia w Polsce – choć podkreślam, że mowa jest o caravaningu zorganizowanym. Cały czas oddzielam taki caravaning od indywidualnego. Zorganizowany to sekcje, koła i kluby caravaningowe. Ten ruch istnieje tam, gdzie ludzie chcą wspólnie wyjeżdżać, mieć wspólne tematy. Od początku, od 1973 roku jestem w zorganizowanym caravaningu – wtedy powstało Koło Caravaningu w Automobilklubie Warszawskim. Po roku byłem w Zarządzie i tak działam do dzisiaj.

Ile jest członków obecnie w klubach?
Oj, tego nigdy się nie da określić. W tej chwili mamy około czterdziestu klubów w Polsce. Dziś zresztą liczba członków nam się kurczy. Kiedyś to było bardzo liczne towarzystwo. Odczuwamy też brak młodzieży. Tylko na Śląsku, gdzie jest tradycja wyjazdów rodzinnych, familijnych, możemy zobaczyć młodzież.

A jak Pan przewiduje przyszłość ruchu?
To zależy w dużej mierze od środków finansowych. Emeryci z Zachodu mają za co jeździć, nasi nie mają pieniędzy. Młodym natomiast szkoda czasu na jazdę po Europie przyczepą, lepiej wsiąść w samolot i polecieć.

Czym jeżdżą teraz członkowie klubu?
W ciągu ostatnich kilku lat przesiedli się z przyczep z Niewiadowa na używane, kupowane prywatnie za granicą. To jest charakterystyczne dla całej Polski. Śląsk i Wybrzeże zrobiło to najwcześniej.

ReklamaO caravaningu w Polsce dawniej i dziś 1

Bardziej popularne są przyczepy czy samochody campingowe?
Samochody campingowe są bardzo nieliczne. Mając samochód tylko dokupujemy przyczepę, którą ciągniemy. Samochód campingowy to już jest luksus. W warszawskim klubie jest tylko jedna osoba, która posiada kamper, choć ma on wielkie zalety przy wyjazdach zagranicznych, bo praktycznie wszędzie można się nim zatrzymać.

Kiedyś Polacy sami robili własne pojazdy...
Majsterkowiczowstwo było wśród caravaningovców bardzo rozwinięte wtedy, kiedy przyczep nie można było kupić. Przyczepy z Niewiadowa były na przydziały. Pamiętam, że zrobiliśmy zlot w Warszawie na Stegnach pod nazwą ,,Zlot dziwnych pojazdów campingowych”. Zaproszenia wysyłałem do właścicieli pojazdów, które już widziałem wcześniej. Do Warszawy przyjechało ich dużo, np. pojazd na bazie Jelcza. Tak, Jelcza! Nadbudowa z drewna z łazienką, prysznicem, ławeczkami na galeryjce ... Piękna rzecz! Był też kampodent, gdzie w środku właściciel miał gabinet dentystyczny. Jeździł turystycznie po wsiach, a jednocześnie dorabiał sobie. Albo autobus z Sanoka podzielony na pół: połowa miejsca do siedzenia, połowa do spania... Już nie mówię o przyczepach postawionych na platformę samochodu dostawczego – to na Śląsku było bardzo popularne.

Teraz popularne jest w USA, gdzie produkuje się seryjnie nakładane ,,domki” na samochody typu pickup.
Fabrycznie produkowane były i wtedy. Sądzę, że nasi robili swoje pojazdy na podstawie tych wzorców. Były też przypadki bardzo szczególne polskiej inwencji. Pod Warszawą np. mieszka Pan Miłoszewski, który zajmuje się m.in. dorabianiem przyczep do pojazdów zabytkowych. Do jednego pojazdu dorobił przyczepę wagonu dawnej amerykańskiej kolei. Piękny wagon z czasów dzikiego zachodu! Zrobił też przyczepę-schronisko górskie, składaną na czas jazdy. Na postoju się ją rozkładało. Tak to wtedy bywało.
ReklamaO caravaningu w Polsce dawniej i dziś 2

A co dzisiaj z inwencją użytkowników, po otwarciu rynków, zwiększonej dostępności różnych pojazdów?
Dzisiaj jej nie ma. Nikt nie robi przyczep, bo po co. Zostały pojedyncze przypadki pasjonatów.

Kiedy uczestniczył Pan ostatnio z zlocie międzynarodowym?
Ostatnio w Łebie w 1998 roku. Byłem współorganizatorem.

To duże przedsięwzięcie.
Ogromne, szczególnie gdy chcemy, by zlot podobał się uczestnikom.

Jak Polacy są przyjmowani na międzynarodowych zlotach za granicą? Niektórzy mówią o pewnych przejawach dyskryminacji.
Zgadza się. Choć dopiero ostatnio, w przedziwny sposób, odkryliśmy tego przyczynę. Kolega uczestniczył po raz czwarty w zlocie europejskim i za każdym razem musiał walczyć o lepsze miejsce na postój, o lepszy sektor dla Polaków. Odkrył wreszcie, dlaczego. Polacy mają instalacje gazowe w swoich przyczepach kupionych na Zachodzie (w polskich ich nie było). Na całym świecie przyczepy mają naklejone, co roku aktualizowane, znaczki potwierdzające sprawdzenie instalacji gazowej. W Polsce takie sprawdzanie w ogóle nie funkcjonuje! Nie ma nawet instytucji, która mogłaby to robić! Dlatego za granicą umieszczają nas na odległych miejscach z obawy, że coś się może stać... To jest jeden z powodów, choć organizatorzy nie mówią o tym wprost. Zloty w Polsce są bardzo chwalone. Jednym z najlepszych i najpiękniejszych zlotów był ten w Łebie w 1983 roku. Był bardzo dobrze zorganizowany. Na terenie zlotu były sklepy bardzo dobrze zaopatrzone, gdzie było prawie wszystko. Było to z reguły wykupywane przez Polaków, bo na zewnątrz nie było nic – trwał ciągle stan wojenny. Teren zlotu był ogrodzony i strzeżony. Krążyła wtedy plotka, że na tym terenie wybuchła epidemia, dlatego teren chroni wojsko i tylko helikopterem dowożą lekarzy...

Dyskryminacja dyskryminacją, ale bałagan organizacyjny też daje chyba o sobie znać przy organizowaniu zlotów?
Jest coraz gorzej pod tym względem. W Niemczech w zeszłym roku, na Europa Rally, było podobno tragicznie. Organizatorzy siedzieli sobie zadowoleni, a gdy przychodzono do nich z pretensjami, obracali to w żart... I to Niemcy! Znani z dokładności! To niestety ostatnio prawidłowość, że organizatorzy niezbyt przykładają się do swoich obowiązków przy organizowaniu zlotów, choć tegoroczny w Czechach udał się pod tym względem o wiele lepiej.

A jak układa się współpraca z klubami caravanigowymi z innych krajów?
Można powiedzieć, że jej nie ma. W okresie PRL-u mieliśmy bezdewizową wymianę itd. Teraz nie ma takiej oficjalnej współpracy. Może pojedyncze kluby nawiązują pomiędzy sobą kontakty, ale w zasadzie nie ma takiej potrzeby ani praktycznych korzyści.

Środowisko się więc atomizuje?
Tak, choć są różne zloty, ale ich charakter jest bardziej towarzyski. Wpływa też na to ogromna łatwość komunikacji we współczesnym świecie i praktycznie brak barier w poruszaniu się po Europie poza finansowymi. Pewnych rzeczy kiedyś załatwić nie było można, dziś jest swoboda. Nie ma tylko żadnego kontaktu z naszymi wschodnimi sąsiadami.

Czyżby nie było tam klubów?
Podejrzewam, że są, ale nic o tym nie wiemy.

Cóż, Polacy zawsze woleli współpracować z sąsiadami zza zachodniej granicy. Zmieńmy jednak temat na koniec. Słyszałem, że dzwonią do Automobilklubu artyści, żeby wypożyczyć przyczepy campingowe.
Dzwonią, ale my nie wypożyczamy. Bo jest taka niepisana zasada: prywatnie przyczepy nie wypożycza się nikomu. Ona jest jak własny dom. Takie zasady są wśród caravaningovców: obcym przyczepy się nie udostępnia, bo to trochę tak, jak pożyczyć żonę...

O caravaningu w Polsce dawniej i dziś 3



Bogumił Mierkowki

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał: Dariusz Wołodźko


03.03.2009
Obserwuj nas na Google News Obserwuj nas na Google News