Setki kamperów, samochodów i przyczep kempingowych gromadzą się na granicy hiszpańsko-marokańskiej. Transport morski został wstrzymany, podobnie jak lotniczy. Turyści nie mają jak dostać się do Europy i wrócić do domów.
Caravaningowy utknęli przed hiszpańską enklawą Ceuta. To miasto położone na afrykańskim cyplu tworzącym Cieśninę Gibraltarską, niemal naprzeciw Gibraltaru. Marokańskie słońce przyciąga tych, którzy chcą przetrwać w zimę w ciepłych warunkach zwłaszcza, że prom kursujący z Algeciras w Hiszpanii do enklawy Ceuta płynie zaledwie 40 minut. W gigantycznym korku utknęli przede wszystkim turyści z Niemiec, ale też z Austrii, Szwajcarii czy Francji.
Wszystko rozpoczęło się 20 marca kiedy to marokańskie władze wprowadziły stan wyjątkowy i długą godzinę policyjną. Ustał cały ruch lotniczy, jest zakaz podróżowania pomiędzy miastami, wymagane jest zezwolenie na przemieszczanie się samochodem. Co ważne, przepisy tyczą się wszystkich: zarówno turystów jak i samych mieszkańców.
Już wcześniej caravaningowy podjęli decyzję o powrocie do domów kamperami i przyczepami kempingowymi. Jednak nagle, bez wcześniejszych informacji, hiszpańskie władze zamknęły przejścia graniczne w enklawach Ceuty i Melilli. Zablokowano przestrzeń powietrzną i zakończono ruch promów. Granica lądowa z Algierą jest zamknięta. Praktycznie wjazd i wyjazd z Maroka jest niemożliwy. Setki caravaningowców utknęło w gigantycznym korku. W samym porcie w Ceucie stoi około 70 przyczep.
Kiedy turyści będą mogli wrócić do domów? Nie wiadomo. Rząd w Madrycie mówi, że kierowcy samochodów kempingowych nie będą mogli wjechać nawet, jeśli są obywatelami UE. Swoboda przemieszczania została również ograniczona w Maroku. Więc dokąd jechać?Nie wiemy, czy w obecnej sytuacji mamy stać w korku i czekać na możliwość przeprawy promowej czy cofnąć się na parking. Obawiam się jednego: że na tym parkingu zostaniemy zapomnieni na kilka dni, tygodni lub nawet miesięcy - tłumaczy Lena i Matthis z Monachium, którzy utknęli przy próbie wyjazdu z Maroka.
Na szczęście, w Ceucie można zaopatrzyć się w niezbędną żywność i wodę pitną. Niemieckie ambasady wzywają caravaningowców do poszukiwania camper-parków, na których można znaleźć podłączenie do prądu oraz wody. Tam mają stanąć, przeczekać sytuację i czekać na możliwość powrotu do domów.
Nie jest to jednak jednak rozwiązanie idealne. Ci, którzy się na nie zdecydowali, ostrzegają innych.
Skierowano nas na taki parking, ale nie poinformowano, że nasza swoboda zostanie drastycznie ograniczona z chwili na chwilę. Nie możemy opuścić placu, nie możemy wyjść z kampera. Jesteśmy tu uwięzieni - mówi podróżnik z Berna.