Walka z insektami to problem stary jak świat i, co gorsza, powracający z uporem maniaka co roku. Gdy tylko przyroda zaczyna budzić się do życia, w drzewach szybciej krążą soki, rośliny zaczynają przebijać się nieśmiało przez burą powłokę resztek ubiegłorocznych liści, nadchodzi moment, w którym wygłodniałe po zimie kleszcze budzą się do życia, by przypuścić krwiopijczy desant za na nasze kołnierze.
Chwilę później, po pierwszym wybuchu wiosny masowo wylęgają się owady niezbyt pożądane przez człowieka jako towarzystwo, szczególnie w okolicach, w których znajdują się zbiorniki i cieki wodne. Krótko mówiąc, całe to wampirze robactwo lubi dokładnie te same warunki co caravaningowcy. Łono natury, drzewa, krzaczki kryjące przed wścibskimi spojrzeniami postronnych, jeziora i rzeki. Owady ochoczo rzucają się na stołówkę, jaką jest dla nich każdy rezerwuar świeżej krwi, i psują nam wypoczynek. Przypomnijmy zatem, jak pozbyć się tej upierdliwej kompanii.
Tachograf! To dowcipna nazwa popularnych, najczęściej zielonych spiral do odstraszania nieproszonych, latających gości. Śmierdzi niesamowicie, więc trzeba dbać o ustawienie miejsca rażenia tak, żeby się nie zaczadzić. Na szczęście smród robi robotę, owady uciekają. Źródeł niepożądanych przez insekty aromatów może być więcej: elektryczne dyfuzory, spraye odstraszające i inne repelenty, świece zapachowe, kadzidełka, a nawet poczciwy grill węglowy, który generuje gryzący, nomen omen, dym. Poza najmocniejszymi środkami chemicznymi, odstraszacze mogą mieć mniej przykre dla nas nuty, takie jak lawenda lub citronella. Na mokradłach mogą być za delikatne, ale na kempingu zwykle świece zapachowe wystarczają. Tworzą też wieczorem miłą atmosferę, łączymy więc przyjemne z pożytecznym.
Wspomniane metody mają na celu odganianie intruzów z naszego otoczenia, ale możemy też zastosować całą baterię środków nakładanych na ciała. Producenci repelentów są w ostatnich latach bardzo kreatywni, a ich propozycje już dawno wyszły poza znane wszystkim spraye i inne smarowidła nakładane na skórę. Tych mamy pod dostatkiem latem, nawet w najmniejszych wiejskich sklepikach coś się zawsze znajdzie. Warto zwrócić uwagę na skład, bowiem istnieją teorie, że te najbardziej chemiczne mogą szkodzić, zwłaszcza dzieciom, w przypadku których warto postawić na naturalne metody.
Jednak wachlarz rozwiązań, w jakie możemy się zaopatrzyć, jest znacznie szerszy. Na bój z moskitami poszli bowiem również producenci odzieży, do produkcji której używa się specjalnych impregnatów, zachowujących właściwości pomimo prania. Taki asortyment znajdziemy przede wszystkim w specjalistycznych sklepach dla podróżników. Coraz więcej widać też na półkach akcesoria typu bransoletki i naklejki nasączone substancjami odstraszającymi – zarówno tymi mocniejszymi, chemicznymi, jak i olejkami eterycznymi, które są delikatniejsze i bardziej przyjazne dla noszących – naturalne są najlepszą opcją dla dzieci, bo nie podrażniają ich delikatnej skóry.
Bohaterów naszego artykułu, a i owszem. Jak bowiem mówi stare angielskie przysłowie, na wojnie i w miłości wszystkie chwyty są dozwolone, a my piszemy przecież o regularnej wojnie, toczonej co roku jak świat długi i szeroki. Jeżeli mamy do dyspozycji prąd, bateria naszych środków może zostać dozbrojona w dużo poważniejsze działa. Do dyspozycji są urządzenia traktujące przeciwnika bardziej humanitarnie lub eksterminujące go ostatecznie. Jeżeli obawiamy się karmy i nie chcemy ubijać żyjątek, w sukurs przychodzą odstraszacze ultradźwiękowe, przepędzające niepożądanych gości z dala od naszych tętniących smaczną krwią ciał. Co ciekawe, do dyspozycji mamy nie tylko urządzenia stacjonarne, do ustawienia w konkretnym polu rażenia, ale również małe akcesoria na baterie, takie jak zawieszki i bransoletki, również dedykowane najmłodszym.
Prądem możemy też po prostu wroga ubić. Najczęściej służą do tego różnego typu lampy, które wabią naiwne insekty światłem tylko po to, by po chwili je usmażyć na okalającej źródło światła siateczce pod wysokim napięciem. Jest to najbardziej bezwzględna metoda, jednak, jak to zwykle bywa, najskuteczniejsza. Asortyment tych urządzeń jest wyjątkowo bogaty – liczba rozmiarów, mocy i innych parametrów może być wręcz przytłaczająca, każdy na pewno znajdzie coś dla siebie.
Babcine mądrości twierdzą, że wujka Zdziśka komary nie gryzą, zaś ciocię Jadzię i małe dzieci tak, bo mają słodką krew. Jak w każdej ludowej mądrości i tu tkwi ziarno prawdy. Wiadomo bowiem, że nasza skóra wydziela zapach, który w znacznej mierze zależy od tego, co spożywamy. Jakie zapachy lubi robactwo? Ano, niestety, takie jak my. Jeżeli pożremy mięsko z grilla i zapijemy suto piwem, to komarzyska zlecą się hurtem. Odstraszająco działają zapachy, które wydzielamy po spożyciu pełnoziarnistego pieczywa, chudego nabiału, ale przede wszystkim czosnku, cebuli i ziół. Wychodzi na to, że Shrek, mieszkając na bagnach, wiedział, co robi, pogryzając cebulę. Co prawda wtedy również mniej zachęcająco działamy na płeć przeciwną, ale cóż, trzeba wybrać mądrze.
Jeżeli jednak wszystkie zastosowane metody z jakiegoś powodu zawiodą lub zostaniemy pogryzieni, bo nie pochyliliśmy się dostatecznie nad kwestią ochrony przed atakiem z powietrza, możemy próbować zminimalizować skutki ukąszeń. Zacznijmy od tych mniej poważnych, czyli swędzących bąbli zostawionych na naszym ciele przez meszki i komary. Poza uciążliwym dyskomfortem w postaci świądu i pieczenia nic wielkiego nam nie grozi, jeżeli nie jesteśmy uczuleni na te paskudy. Warto użyć żelu łagodzącego nieprzyjemne objawy. Czasem wystarczy jedna aplikacja, czasem swędzenie powraca i trzeba stosować smarowidła dłużej.
W tym miejscu należy podkreślić, że na myśli mamy meszki i komary z naszej strefy klimatycznej, bowiem w innych rejonach świata, szczególnie tropikalnych, owady roznoszą poważne choroby, na czele z malarią, która dla przedstawicieli naszego gatunku bywa śmiertelna. Tam należy mieć przy sobie leki, które mogą uratować pokąsany tyłek.
Są jeszcze inni przedstawiciele owadów latających, którzy sprawiają nam kłopoty. To osy i szerszenie. Z tymi pierwszymi sprawa jest dość prosta. Nie należy ich wkurzać, są zaś łasuchami, więc łatwo je zwabić do pułapek z feromonami. Gdy nie mamy nic fachowego pod ręką, bywa, że wystarczy pułapka zrobiona z butelki z resztką słodkiego napoju. Ukąszenie os jest bardzo bolesne i nieprzyjemne dla zdrowego dorosłego człowieka, poza cierpieniem nie ma jednak jakiś daleko idących skutków. Dramatycznie inaczej rzecz się ma w przypadku osób uczulonych lub małych dzieci. Pojawia się zagrożenie życia! Alergicy powinni zawsze mieć przy sobie leki na okoliczność ukąszenia, bowiem reakcje uczuleniowe bywają gwałtowne, pomoc może nie dotrzeć na czas.
Większym kalibrem od osy jest szerszeń. On już nie bzyka, a buczy jak bombowiec. Ten dźwięk jest sygnałem do szybkiej ewakuacji lub wezwania fachowych posiłków. Absolutnie nie wolno wojować z tym wrogiem, bowiem ukąszenie przez tego owada nawet dla zdrowej osoby dorosłej może skończyć się tragicznie. Aby pozbyć się gniazda szerszeni, najlepiej zadzwonić na numer alarmowy lub do Straży Pożarnej – oni dysponują profesjonalnymi metodami pozbywania się tych przerażających owadów.
W naszych szerokościach geograficznych największy problem stanowią choroby roznoszone przez kleszcze. Są one śmiertelnie niebezpieczne nie tylko dla czworonożnych pupili, ale, niestety, również dla nas, a szczególnie dla dzieci. Z powodu krótkich i ciepłych zim ich okres aktywności stale się wydłuża, więc już w lutym należy mieć na uwadze, że ten podstępny krwiopijca nas zaatakuje. Co gorsza, nie czujemy, gdy kleszcz wpina się w skórę, bo znieczula miejsce, w którym to robi. Możemy próbować się zabezpieczać, ale warto też po każdym spacerze na łonie natury dokładnie sprawdzać nasze ciała. Kleszcze lubią instalować się w jego zakamarkach, fałdkach i mało dostępnych miejscach. Jeżeli dojdzie do ukąszenia, należy stwora jak najszybciej usunąć, a po jakimś czasie przebadać się, bowiem nawet ugryzienie, po którym nie wystąpił rumień, mogło zostawić pamiątkę do końca życia w postaci boreliozy. Jest to paskudna i podstępna choroba, która toczy nasz organizm często bezobjawowo, a pojawiające się symptomy świadczą już niestety o jej zaawansowaniu. W przypadku braku leczenia borelioza jest chorobą śmiertelną, więc naprawdę nie ma żartów.
Drugą niebezpieczną chorobą przenoszoną przez te pajęczaki jest KZM (kleszczowe zapalenie mózgu), które może zakończyć się śmiercią. Wirus KZM może wywołać zapalenie opon mózgowych i mózgu. Nie ma na nie lekarstwa przyczynowego, gdy już dojdzie do choroby, możliwe jest tylko leczenie objawowe. Co więcej, z powodu długofalowych skutków neurologicznych po przebyciu tej choroby z powikłaniami zmaga się ok. 27% dzieci i aż 42% dorosłych.
Jedyna dobra wiadomość jest taka, że przeciwko KZM można się zaszczepić, a skuteczność tego szczepienia jest bardzo wysoka, wynosi 99%. Czy warto? Nie trzeba być tytanem intelektu, żeby odpowiedzieć na to pytanie.
Co roku z nastaniem wiosny jesteśmy wciągnięci w tę wojnę podjazdową, czy nam się to podoba, czy nie. W zależności od położenia geograficznego i warunków pogodowych problem ma różne nasilenie. Bywa, że kempingi, chcąc zdjąć problem z głowy wypoczywających gości, podejmują działania insektobójcze w postaci specjalnych oprysków zieleni. Jednak zgodnie z dewizą: umiesz liczyć, licz na siebie – najlepiej osobiście zadbać o własny komfort i bezpieczeństwo. Od naszego przygotowania zależy bowiem nie tylko beztroski wypoczynek, ale czasem też zdrowie i życie.
Bzykanie w czasie wypoczynku ma wiele zalet, o których wszyscy wiedzą, jednak lepiej zatroszczyć się w tym celu o lepsze towarzystwo niż owady!
Manuela Warzybok
Artykuł pochodzi z numeru 3 (117) 2024 r. magazynu „Polski Caravaning”.
Chcesz być na bieżąco? Zamów prenumeratę – teraz jeszcze taniej i szybciej.