artykuły

podrozePODRÓŻE
ReklamaBilbord - bookingcamper zacznij zarabiac

Z caravaningowej podróżny po Katalonii

Czas czytania 6 minut
Z caravaningowej podróżny po Katalonii
Najwyżej położony parking w Pirenejach – bezpłatny 

To już trzecia i ostatnia część naszej relacji, która obejmuje przejazd przez Pireneje, wizytę w Barcelonie i zwiedzanie miast wzdłuż wybrzeża. Kierujemy się śladami wielkich artystów, patrząc na ten sam krajobraz, na który patrzyli nasi wielcy poprzednicy.

Od granicy francuskiej, którą przekraczamy za Saint Beat z romańskim kościołem z XII wieku i plenerem rzeźbiarskim, poruszamy się wzdłuż Garonny, w kierunku jej źródeł. Po dwóch godzinach jazdy na pierwszym i drugim biegu osiągamy najwyżej położony parking w Pirenejach (bezpłatny). Robimy dłuższy postój, podziwiając piękne góry. Oprócz nas jest jeszcze kilka samochodów. Parę kilometrów niżej znajduje się ośrodek narciarski z wyciągami i infrastrukturą hotelową. Niektóre szczyty pokrywa śnieg.

Zwiedzając zapomniane wioski na skałach, klucząc wśród niekończących się zakrętów, docieramy do autostrady, która doprowadzi nas do Barcelony. Czytałem, że niektóre z nich są bezpłatne – nam nie udało się na taką trafić. Mamy zarezerwowane miejsce na nadmorskim kempingu 3 Estrellas, po całym dniu jazdy w Pirenejach marzymy o morzu. Ustawiamy auto przy plaży w pierwszej linii do morza i oglądamy otoczenie. Nasz kemping jest dobrze wyposażony, ze sklepem, restauracją i basenem obleganym przez dzieci. Ma jeszcze specjalne ciastka i firmowe wino (białe i czerwone). Bardzo nam się podoba takie rozwiązanie. Zamawiamy w restauracji paella mixta i butelkę białego wina o nazwie Camping 3 Estrellas.

ReklamaZ caravaningowej podróżny po Katalonii 1
Rankiem wyruszamy do Barcelony. Przystanek jest obok naszego kempingu. Dojeżdżamy do centrum miasta, za skrzyżowaniem rozpoczyna się La Rambla – główny deptak Barcelony. Schodzimy w dół ulicy obsadzonej platanami, podziwiamy piękną secesyjną zabudowę (Dom Parasoli), zaglądamy na targ, do którego prowadzi zabytkowa brama.
Na końcu ulicy, przed nabrzeżem morskim stoi bardzo wysoki pomnik Kolumba, który prawą ręką wskazuje kierunek: Ameryka. W tym porcie podróżnik kotwiczył przed wypłynięciem w rejs, tu otrzymał tytuły i pełnomocnictwa od władz. Wewnątrz pomnika znajduje się winda, którą można po odczekaniu w kolejce wjechać na szczyt kolumny i podziwiać Barcelonę.

Robimy kilka zdjęć i wchodzimy w dzielnicę Raval, żeby zobaczyć dzieło młodego Gaudiego, zaprojektowane dla przemysłowca i mecenasa młodego architekta: Palau Güell (Pałac Güella) z charakterystycznymi kominami.

Wracamy do dzielnicy gotyckiej, najstarszej części Barcelony. Wędrujemy wąskimi uliczkami, pełnymi sklepów, wystaw i barów. Na jednym z placyków kilkanaście osób zadziera głowy do góry. Przez chwilę patrzymy na samobójcę, który zaraz skoczy i zawiśnie. Podchodzimy bliżej i okazuje się, że to reklama muzeum figur woskowych.
Wreszcie dochodzimy do barcelońskiej katedry, budowanej przez kilkaset lat. Na jej dziedzińcu znajduje się fontanna ze świętym Jerzym i żywe gęsi, pamiątka po świętej Eulalii – pasterce, która broniąc chrześcijaństwa, zginęła męczeńską śmiercią.

ReklamaŚT2 - biholiday 06.03-31.05 Sebastian
Następnego dnia, po odpoczynku nad morzem, wracamy, żeby zobaczyć najważniejsze zabytki Barcelony. Wracamy, żeby zwiedzić (tylko w grupach z przewodnikiem) Pałac Muzyki Katalońskiej. Katalonia najpóźniej ze wszystkich krain została podporządkowana przez generała Franco Hiszpanii. A nawet po włączeniu do Hiszpanii pałac był miejscem, w którym w swoisty sposób demonstrowano patriotyczne uczucia, bo elementy wyposażenia zawierają barwy narodowe, herby i motywy przypominające niepodległą Katalonię.

Zwiedzanie pałacu zajęło nam pół dnia, ale przez chóry anielskie na witrażowym suficie, pegazy, róże i inne rośliny ze szkła, które zdobią wnętrze, żal było opuszczać. Po obiedzie wędrujemy do Sagrada Familia – Świątyni Świętej Rodziny. Ta najsłynniejsza budowla Barcelony, zaprojektowana przez Antonio Gaudiego, będzie budowana jeszcze kilkadziesiąt lat. Większe wrażenie robią rzeźby zdobiące kościół od zewnątrz. Studiujemy szczegóły i znaczenia figur.

Wracamy do spaceru i podziwiania elewacji secesyjnych kamienic. Przed nami najbardziej znane, „pocztówkowe” domy. Pierwszym z nich jest słynna Casa Mila projektu Gaudiego.

Metrem jedziemy do Parku Güell, znajdującego się na solidnym wzgórzu. Jest bardzo gorąco, więc wchodzenie pod górę nie należy do przyjemnych. Ale wysiłek zostaje nagrodzony – w parku jest dużo cienia, sztuka przeplata się z naturą, piękna roślinność oplata słynne mozaikowe zdobienia. I tu zaskoczenie: oprócz biletu do parku trzeba kupić dodatkowy bilet do zabytkowych secesyjnych budowli (domu Gaudiego). Z tarasu roztacza się panorama Barcelony, na horyzoncie widać morze.

Schodząc ze wzgórza, widzimy stadko zielonych papug. Jedna siada przy chodniku. 

Odpoczywamy po barcelońskim zwiedzaniu jeszcze dwa dni i jedziemy wzdłuż wybrzeża Costa Brava (czyli dzikiego), które obecnie zabudowane jest hotelami i pensjonatami. Plaża jest najczęściej skalista, czasem wysypana żwirem. Jedziemy do Figueres – miasta Salvadora Dali, najwybitniejszego surrealisty. To właśnie tutaj artysta urodził się i tu powrócił. Kupił od miasta stary teatr, wyremontował go i założył najsłynniejszy teatr-muzeum. Obok głównego muzeum znajduje się tu drugie, małe, w którym podziwiać możemy biżuterię i ozdoby zaprojektowane i wykonane przez Salvadora Dali (oba muzea w cenie biletu). Na zwiedzanie trzeba przeznaczyć minimum dwie godziny (my spędziliśmy w nim cztery).

W Figueres długo nie mogliśmy znaleźć parkingu. Nawet na te prywatne, płatne nie chciano nas wpuścić, inne miały niską poprzeczkę. W końcu zaparkowaliśmy na dużym miejskim parkingu. Po wyjściu z muzeum zjedliśmy obiad i wróciliśmy do samochodu. Tu czekała nas niemiła niespodzianka: wyłamane zamki, wewnątrz wszystko porozrzucane w poszukiwaniu łupów. Zostaliśmy okradzeni, choć niektóre rzeczy były głęboko schowane w bagażniku – nasze wrażenia były fatalne. Zablokowałem jedne drzwi z wyłamanym zamkiem i postanowiliśmy wyjechać. Czekanie na policję, zgłaszanie włamania zajęłoby nam dużo czasu, a w znalezienie sprawcy jakoś nie wierzyłem.

Udaliśmy się na wybrzeże El Port de la Selva położone na najdalej na wschód wysuniętym półwyspie Hiszpanii. Stąd do granicy francuskiej było niedaleko, a miejscowość polecono nam dawno temu. Małe rybackie miasteczko otoczone skałami z piękną zatoką i świetnym kempingiem położonym kilkaset metrów od centrum. Camping Port de la Selva jest wygodny, zacieniony, dobrze wyposażony. Ma mały basen, sklep i restaurację serwującą smaczne dania. Zostaliśmy kilka dni, wyjeżdżając w najbliższą okolicę skuterem.

Sąsiednie białe miasteczko Cadaques położone jest nad zatoką, do której prowadzą strome skały. Uliczki są brukowane układanym skośnie kamieniem, żeby powstrzymać wypłukiwanie gruntu i zapewnić stabilność, bo łatwo o poślizg. Miejscowość szczególnie upodobali sobie awangardowi artyści. W kawiarni znajdują się fotografie Marcela Duchampa, Pabla Picasso, Joana Miró, Garcii Lorci i oczywiście Salvadora Dali. W najwyższym punkcie urokliwego miasteczka stoi kościół, nieco poniżej muzeum sztuki nowoczesnej. Schodzimy do zaparkowanego przy plaży skutera, pijemy kawę i wracamy do Port de la Selva, uroczego miejsca na wakacje. Tu oczy odpoczywają, oglądając tylko piękne obrazy. Trzeba myśleć o drodze powrotnej, nasza wyprawa dobiega końca.



Administrator01.01.2020 zdjęć 13
Obserwuj nas na Google News Obserwuj nas na Google News