Nie tylko ptaki migrują i mają gniazda w różnych lokalizacjach. Znane są też przypadki właścicieli kamperów lub przyczep, którzy pragnąc oszczędzić na czasie w podróży, przerzucają swe mobilne gniazda w upragnione destynacje i latają do nich, gdy czas pozwala.
Nie jest to może najtańsze rozwiązanie, ale na pewno pozwala uprawiać caravaning częściej, bez straty kilku dni na przejazd w obie strony. A przecież czas to też pieniądz. Nie wszyscy mogą sobie pozwolić na długi wyjazd, czasem łatwiej wyrwać się kilka razy na krócej.
Mnóstwo kempingów całorocznych oferuje usługę postawienia mobilnego lokum na cały sezon – zwykle w domyśle jest to sezon letni lub zimowy. W Polsce to rozwiązanie popularne na kempingach latem. Na większości znajdziemy przyczepy „stacjonarne” na wykupionych uprzednio parcelach. Te najsławniejsze, słynące z astronomicznych cen znajdziemy na Półwyspie Helskim. Zimą jest to u nas zjawisko nieznane, chyba że ktoś po prostu przechowuje w ten sposób przyczepę, nie użytkując jej.
Tymczasem na całorocznych kempingach w pobliżu kurortów narciarskich jest to proceder uprawiany na szeroką skalę nie tylko przez miejscowych lub mieszkających w niedalekiej okolicy caravaningowców, ale też przez takich, którzy jak ptaki przybywają do swych mobilnych gniazd na skrzydłach samolotów. Właściwie im dalej mamy do naszej wymarzonej miejscówki, tym większy ma to sens. Jak już wspomnieliśmy, czas poświęcony na dojazdy nie jest tu bez znaczenia, a i paliwo swoje kosztuje – takie rozwiązanie wbrew pozorom może się więc też spinać z ekonomicznego punktu widzenia. Koszt wykupienia tzw. półrocznej parceli na kempingach w Alpach to od 1000 do ponad 2000 euro, w zależności od standardu. Nie są to jakieś przerażające kwoty. Można później do takiej przyczepy dolecieć samolotem albo nawet dojechać już znacznie szybciej samochodem, zwłaszcza z południa Polski. Co więcej, pod naszą nieobecność można swój mały domek na obczyźnie udostępnić innym i w ten sposób jeszcze bardziej obniżyć koszty. Znam rodzinę, która zimą przez pół roku użytkuje przyczepę stacjonarnie w Livigno, a latem podróżuje z nią bardziej objazdowo. Spotkałam właściciela tej przyczepy w marinie we Wrocławiu, gdzie dla odmiany latem trzyma swą łódź. Takie gniazdowanie uprawia więc w różnych kierunkach i różnymi środkami lokomocji. Jego przypadek pokazuje, jak ogromną kreatywnością potrafią wykazać się osoby pragnące wycisnąć jak najwięcej wolnego czasu z kalendarza.
Drugie rozwiązanie jest bardziej mobilne i nie polega na zapuszczeniu korzeni w jednym miejscu, a na możliwości przemieszczania się z doskoku.
Ta opcja częściej dotyczy kamperów niż przyczep, a punktem wypadowym jest nie tyle kemping, co porządny, zaufany i bezpieczny parking, na którym możemy spokojnie pozostawić niebagatelny, jakby nie było, dobytek. Optymalnie, jeżeli jest to parking położony blisko lotniska, na które możemy w kilka godzin dolecieć i niemalże prosto z samolotu przesiąść się do naszego ruchomego domu. Znamy kilka osób z Polski jeżdżących w ten sposób na narty. Zostawiają kampera ze sprzętem narciarskim pod lotniskami Bergamo/Wenecja/Mediolan i stamtąd realizują krótkie, kilkudniowe wypady do wybranego kurortu, gdy tylko pozwala im na to czas. W drodze powrotnej ponownie zostawiają pojazd w bezpiecznym miejscu i odlatują do domu, by wrócić, gdy tylko pojawi się taka możliwość. W sezonie zimowym udaje się to zwykle kilka-kilkanaście razy. Na lotach również można sporo zaoszczędzić, kupując je z dużym wyprzedzeniem, szczególnie w tanich liniach lotniczych, a te oferują kilka atrakcyjnych kierunków w interesujące rejony. Bilety bywają tam dosłownie za grosze i można kupić ich więcej w ciemno, a potem kilka anulować niewielkim kosztem. Kreatywność ludzka nie zna granic, pomysły niektórych bywają doprawdy inspirujące.
Znam też przypadek człowieka, który najchętniej przeprowadziłby się na południe Europy, by w każdej wolnej chwili oddawać się uprawianiu surfingu, ale choć może dość sporo czasu spędzić, pracując zdalnie, to jednak jego profesja wymaga, by od czasu do czasu osobiście pojawił się przy konkretnym projekcie. Z tego powodu kupił kampervana, który na stałe „mieszka” w Hiszpanii, a on spędza w nim więcej czasu niż w kraju, do którego podróżuje, gdy sytuacja w firmie tego wymaga. Nie są to może najtańsze opcje, ale w naszym życiu czas jest często droższy od pieniędzy. Sam caravaning nie jest też najtańszym hobby, więc nie ma się co oszukiwać – niesie za sobą wiele różnych kosztów. Aby je zniwelować, można rozpatrzyć użyczanie pojazdu pod naszą nieobecność. Wiąże się to jednak z kolejnymi wydatkami, takimi jak zmiana ubezpieczenia na okoliczność użyczenia – wynajęcia naszego pojazdu, trzeba więc sobie to wszystko najpierw solidnie przekalkulować, by nie wylać dziecka z kąpielą. Niestety, słyszałam o sytuacji, gdy skradziono kampervana użyczonego towarzysko bez dopełnienia odpowiednich formalności oraz wykupienia adekwatnego ubezpieczenia – ubezpieczyciel odmówił wypłaty odszkodowania.
Manuela Warzybok
Artykuł pochodzi z numeru 1 (115) 2024 r. magazynu „Polski Caravaning”.
Chcesz być na bieżąco? Zamów prenumeratę – teraz jeszcze taniej i szybciej.