Instalacja gazowa w kamperze i przyczepie to nasza pięta achillesowa. Sytuacja jest zła przede wszystkim z powodu braku regulacji prawnych w tym zakresie. Nie ma wymogu, by instalacja otrzymała certyfikat bezpieczeństwa (nie ma też takiego certyfikatu!), nie ma umocowanej prawnie instytucji, która by instalacje dopuszczała do użytku. Artykuł na ten temat opublikowaliśmy już w drugim numerze „Polskiego Caravaningu”, jednak... przeszedł kompletnie bez echa. Dlaczego? Przypominamy więc go prawie w całości, prosząc Czytelników o listy i propozycje.
W Europie istnieje wymóg kontroli raz na dwa lata. Jej pozytywny efekt, to między innymi odpowiednia nalepka na pojeździe, mówiąca o jej przeprowadzeniu i przydatności. Ta nalepka sygnalizuje: mam bezpieczną i sprawną instalację. W Polsce tego nie ma. Nigdy nie wiemy, czy kamper stojący obok nas posiada sprawną instalację, czy właściciel przy niej nie majstrował, czy nie oszczędził na – zbytecznych jego zdaniem – zabezpieczeniach.
Powody
Powodem takiego stanu jest brak świadomości zagrożeń albo lekceważenie ich. Nie wszyscy zdają sobie sprawę, że zimą czysty propan odparowuje w temperaturze do minus 40 stopni Celsjusza, podczas gdy butan przy temperaturze 0 stopni Celsjusza już nie odparowuje. Dla ludzi gaz to po prostu gaz – bez wnikania w szczegóły. Ten brak wiedzy może być bardzo niebezpieczny.
Majsterkowicze
Osobnym problemem jest domowe majsterkowanie przy instalacji gazowej. W Polsce nagminnie spotyka się np. stosowanie węży ogrodowych jako węży gazowych! Wystarczy, że taki wąż ma odpowiednią średnicę, a już ,,się nadaje”. Otóż nie nadaje się, bo wąż zastosowany w instalacji gazowej oprócz odpowiedniej średnicy musi spełniać jeszcze inne wymogi: posiadać odpowiednią odporność na ciśnienie, wysoką i niską temperaturę. Jednak niektórzy użytkownicy nie przejmują się takimi ,,drobiazgami”, bo przecież ogólnie wiadomo, że Polak zna się na wszystkim...