artykuły

wiesci-z-warsztatuWIEŚCI Z WARSZTATU
ReklamaBilbord Ubezpieczenia

Zbudował swojego kampera - historia Koguta

Czas czytania 10 minut
Zbudował swojego kampera - historia Koguta
Plan wykonany! Teraz, w lesie, można myśleć o następnej budowie kampera. 

Przymierzał się do tego projektu dość długo. Bo do takiego projektu trzeba dojrzeć. W końcu podjął decyzję i zaczął działać. Historia Koguta (forumowy nick) szybko stała się poczytną lekturą w środowisku kamperowym. Dziś przedstawia swoją historię wszystkim Czytelnikom „Polskiego Caravaningu”. 

Pewnego dnia wpadłem na pomysł, którego realizacja skończyła się, niestety, dopiero dwa lata później. Od wczesnych lat młodzieńczych zaszczepiano we mnie radość bycia turystą mobilnym. Najpierw namiocik, potem przyczepa kempingowa, po drodze jakieś mniej lub bardziej wygodne samochody na wzór i podobieństwo kampera. Aż wreszcie, zupełnie przypadkiem, kupiłem wiekowego Peugeota J5 w wersji pełnowymiarowego kampera z alkową i wszystkim tym, co do tej pory pozostawało w sferze marzeń. Służył naszej rodzinie kilka lat, trzy razy przebudowywałem wnętrze, by czuć się w nim jak najlepiej, ale zawsze coś było nie tak – za głośny, zbyt duży, stary i miał to, czego w nim najbardziej nie trawiłem… przedni napęd. Nieraz byłem skazany na linę, by nie zostać gdzieś na zawsze. 

Opcja jedna z dwóch 

Z racji tego, że zawodowo zajmuję się motoryzacją, pomysł na zbudowanie swojego pojazdu rodził się powoli, aż w końcu któregoś dnia zadecydowałem pójść swoją drogą. Założenia były proste, choć wzbudzały i we mnie często powątpiewanie i śmiech – na przemian. Tylny napęd to podstawa, czyli w grę wchodziły właściwie tylko dwie opcje: Sprinter/LT lub Iveco. Auto musiało spełniać moje preferencje turystyczne, czyli szukanie i odwiedzanie nowych, nieznanych terenów, lasów i jezior. Tradycyjna szerokość kampera często uniemożliwia wjazd tam, gdzie oko zapragnie, ale… blaszak już takich problemów nie ma, ponieważ jest ok. 30 cm węższy. Po wszystkich analizach, pomiarach i przemyśleniach zdecydowałem, że bazą do moich wariacji budowniczych będzie Iveco Daily, którego długość przestrzeni ładunkowej wynosi 4600 mm i jest bezkonkurencyjna względem innych marek. Przez ograniczenie budżetu zrezygnowałem ze Sprintera/Craftera wyprodukowanego po 2006 roku. Te co prawda dają 20 cm więcej, ale za te centymetry trzeba dopłacić ok 30 tys. zł. Wolałem starszy, krótszy, ale tańszy wóz. 

ReklamaZbudował swojego kampera - historia Koguta 1
Skonkretyzowane oczekiwania 

Jedną z niewielu – ale jednak – bolączek kamperów budowanych na bazie popularnych blaszaków są drzwi boczne, przesuwne, wielkie i ciężkie. Nie dosyć, że ich zamykanie powoduje nadmierny hałas, to jeszcze trzeba je rozpędzić, by dobrze się zamknęły. Nie zawsze jest to wygodne i niejedna wątła niewiasta ma z tym problem. 
Szukałem zatem auta w wersji angielskiej tak, by owe drzwi były z lewej strony. Od początku traktowałem je jako drzwi serwisowe pomagające w lepszej wentylacji wnętrza w trakcie letnich upałów. 
Zaczęły się poszukiwania. Poprosiłem znajomego Maćka z forum, by rozejrzał się w Anglii i tak przez jakiś czas wertowaliśmy aukcje. Trzeba pamiętać i zdawać sobie sprawę z tego, że takiego samochodu jako nowy nikt nie traktuje jako rekreacyjno-okazjonalny. Tym bardziej Iveco – wół roboczy na ramie, wykorzystywany, by przewozić więcej niż każde inne Ducato, Boxer czy Jumper. Iveco jest znane z tego, że ile się do niego nie wsadzi, tyle przewiezie, a do tego wszechobecna rdza… 
Niestety, poszukiwania angielskie nie dawały pozytywnego rezultatu, ale z pomocą przyszli rodacy wracający z emigracji. Wiadomo, każdy chce przywieść jak najwięcej z tego, co zdołał nazbierać przez kilka lat na wyspach, a do tego Iveco nadaje się bardzo dobrze! Jeśli do tego jest egzemplarzem godnym uwagi i już na terenie Polski, to… nie ma się nad czym zastanawiać. Przemierzyłem cały kraj i… przywiozłem do domu bazę do budowy – Iveco Daily z 2002 roku z silnikiem 2,8. Podróż z południa Polski z kierownicą z prawej strony była miła do momentu i chęci wyprzedzania TIR-ów, z którymi przegrywałem za każdym razem. Za to z autami osobowymi nie było problemu – siedząc wyżej od ich dachów miałem doskonałą widoczność. 

ReklamaZbudował swojego kampera - historia Koguta 2
Początek prac 

Po gruntownym myciu wnętrza, konserwacji podwozia i przełożeniu kierownicy na lewą stronę, zabrałem się za sprawy blacharskie, które trzeba wykonać raczej przed lakierowaniem niż po nim. Od początku wiedziałem, że nie chcę mieć białego kampera, prawie wszystkie są białe… Ten miał być inny. 
Zacząłem od wycięcia w dachu dwóch wielkich otworów na… inne dachy. Te kamperowe, plastikowe nie dosyć, że są potwornie drogie, to delikatne i jakieś takie… zwyczajne. Postanowiłem w dach Iveco wspawać dwa kompletne szyberdachy z Renault Laguna, nad sypialnią z wersji zwykłej, a nad stołem – z kombi, czyli w rozmiarze podwójnym. Oczywiście taki dach musiał otwierać się elektrycznie, a te nadawały się idealnie: trzy poziomy uchylne i pięć stopni otwarcia, czyli wsunięcia szkła okiennego w przestrzeń pomiędzy blachą i sufitem. Wszystko to za dotknięciem przełącznika pozycji. Okna nie odstają, a co za tym idzie – nie są narażone na gałęzie w trakcie penetracji trudniejszych terenów. 

Chcę mieć fajne drzwi 

Po przygodach dachowych zabrałem się za wstawienie drzwi z prawej strony. Każdy kamper musi mieć drzwi, a ten ich nie miał. Niby prozaiczna sprawa: wyciąć otwór, osadzić ramę i po sprawie, ale znów miało być inaczej. Zwykłe kamperowe drzwi są wąskie, za wąskie, by były fajne, dlatego wstawiłem drzwi z Iveco Daily w wersji brygadowej. Oczywiście trzeba je było wydłużyć, stworzyć dla nich ramę i wyciąć w podłodze miejsce na stopień. Jak już wisiały na swoim miejscu, to wrócił problem ich zamykania… Duże drzwi generują hałas, a tego chciałem się pozbyć raz na zawsze. Z pomocą znów przyszła technologia, tym razem z… Mercedesa – elektryczny mechanizm domykania zamka. Niektóre marki mają taki „bajer” w bagażnikach i taki też zamek został zaadaptowany z Mercedesa kombi. Drzwi wystarczy lekko domknąć, a reszta dokonuje się sama. 

(Nie)widoczny z daleka 

Mając już większość prac blacharskich za sobą, można było wybrać kolor. Dlaczego taki? Nie wiem do dziś… Kiedyś jakaś australijska firma pokazała kampera na bazie Craftera w tym kolorze; ich sugestia dosyć mocno przełożyła się na mój wybór. Dziś, po kilku latach, jestem zadowolony. Nie ma możliwości bym zgubił auto, a odnalezienie go na fotografiach i relacjach ze zlotów kamperowych jest bardzo łatwe. Zaletą jest też forma zamaskowania się w lesie. 

Dawca części 

Równolegle z pracami przygotowawczymi intensywnie szukałem uszkodzonej przyczepy kempingowej. Nie dopuszczałem nigdy możliwości budowy kampera na zasadzie szukania każdej części z osobna, ponieważ to bardzo wydłuża proces. Kupując dobrego dawcę, sprawa staje się dużo łatwiejsza. Nie chciałem też, by wnętrze wyglądało jak od „pana Mietka z garażu”… Przecież ktoś kiedyś to auto ode mnie kupi, więc niech to wszystko wygląda jak najbliżej oryginałów, kupowanych za górę pieniędzy. 
Znalazłem przyczepę odpowiadającą mojemu samochodowi i rocznikiem, i wyposażeniem, a tak dokładniej to właściwie niecałą przyczepę… Część jej odpadła przy „testach” zderzeniowych z TIR-em marki Volvo… Służby drogowe zmiotły z asfaltu też i te części nigdy niemontowane w przyczepie kempingowej, a efekty ich zbiorów w czarnych workach też były przedmiotem transakcji niejako w pakiecie… 

Legalna kochanka 

Takim to zrządzeniem losu stałem się posiadaczem półprzyczepy i półkampera w jednym czasie. Pozostało jeszcze tylko to wszystko ze sobą połączyć. Prace, jak zaznaczyłem wcześniej, trwały dwa lata, a to tylko dlatego, że odbywały się w tzw. wolnej chwili lub po pracy. Sądzę, że gdyby codziennie poświęcić na to wszystko dziesięć godzin, można by w sześć miesięcy dwoma rękoma taką kompleksową adaptację i przygotowanie bazy od podstaw stworzyć. Jest jeszcze coś, co pomaga przy tego typu pracach i tego życzę wszystkim budującym – doping innych. Miałem to szczęście, że mniej więcej od momentu zakupu dawcy zacząłem opisywać swoje zmagania na forum, gdzie temat Koguta stał się bardzo poczytnym. Dostawałem tam rady, opinie i oferty zwyczajnej pomocy, a to motywacja dla każdego. Nie miałem możliwości leniuchowania, ponieważ obserwatorzy i kibicujący domagali się postępów, a ci, którzy mieszkali niedaleko chętnie wpadali na pogaduchy i podpatrywanie, czy aby na pewno cała ta opowieść z forum nie jest wyssana z palca. Ivonka, bo tak zdrobniale nazywano mój samochód – w przyszłości kempingowy – stała się jakby zupełnie legalną kochanką; rodzina wiedziała z kim spędzam najwięcej wolnego czasu. 

Kilka kompromisów 

Do ocieplenia wnętrza użyłem materiałów izolacyjnych stosowanych przy budowie kominków – 3 cm waty z folią aluminiową nie tylko dobrze izoluje, ale jeszcze nad wyraz dobrze wygłusza. Na podłodze położyłem 2 cm styropianu i 2 cm płyty wodoodpornej, a na wierzch wykładzinę PCV – jest łatwa do utrzymania w czystości, chociaż w dotyku nie tak miła jak wykładzina dywanowa. 
Układ wnętrza miał zapewniać miejsce do spania dla czterech osób, spory bagażnik, wygodny drugi rząd siedzeń oraz wszystkie elementy fabrycznego kampera i coś jeszcze… duży oddzielny prysznic. Kolejny raz wizje trzeba było rozrysować na podłodze, stworzyć prowizoryczne ściany i sprawdzić czy da się w takim wnętrzu żyć. Kabina prysznicowa „osiemdziesiątka” przyjechała z Castoramy. Znaki szczególne: wysoki brodzik, suwane szklane drzwi. To było prawdziwe coś! Jednak jak teraz kabinę symetryczną wmontować w skośne ściany poszycia samochodu? Niejeden wieczór przemyśleń i… udało się! 
Meble z przyczepy w takiej adaptacji trzeba skracać, zwężać i nie wszystko pasuje. Ściany w przyczepach kempingowych są pionowe, czego nie da się powiedzieć o blaszakach… im wyżej, tym węziej. Na szczęście udało mi się zdobyć płyty meblowe o kolorze i fakturze identycznej z tymi z przyczepy. 
Co więcej, w nocy, gdy wszystkie łóżka są rozłożone, kwestia komunikacji wewnątrz nie mogła być zachwiana, wyjście na zewnątrz pojazdu także. O ile tylna część kampera z sypialnią nad bagażnikiem była oczywista, to już dwa łóżka dla dzieci nie były takie proste. Nie mogło to być jedno łóżko i nie mogło być piętrowe; tu liczył się każdy centymetr i bez wykorzystania obrotowych foteli przednich nie byłoby to możliwe. Zastosowałem więc rozwiązanie nietypowe, które sprawdziło się w pierwszym sezonie letnim po zakończeniu budowy, w drugim sprawdzało się mniej, a w trzecim już wcale… Syn przez trzy lata urósł prawie 30 cm, na szczęście córka prawie wcale, więc jej łóżko, górne, mogłoby pozostać bez przeróbek. Nadal podnoszony elektrycznie stół jest też i podporą dla jej sypialni. Rozkładane znad foteli pierwszego rzędu posłanie dla syna nie spełniało już założeń pierwotnych, zostało zastąpione innym. 
Choć powierzchnia dachu blaszaka jest spora, po zamontowaniu dwóch szyberdachów, okna nad łazienką, komina od pieca i wywietrzników niewiele już miejsca pozostało na panel solarny. Chciałem założyć więcej, ale zmieścił się tylko 130-watowy, a ten z kolei zasila tak akumulator pokładowy, jak i rozruchowy. Prądu nie brakuje, ponieważ technologia LED nie wymaga dużej ilości energii. 

Usprawnienia 

W sezonie 2014 dołożyłem z tyłu rampę na motocykl; wcześniej był wiszący stojak na rowery. Auto z trudem i po wielkim odchudzaniu mieści się w dopuszczalnej wadze. Aż trudno uwierzyć, ile kamperowiec potrafi wozić rzeczy, które kiedyś mogą się przydać. Jednego razu zważyłem wszystko oddzielnie – począwszy od widelca, poprzez mapy i garnki, a na skrzynce z narzędziami kończąc. Wynik? Ponad 200 kg! Byłem zaskoczony. Zawieszenie tylne zmodyfikowałem dodając poduszki powietrzne, umożliwiające, przy niewielkich pochyłościach terenu, na automatyczne poziomowanie kampera w trakcie postoju, jak i podnoszenie pojazdu w czasie pokonywania trudniejszych terenów. Pozbyłem się też z bagażnika szafki na dwie duże butle gazowe na korzyść jednej 60-litrowej montowanej pod samochodem. Szkoda, że od razu nie zastosowałem takiego systemu magazynowania gazu. Po pierwsze, mam trzy razy więcej gazu do dyspozycji – gazu, który w zimie nie zamarza i mogę go zatankować na każdej stacji LPG, a po drugie – bagażnik stał się jeszcze większy! 

Dziś wiem… 

… że swoją relacją na forum zaraziłem kilku kolegów, którzy bardziej lub mniej, ale poszli moją drogą. Ostatnio na zlotach i spotkaniach nie stoi już jedno żółte Iveco, czasami i pięć sztuk się pojawia. Wielu planuje budowę, bo wiedzą, że jednak można. Nie poprzestaję i dalsze plany już rodzą się w mojej głowie. Jestem pewien, że następny kamper dla mnie będzie też budowany na bazie dostawczego Iveco, bowiem tylny napęd sprawdza się doskonale i teraz nie ja widzę linę przed maską, tylko mam ją na haku, by komuś pomóc wyjechać z niepozornie często wyglądających wzniesień i mokradeł. 

Tekst i zdjęcia: Adam Kurczewski 

Artykuł pochodzi z numeru 2(67) 2015 Polskiego Caravaningu



Administrator24.06.2018 zdjęć 15
Obserwuj nas na Google News Obserwuj nas na Google News