artykuły

podrozePODRÓŻE
ReklamaBilbord - polboat 08.07-21.07 Sebastian

Śladami Jedwabnego szlaku, cd.

Czas czytania 13 minut
Śladami Jedwabnego szlaku, cd.

Już wiele nauczyliśmy się i przeżyliśmy podczas drogi do Syrii (o tym w poprzednim wydaniu „PC”). Ale to wciąż mało w porównaniu z tym, co spotkało nas w kraju docelowym naszej wyprawy...

Stoimy na syryjskiej granicy już czwartą godzinę, czekając na wjazd. Nadgorliwym urzędnikom brakuje w naszych paszportach pieczątek wyjazdowych z Turcji. Niekompetentny pracownik służby celnej na granicy bułgarsko-tureckiej zapomniał nam wbić wjazdowych, a w następstwie tego, opuszczając terytorium Turcji, nie mogli nam wbić wyjazdowych. Za czyjeś niedopatrzenie my ponosimy konsekwencje... Jest już ciemno i mamy spore obawy czy w ogóle uda nam się wjechać. Czekając na decyzję, urządziliśmy sobie kolację w naszym azylu, czyli przyczepie kempingowej, którą dzielnie ciągniemy za naszym autem od samej Warszawy. Obawiamy się, że strażnicy skończą na dziś pracę i granica zostanie po prostu zamknięta. Pogodziliśmy się już nawet z opcją spania w tym miejscu. Po pięciu godzinach czekania pojawiła się przy bramkach nowa zmiana. Ponownie ruszyliśmy więc w kierunku właściwego okienka. Młody, energiczny pracownik, nawet za bardzo nie zagłębiając się w nasze papiery, przybił pieczątki pozwalające na wjazd. O godz. 20. wymęczeni przekraczamy granicę, wnosząc przy tym opłatę wjazdową 230 euro.

Śladami Jedwabnego szlaku, cd. 1

Mimo średnio zachęcającego szyldu, kemping okazał się całkiem przyzwoity.
Śladami Jedwabnego szlaku, cd. 2

Wybór kempingu
W Syrii nie działa GPS, więc musimy posługiwać się mapą, co niestety nie zawsze jest proste, gdyż nazwy miast często pisane są tylko w języku arabskim. Zaraz za granicą widzimy szyld kempingu. Zatrzymujemy się i podbiega Syryjczyk, próbując nas zachęcić do noclegu. Jest już całkiem ciemno. Szyld na bramie wjazdowej do kempingu zachęca kolorowymi neonami, ale mimo wszystko mamy obawy. Kemping przy głównej trasie nie wydaje nam się rozsądnym rozwiązaniem – szukamy przecież ciszy i spokoju. Za chwilę przybiega kolejny Arab i okazuje się, że potrafi porozumieć się po polsku. Jest mocno przekonywujący tłumacząc, że dalej nie ma dobrych kempingów. Gdy nie jest się czujnym, można łatwo nabrać się na jego handlowe sztuczki. My jednak postanawiamy jechać dalej i nie żałujemy decyzji. Wieczorem miasto tętni życiem; ulice są przepięknie kolorowe od neonów. Trzeba bardzo uważać na drodze, gdyż w miastach panuje duży ruch pieszych i rowerzystów. Następny kemping znajduje się po prawej stronie niewielkiej drogi (ok. 8-10 km za przecięciem dróg 5 i 62 zjazd w lewo z szyldem kempingu Salaam Abu Jabr). Docieramy tam zupełnie po ciemku. W środku jest przyzwoicie. Kameralny ogródek prowadzony przez spokojną rodzinę z miejscami na kilka samochodów, schludna łazienka i WC w cenie 15 euro za noc. Do tego żona właściciela jest miłą i uśmiechniętą kobietą, która bez problemu porozumiewa się z gośćmi w języku angielskim, niemieckim i francuskim.
Śladami Jedwabnego szlaku, cd. 3
ReklamaŚladami Jedwabnego szlaku, cd. 4

Na bazarze w Aleppo można kupić wszystko!

Z mężczyzną przy boku
Następnego dnia, wypoczęci i odpowiednio ubrani, jedziemy zwiedzać Aleppo. Z szacunku dla kultury zakrywam nogi chustą, ale zasłonięte ramiona to dla mnie już zbyt wiele... Aleppo to drugie co do wielkości, po Damaszku, miasto na świecie, nieprzerwanie zamieszkane od 8 tys. lat! Dziś w mieście panuje niemiłosierny upał. Ulice i budynki są mocno nagrzane słońcem, co jeszcze bardziej potęguje uczucie gorąca. Jesteśmy spoceni, ale dzielnie idziemy zwiedzać jeden z największych bazarów na Bliskim Wschodzie. Można tu kupić dosłownie wszystko. Trzeba mieć dobrą orientację i czujność, żeby się nie pogubić wśród wąskich, podobnych do siebie korytarzy. Ciągle zaczepiają nas sklepikarze. Są mistrzami w zagadywaniu i „wciskaniu” wszystkiego, co mają do zaoferowania. Jeśli jest się podatnym na takie sztuczki, można tu zostawić sporo pieniędzy i zmarnować wiele godzin. W międzyczasie słychać nawoływania do modlitwy. Mężczyźni tłumnie podążają do pobliskiego meczetu, kobiety szczelnie owinięte szatami przemykają niezauważalne gdzieś za naszymi plecami. Dobra rada dla turystek – kobieta mająca przy swoim boku mężczyznę, nigdy nie zostanie zauważona i zaczepiona przez Araba, ze względu na szacunek do tego mężczyzny. Religia w tym kraju jest bardzo mocno zakorzeniona i widoczna. Meczety, kapliczki i ołtarzyki do modlitw są wszechobecne. Mężczyźni, gdy nie mogą dotrzeć do meczetu, klękają na swoich małych dywanikach gotowi do modlitwy w miejscu, w którym akurat się znajdują. Przebywając między nimi, dziwnie jest tak stać i po prostu przyglądać się temu, więc nawet dla własnego komfortu psychicznego lepiej jest wyjść. Spacerując po syryjskim bazarze, co chwila słyszymy pojedyncze polskie słowa rzucane przez miejscowych. Domyślamy się, że polski turysta jest tu często widziany. Targując się przy jednym ze straganów (targowanie się jest tu bardzo mile widziane i należy do powinności kupującego), zaczepia nas Syryjczyk i mówi, że ostatnio był w Krakowie i chce tam otworzyć sklep ze srebrem. Opowiada o swoich osiągnięciach i rodzinie. W Syrii rodzina to powód do dumy i każdy chce się nią chwalić. Jako słuchacz, należy zawsze wyrażać podziw, gdyż jego brak może być źle odebrany przez Syryjczyka. Mężczyzna oprowadza nas po bazarze, mówiąc co i gdzie można kupić. Robimy pamiątkowe zdjęcie, wymieniamy się telefonami, życzymy mu powodzenia i ruszamy dalej.
Śladami Jedwabnego szlaku, cd. 5
ReklamaŚladami Jedwabnego szlaku, cd. 6

W sąsiedztwie bazaru znajduje się cytadela, ze szczytu której rozpościera się piękny widok na miasto.
Śladami Jedwabnego szlaku, cd. 7

Dla turysty nie znającego arabskiego największym problemem jest zrozumienie znaków drogowych.

Zimne piwko? Zapomnij!
Będąc w Aleppo, trzeba również zajrzeć do cytadeli znajdującej się w bezpośrednim sąsiedztwie z bazarem. Rozciąga się z niej przepiękny widok na miasto i warto jest w upale wspiąć się na szczyt, aby w finale ukoić wzrok tym widokiem. Z tej perspektywy miasto wygląda na jednobarwne, piaskowe z wyraźnie wyrastającymi gdzieniegdzie meczetami. W drodze powrotnej na kemping mijamy Aqua Park. Chcielibyśmy skorzystać, ale trwa ramadan i park jest zamknięty. Od Syryjczyka, który prowadzi kemping dowiadujemy się również, że w Syrii nie ma żadnych ładnych plaż nad morzem (poza hotelowymi), na których można się kąpać. Rezygnujemy zatem z podróży na wybrzeże. Alkoholu (w tym piwa) również nigdzie teraz nie kupimy, nawet u niego. A przy wieczornym grillowaniu marzy się nam ten chmielowy napój. Na pocieszenie dostajemy od właściciela kempingu figi prosto z drzewa. Są wyśmienite!

Prawdziwe więcej za mniej
Syryjczycy są bardzo przyjaźnie nastawieni, uśmiechnięci, spokojni i pomocni. Z wielkim entuzjazmem przyjmowane były przez nich nasze próby powiedzenia czegoś w ich języku. Nawet dla takiej radości warto było próbować mówić po arabsku. Niezrozumiały natomiast dla nas był sposób targowania. Kupując wazon sprzedawca chciał 4000 funtów syryjskich (ok. 70 euro). Zaproponowaliśmy mu cenę 3000. Początkowo nie chciał się zgodzić, ale w końcu na nią przystał. Wręczyliśmy mu 3000, po czym on oddał nam 1000 i powiedział, że jego cena może wynosić 2000. Byliśmy zdziwieni. Odchodząc z nowym nabytkiem, dostaliśmy jeszcze jeden w prezencie. W rezultacie wyszliśmy z dwoma ręcznie wykonanymi wielkimi wazonami za 35 euro.
Śladami Jedwabnego szlaku, cd. 8

Obecnie ruiny są już udostępnione turystom.

Kto pyta – nie błądzi
Po naszych zakupach i zwiedzeniu tego ciekawego miasta, następnego dnia wyruszamy w stronę Palmyra, przez Apamea. Odległość 560 km pokonujemy w 12 h. Startujemy o 7.30. Mimo wczesnej pory wita nas upał i bezwietrzna pogoda, ale nie zraża nas to i zgodnie z planem zmierzamy w kierunku pustyni. Drogi w Syrii są całkiem dobre. My ze swoją przyczepą nie mieliśmy żadnych kłopotów w przemieszczaniu się. Mimo panującego ogólnego bałaganu, szczególnie w miastach, ruch odbywa się całkiem płynnie. Na drogach nie ma wyznaczonych pasów, każdy jeździ jak chce, tam gdzie ma miejsce. Generalnie kierowcy uważają na siebie nawzajem i nie ma między nimi złośliwości. Jeśli pali się czerwone światło, a poprzeczna droga jest pusta, wszyscy jadą dalej, usprawniając w ten sposób ruch. Ze szczególną uwagą traktowani są piesi, gdyż jego potrącenie jest zawsze winą kierowcy. Dla turysty nieznającego arabskiego największym problemem jest czasem znalezienie właściwej drogi i zrozumienie znaków.

Ominąwszy Aleppo, kierujemy się na bezpłatną dobrą drogę M1 w kierunku Damaszku. Ok. 25 km za rozjazdem dróg M1 i M5 trzeba przed samym miastem i wiaduktem skręcić w prawo, następnie, przejeżdżając przez rondo prosto, kierować się na miejscowość Serdjilla. Nie ma oznaczeń, z których można by skorzystać, dlatego trzeba wspomóc się wiedzą mieszkańców, którzy doskonale przeczuwają, gdzie chce się dojechać i od razu wskazują kierunek. My z początku chcieliśmy być mądrzejsi i mieliśmy plany dotrzeć tam bez pomocy, co skończyło się niepotrzebnym błądzeniem z przyczepą po wąskich i lekko wznoszących się i opadających w tym rejonie uliczkach. Do niedawna ruiny w tej okolicy były zupełnie „dzikie”, zarośnięte. Obecnie zostały oczyszczone i udostępnione do zwiedzania. I tak, choć panuje straszliwy upał i powietrze wręcz stoi w miejscu, dzielnie zwiedzamy i zaglądamy w każde miejsce. Warte obejrzenia jest również Apamea i fantastyczny rząd kolumn, które ciągną się przez ok. 1 km!
Śladami Jedwabnego szlaku, cd. 9

Norie, czyli publiczne kąpieliska, to wybawienie od upału, ale tylko dla mężczyzn...

Przyjemne dla ucha
Wracamy na drogę M1 i podążamy w kierunku Hama – miejsca malowniczo położonego nad rzeką Asi Hama. Ogromne drewniane koła wodne zwane noriami, które chcemy zobaczyć są największą atrakcją tego miasta. Kręcąc się, wydają taki dźwięk dla ucha ludzkiego, że trudno jest się oderwać od słuchania. Jest niepowtarzalny i nie można nigdzie indziej go usłyszeć. Czytając gdzieś o tym, trudno było nam to zrozumieć, ale rzeczywiście niepowtarzalność i rodzaj tego dźwięku hipnotyzuje słuchacza. Szukając głównej norii, trafiliśmy na kąpielisko i mieliśmy nadzieję na kąpiel, jednak podchodząc do wody... staliśmy się atrakcją dla miejscowych! Wszystkie oczy były skierowane na nas! W całym tym tłumie nie było ani jednej kobiety, co spotęgowało zainteresowanie nami. Mając na sobie niezliczoną ilość par oczu, szybko wycofałyśmy się z tego miejsca, czując się bardzo niekomfortowo. W Syrii kobiety publicznie nie korzystają z kąpielisk...
Śladami Jedwabnego szlaku, cd. 10

Warto zatrzymać się na kempingu Al-Baider.
Śladami Jedwabnego szlaku, cd. 11

Na pustyni obserwuj pogodę!
Z Hama kierujemy się do Hims, a potem na drogę nr 3 i obieramy kierunek na Palmyre. W Hims trzeba uważać, aby nie wjechać na obwodnicę, gdyż wówczas można zapomnieć o znalezieniu właściwej drogi. Warto pamiętać o zatankowaniu auta, gdyż potem na całym odcinku 160 km nie ma żadnej stacji benzynowej. Do oazy docieramy o 19.30, nie zdając sobie sprawy jak daleko jesteśmy od domu... Kemping, na którym stacjonujemy jest całkiem przyzwoity, z basenem usytuowanym na tyłach świątyni królowej Zenobii (AE-Baider, e-mail: albaidergarden@hotmail.co.uk). O godz. 8.00 rano budzi nas silny wiatr. Zmierzając na pustynię, jedziemy główną (asfaltową) drogą starożytnego Tadmuru. Mimo wczesnej pory jest bardzo ciepło, wręcz upalnie, ale dzięki temu, że wieje wiatr nie odczuwa się gorąca. Menadżer kempingu wyjaśnił nam, że zazwyczaj wieje do godz. 13.00 (tj. 14 miejscowego czasu). Później ustaje i trzeba się ewakuować z pustyni, gdyż temperatury są zbyt wysokie. Średnia temperatura w cieniu to 45°C! Z ciekawością wyruszamy na pustynię. Ok. godz. 13.00 wiatr ucicha i robi się niemiłosiernie gorąco. Powietrze zastyga w bezruchu i zostaje tak do późnego wieczora. W nocy znów zaczyna wiać. Wbrew naszym zwyczajom, przy takich warunkach trzeba się ubrać, nie rozebrać. Powietrze na pustyni jest suche, co powoduje, że mniej się pocimy, a długie ubranie chroni nas przed palącym słońcem. Zakładając długie zwiewne rzeczy, upał wydaje się aż tak bardzo nie przeszkadzać. Nocą, gdy nie ma już słońca, temperatura spada i robi się „rześko”.

Co obiekt, to ciekawszy
Zwiedzana przez nas Palmyra i Dolina Grobowców to najwspanialsze antyczne ruiny na Bliskim Wschodzie. Niesamowity widok roztacza się z pobliskiego zamku arabskiego, usytuowanego na wzgórzu. Wdrapanie się tam graniczy (przy tych temperaturach powietrza) z cudem, dlatego lepiej pojechać samochodem, a dojechać można praktycznie na sam szczyt. Grobowce wznoszone były nad i pod ziemią. We wnętrzu wież na kilku piętrach budowano wąskie i długie nisze, w których chowano zmarłych. Najlepiej zachowana wieża Elahbel pochodzi z 103 r. i pochowano w niej ok. 300 zmarłych. Innym typem grobowca jest podziemna krypta zwana hypogeum. Stojąc tu, czuje się spokój i wolność od codziennych trosk. Czas jakby zatrzymał się w miejscu. Przebywając tam nawet przez kilkanaście minut, nic się nie zmienia, nic się nie dzieje – nie przelatuje samolot, nie jeździ samochód, nie słychać i nie widać żadnych śladów życia... Ma się wrażenie, że ten krajobraz jest niezmienny od wieków. To coś nieprawdopodobnego. Warto było, dla tych kilkunastu minut, przyjechać tu aż z Warszawy.
Śladami Jedwabnego szlaku, cd. 12

Palmyra i Dolina Grobowców to najwspanialsze antyczne ruiny na Bliskim Wschodzie. W tle, na wzgórzu, widać zamek arabski.

Herbatka u Beduinów
Jeżdżąc po pustyni, wjeżdżając w boczne uliczki, niekiedy zawracając na inną drogę, natrafiliśmy w końcu na szosę niejako wyznaczoną przez pnie palm. Trasa ta doprowadziła nas do wioski zamieszkałej przez rodzinę beduinów. Niestety, nie mówili oni po angielsku, więc skorzystaliśmy z naszych arabskich rozmówek i dowiedzieliśmy się, że mieszkają tu przez cały rok – wiosną i latem, śpiąc pod gołym niebem. Zimą korzystają z jednego z glinianych domów.

Zapraszają nas do siebie na herbatę. Na żwirowym podłożu porozkładane są dywany, na których toczy się życie rodzinne. Przed palącym słońcem chroni ich tylko płócienny materiał rozciągnięty jak tropik od namiotu. Otrzymujemy wygodne poduchy do siedzenia, siadamy z gospodarzami po turecku i dostajemy gorący i bardzo słodki napój, na który żadne z nas nie ma ochoty. Jednakże trochę przez ciekawość smaku, a trochę z uprzejmości częstujemy się nim; smakuje wyśmienicie i na długo gasi pragnienie. W efekcie za gościnę życzą sobie 40 euro. Ostatecznie płacimy jedną czwartą tej kwoty.

Wieczorem w przyzwoitej restauracji na kempingu rozkoszujemy się podanymi nam specjałami, a potem chłodzimy się w basenie, który usytuowany jest przy samej starożytnej świątyni w otoczeniu soczystej miejscowej zieleni. Istny relaks! Za trzy noce pobytu z kolacją, codziennymi napojami (w tym piwem, ponieważ Menadżer obiektu jest Beduinem i nie obowiązuje go ramadan) płacimy 40 euro. Bardzo przyzwoita cena za warunki i rodzinną atmosferę, którą tu mieliśmy.
Śladami Jedwabnego szlaku, cd. 13

Beduini to bardzo mili ludzie.

Niezapomniane krajobrazy
Następnego dnia, o godz. 8.30 rano opuszczamy to cudowne miejsce, kierując się drogą nr 7 na Ar-Rusafa. To najcięższy odcinek trasy, gdyż ruch turystów zwykle się tu nie odbywa i drogi nie mają oznaczeń przyjaznych dla cudzoziemców. Jedziemy, śledząc uważnie mapę. Po ok. 75 km w As Sukhnah należy skręcić w lewo. Kierujemy się dobrą jakościowo drogą, przez pustynię 200 km na północ. Po drodze czasem mijamy beduińskie osady usytuowane wokół jedynej drogi w sercu syryjskiej pustyni. Co kilkadziesiąt kilometrów napotykamy również na nieduże wioski, których małe lepianki z gliny wydają się opuszczone. Dopiero jak podjeżdżamy okazuje się, że tętni w nich życie. Dzieci machają do nas uśmiechnięte, dorośli wyglądają z zaciekawieniem. Z pewnością samochód z przyczepą kempingową z innego, odległego kraju nie jest dla nich częstym widokiem.

Po przejechaniu ok. 100 km piasek pustynny zmienia się ze skalistego na bardziej sypki. Zaczynają się większe równiny, a kępy szarozielonych traw wyłaniają się nieśmiało z piasku. Przez wiele kilometrów przemierzamy samotnie pustynne tereny, nie mijając nikogo, a mając nadzieję, że podążamy we właściwym kierunku. Tylko słońce, które nieprzerwanie nam towarzyszy, daje poczucie właściwego kierunku. Jadąc przez pustynię, należy zaopatrzyć się w odpowiedni zapas paliwa i wody do picia. Koszt tego pierwszego to ok. 0,30 eurocenta za litr, czyli ok. 1 zł. Po kilku godzinach dojeżdżamy do Ar-Rusafa – bizantyjskiego miasta rozciągającego się na pustkowiu, niemal na skraju pustyni. Turyści rzadko tu dojeżdżają. Panuje spokój i cisza. Ruiny zajmują wielki kwadratowy obszar otoczony imponującymi, ciągnącymi się przez 2 km murami obronnymi. W obecnej formie miasto powstało w ok. 530 r. Wtedy dawne mury z suszonej glinianej cegły zastąpiły potężne, stojące do dziś kamienne umocnienia. Jesteśmy zmęczeni przebytą tu drogą, ale mimo wszystko spodobało nam się to miejsce.
Śladami Jedwabnego szlaku, cd. 14

Okazuje się, że gorąca herbata potrafi ugasić pragnienie.

Wjeżdżamy na drogę nr 4 w kierunku Aleppo i dalej w stronę Turcji. Na granicy jesteśmy ok. 16.00. Tym razem odprawa trwała 2 h. Płacimy 35 euro za wyjazd z Syrii i 80 euro za wjazdowe wizy tureckie. Zostawiamy za sobą Syrię, ale od razu za nią tęsknimy. Te surowe krajobrazy, pustynne przestrzenie, spokój, prostota życia i zupełnie inna kultura daje przedsmak Wschodu i z pewnością na długo nie da o sobie zapomnieć.

No i teraz w Turcji za paliwo musimy zapłacić już 1,5 euro za litr (ok. 6 zł)...

Tekst i zdj.: Urszula Kędzia


01.09.2011
Obserwuj nas na Google News Obserwuj nas na Google News