Ten, kto ma kampera i gromadkę dzieci, wie, że praktycznie każdy wyjazd trzeba zaliczyć do tych „aktywnych”. Gdzie w sezonie wakacyjnym znajdziemy jednocześnie spokój, ciszę, względnie niewielkie kolejki, a przy okazji sporo ciekawych atrakcji dla dzieci i dorosłych? Na Słowenii!
Słowenia to państwo położone w Europie Środkowej, częściowo nad Morzem Adriatyckim. Sąsiaduje z Włochami, Austrią, Węgrami i Chorwacją. Każdy z jej sąsiadów jest chętnie odwiedzany przez brać caravaningową. A Słowenia? Można odnieść wrażenie, że jest pomijana...
Postanowiliśmy to zmienić. Dwie rodziny, cztery dorosłe osoby, trójka dzieci i cel: słoweńskie wybrzeże. Z Krakowa postanowiliśmy przejechać m.in. przez Austrię. Każda z naszych pociech mogła wybrać jedną atrakcję do odwiedzenia. Zanim więc dotarliśmy do Słowenii, przez kilka dni krążyliśmy po Austrii. To tam trafiliśmy na małą miejscowość (Lanckoron), w której swobodnie poruszały się... makaki! Przewodnik chętnie oprowadził całą wycieczkę po specjalnie zaprojektowanym parku „Affenberg”. To jeden z nielicznych rezerwatów na świecie, gdzie te zwierzęta żyją prawie jak na wolności. Bilet wstępu kosztuje zaledwie kilka euro – z pewnością warto.
Wróćmy jednak do samej Słowenii. Gdy dotarliśmy do celu, czyli słoweńskiego wybrzeża, przeżyliśmy... gigantyczne rozczarowanie! Na miejscu zatrzymaliśmy się około godziny 18:00. Naszym oczom ukazały się betonowe schody prowadzące do morza i tłum ludzi. Wokół było pełno drobnych „budek” i każda forsowała swój styl muzyczny. Ten gwar zdecydowanie nie przypadł nam do gustu. W Piranie (miasto na słoweńskim wybrzeżu, leżące na półwyspie o tej samej nazwie) zjedliśmy kolację, położyliśmy się spać, a o 8:00 następnego dnia już byliśmy w trasie. Jeżeli koniecznie chcecie odwiedzić słoweńskie wybrzeże, to warto to zrobić tylko dla tego miasta. Położone na samym cyplu (notabene o tej samej nazwie) otoczone jest murem w starym stylu. Do tego wąskie uliczki, przesmyki, domy z kamieni – Piran ma swój klimat.
Ach te parki narodowe
Ruszyliśmy właściwie bez planu w kierunku słoweńskich parków narodowych. Musieliśmy przejechać około 170 km, by dotrzeć do Parku Narodowego Triglav. To był strzał w dziesiątkę! Cały region jest niezwykle piękny i urzekający, rzekłabym, że wręcz obłędny. Sam park rozciąga się wzdłuż słoweńsko-włoskiej granicy i obejmuje około 84 km2 południowo-wschodniej części Alp. Jest też jednym z najstarszych tego typu obiektów w Europie.
Zatrzymaliśmy się na kempingu wysoko w górach – w idealnym miejscu dla kogoś, kto lubi ciszę i spokój. Liczne szlaki górskie (dobrze oznaczone i odpowiednio zabezpieczone) pozwalają nacieszyć oko niezwykłymi widokami. Triglav to świetne połączenie fauny, flory i dziedzictwa kulturowego. To tutaj znajdują się też góra Triglav oraz multum innych szczytów o wysokości powyżej 2000 m n.p.m. Nie brakuje tras dla rowerów górskich, spływów kajakowych, rejsów. W parku znajdziemy m.in. jezioro Bohinj – największy obiekt polodowcowy w Słowenii. Kąpiele? A jakże! Kąpaliśmy się w górskich rzekach, dosłownie między rybami. Temperatura wody oscylowała wokół 20 stopni, więc warunki były idealne. Nasze dzieciaki robiły „tamy” z kamieni, by zwiększyć głębokość strumieni. Od razu odpowiadam: po parku możemy chodzić wszędzie, kąpać się w rzekach, swobodnie korzystać ze wszystkich zboczy, szlaków, skał. Warunek jest jeden – pozostawiamy po sobie porządek.
Jezioro Bled
W wielu przewodnikach znajdziecie informację, że to „wizytówka tego kraju” i trudno się z tym nie zgodzić. W internecie jest multum zdjęć sporego akwenu wodnego z charakterystyczną małą wysepką, na której znajduje się niewielki kościół. Widoki? Genialne, niezwykłe, fantastyczne. Nie ma takich słów, które oddałyby magię tego miejsca. A co z atrakcjami? Przede wszystkim wycieczki wokół jeziora. Po drodze trafiliśmy na aquapark ulokowany na samym jeziorze – dzieciaki były zachwycone. Woda jeziorze była ciepła, kolejny plus. Na charakterystyczną wyspę na środku można dostać się łodzią z przewodnikiem (tak zwane „zorganizowane wycieczki”) lub samodzielnie wynająć małą łódkę. Polecam tę opcję – sama podróż jest już dużą atrakcją, a wyspa to tak naprawdę dodatek. No i możemy stanąć tam, gdzie tylko chcemy.
Ważne: w podróż po Austrii i Słowenii wybraliśmy się w sierpniu. Zwłaszcza w weekendy na drogach dojazdowych do jeziora tworzą się gigantyczne korki. My ominęliśmy je w prosty sposób – na kemping przyjechaliśmy w piątek, a wyjechaliśmy zeń w poniedziałek.
I wodospady
Tych jest kilka do wyboru (podobnie jak jaskiń, o których za moment). My zdecydowaliśmy się na Kozjak. To niewielki potok położony w dolinie rzeki Soczy, który w pewnym momencie przeistacza się w 15-metrowy Veliki Kozjak. Wody potoku spadają do przepastnej zacienionej groty oświetlonej jedynie promieniami wpadającymi przez wąską szczelinę w stropie. Całość, podobnie jak Słowenia, prezentuje się niesamowicie. Znaleźliśmy tu także małą, klimatyczną, lokalną knajpkę. Wyobraźcie sobie taki widok: siedzicie wysoko w górach, stoły są ustawione na zewnątrz, jecie naprawdę pyszne jedzenie i przy okazji wzrokiem ogarniacie wszystko wokół. Dorośli byli zachwyceni, a dzieci wyjątkowo doceniły lokalną kuchnię.
Kilometrowe jaskinie
Jeżeli Słowenia, to oczywiście jaskinie. Od razu zaznaczamy: bilety uprawniające do ich zwiedzania warto kupić wcześniej przez internet. Na miejscu kolejki są bardzo duże, chętnych nie brakuje. Czy warto? Zdecydowanie. Na przykład Jaskinia Postojna to labirynt ciągnący się przez aż 24 km! Polecamy przede wszystkim ją, ponieważ to jedyne miejsce na świecie, które możemy zwiedzić z pokładu wagonika podziemnej kolejki. Efekt jest oszałamiający. Trasa liczy około 4 km, do dyspozycji otrzymujemy oczywiście doświadczonego przewodnika. Nie sposób też pominąć bogactwa, różnorodności i wyjątkowej urody form krasowych tu występujących. Czuliśmy się troszkę jak Indiana Jones. Warto!
Dobra rada: warto wziąć ze sobą ciepłe ubranie. Najkrótsza trasa liczy około 5 km, więc na jej eksplorację potrzebujemy kilku godzin. Nawet jeżeli na zewnątrz panuje typowo letnia aura, w jaskini temperatura nie przekracza 10 stopni. To ważne przede wszystkim w kontekście podróżowania z dziećmi.
Przez 2 tygodnie łącznie pokonaliśmy ponad 4000 km. Kempingi, na których się zatrzymywaliśmy, były zazwyczaj w porządku. Charakteryzowały się dobrą infrastrukturą, w miarę czystymi sanitariami, ale bez dodatkowych atrakcji. Oceniłabym je na takie 3+ w szkolnej skali. Na wielu parcelach zamiast trawy było błoto, które uwielbiało „wciskać się” do naszych kamperów. Generalnie nie powinniśmy narzekać.
Jak można podsumować Słowenię? Zdecydowanie warto ją zwiedzić, ale szukając nieco mniej oczywistych atrakcji. Gwarantuję, że ten kraj pozostawi w waszych głowach niezwykłe wspomnienia. To idealne miejsce dla par, samotników, ale też rodzin z dziećmi. Wypoczniecie i będziecie się świetnie bawić. A chyba o to w tym wszystkim chodzi, prawda?
tekst: Monika Zawilińska
opracowanie: Bartłomiej Ryś
Artykuł pochodzi z numeru 3 (88) 2019 r. magazynu „Polski Caravaning”.
Chcesz być na bieżąco? Zamów prenumeratę – teraz jeszcze taniej i szybciej.