Golden Gate City, The City, Fog City, The City by the Bay – to wszystko określenia jednego miasta. San Francisco w Kalifornii. Jedynego w swoim rodzaju, rozpościerającego się na 43 wzgórzach i urokliwie położonego na brzegu Zatoki San Francisco.
Tu mieszczą się siedziby rozpoznawalnych na całym świecie firm technologicznych takich jak między innymi: Salesforce, X (dawniej Twitter), Uber, Airbnb, Dropbox, Pinterest oraz niezliczone startupy o których być może kiedyś usłyszymy. Jednak nie o biznesie a do zwiedzania miasta chciałam Was zachęcić. Wystarczy bilet lotniczy, wykupiona i zaakceptowana wiza ESTA, ważny paszport i można planować wakacje! W moim przypadku leciałam liniami Lufthansa z przesiadką w Monachium. Bilet kupiłam z 8 miesięcznym wyprzedzeniem choć mam świadomość, że każdy ma swoją strategię na zakup biletów lotniczych.
Tytułem wstępu
Uprzedzam, bo sama się przekonałam na własnej skórze, że pomimo pięknego słońca czerwiec to wbrew pozorom dość zimny miesiąc. Wybieranie się na czerwcowe zwiedzanie w szortach, krótkim rękawku i sandałach było w moim przypadku nie najlepszym pomysłem. W mieście jest 14-16 stopni. Bądźcie mądrzy moim doświadczeniem i weźcie ze sobą koniecznie bluzę lub polar. Po godzinie 18. zdecydowanie się ochładza a to za sprawą nadciągającej z nad Pacyfiku mgły. Jest to widok jeden jedyny w swoim rodzaju. Powoli, statecznie i z żelazną wręcz konsekwencją nadchodzi niosąc z sobą wilgoć i zimno. Warto też wiedzieć, że San Francisco ma aż 17 mikro stref klimatycznych i nigdy nie wiecie w której się znajdziecie… Podobna jest też taka w której przez prawie cały rok jest mgła.
Jak najefektywniej spędzić 4 dni w San Francisco?
Delux Tour Bus
Deluxe Tour Bus z luksusem nie ma wiele wspólnego. To 2 piętrowe czerwone autobusy z odkrytym piętrem, które lata świetności mają już dawno za sobą ale dzięki nim wygodnie zwiedzicie miasto. Wsiadacie i wysiadacie. Możecie wysiąść na jednym przystanku i wsiąść po godzinie w kolejny autobus. Bilet 1 dniowy kosztuje 55$, dwudniowy to wydatek 65$ ale jak nie ma turystów to i 2 dniowy kupicie za 50$. Kupicie go na miejscu u kierowcy. Na pokładzie usłyszycie przewodnika – to unikalne doznanie, jedyne w swoim rodzaju ale więcej nie zdradzę. Przekonajcie się sami. Pierwszy przystanek jest na wysokości restauracji Queen`s Luisiana Po-boy Cafe znajdującej się na Pier 33 (to promenada ciągnąca się nad brzegiem morza od przystani promowej do Fishermans Wharf). Tak na marginesie warto do restauracyjki a właściwie baru zajrzeć i zjeść talerz krewetek (z frytkami i sałatką) w cenie 18$ czy Gambo Bowl w cenie 22$. Co prawda nie jest to kalifornijska kuchnia a luizjańska ale jest naprawdę smaczna.
No to wsiadamy do autobusu i w drogę
Pierwszy przystanek to Fishermans Wharf – miejsce na wskroś turystyczne. Mnóstwo sklepów z pamiątkami, restauracji, mariny jachtowe. Tu macie pół godziny na spacer czy zakupy. Następnie wsiadacie do kolejnego autobusu (wszystkie stoją w tym samym miejscu i są czerwone – nie ma więc szans żeby się zgubić).
Fishermans Wharf – miejsce na wskroś turystyczne. Mnóstwo sklepów z pamiątkami, restauracji, mariny jachtowe.
Golden Gate – to obowiązkowy przystanek, symbol San Francisco. Został otwarty dla ruchu w 1937 roku, jego długość to niecałe 3 km (dokładnie to 2737 metrów). Siedząc na piętrze autobusu trzymacie czapki, okulary i co tylko może odlecieć. Wieje i to koszmarnie. Zimnym wiatrem wieje – warto dodać. Widoki wspaniałe choć nie zawsze, bo bardzo często Golden Gate jest otulony mgłą. Mnie się udało zobaczyć go w pełnej okazałości i w słońcu choć we mgle też musi wyglądać bajecznie.
Golden Gate Bridge - szacuje się, że od otwarcia tej przeprawy przejechało nim około 1,6 miliarda pojazdów; jako most po którym przejazd jest płatny zarobił na swoją konserwację około miliarda dolarów
Wracamy z Golden Gate do centrum miasta. Przejeżdżamy koło bramy wejściowej do Chinatown. Jeśli macie czas i ochotę możecie tutaj wysiąść i przejść się po dzielnicy. Jednej z najstarszych i największych chińskich dzielnic w Stanach Zjednoczonych. Mnóstwo tradycyjnych chińskim sklepów i knajpek. Wąskie chodniki. Niech nie umkną waszej uwadze murale. Idealne do fajnych, pamiątkowych fotografii. Warto też poznać nieco historię chińskiej emigracji do Stanów.
Ciasteczko z przepowiednią? W Chinatown prawdopodobnie dostaniesz je w pierwszym odwiedzonym zakątku
A co z Lombard Street znaną jako „najbardziej kręta ulica na świecie”? Oczywiście jest! Tylko…. jeśli pamiętacie ją ze starych filmów to będziecie nieco rozczarowani. Zieleń pomiędzy zakrętami jest na tyle wysoka, że nie widać z żadnej perspektywy wszystkich zakrętów. Choć dla samej zieleni warto się wdrapać na wzgórze na którym ma swój początek.
Na tej ulicy może zakręcić się w głowie, w końcu Lombard Street to najbardziej kręta ulica na świecie!
Miejsce w którym możecie się zakochać to dzielnica Haight-Ashbury. To historyczna dzielnica znana z ruchu hippisowskiego lat 60. XX wieku i mająca nadal „ten” klimat. Fakt, nieco unowocześniony ale duchy Janis Joplin, The Grateful Dead, Jefferson Airplane czy Jimiego Hendrix`a są tu nadal obecne. Kolorowe sklepy, kafejki, oryginalne stroje na ulicach, kolorowe murale, urocze domki. Warto wybrać się tu na dłuższy spacer i złapać unikalny klimat tego miejsca.
Haight-Ashbury to dzielnica ruchu hipisowskiego, w której do dzisiaj na witrynach wielu sklepów króluje flower - power
Jeśli chcecie zobaczyć San Francisco z innej perspektywy zachęcam do spaceru na Coit Tower. Dojście to naprawdę bardzo strome uliczki ale widok rekompensuje wspinaczkę. Coit Tower znajduje się na szczycie Telegraph Hill i oferuje wspaniałe widoki na miasto i zatokę. Wieża została wybudowana w stylu Art Deco w 1933 roku i ma 64 metry wysokości. Wewnątrz wieży znajdują się ciekawe murale przedstawiające życie w Kalifornii w latach 30. XX wieku. Zostały one namalowane przez artystów w ramach projektu Works Progress Administration (WPA) podczas Wielkiego Kryzysu. Z platformy widokowej na szczycie wieży możecie podziwiać widoki na San Francisco, w tym most Golden Gate, most Bay Bridge, Alcatraz, Financial District oraz wiele innych ikon miasta. Przed wycieczką sprawdźcie do której godziny jest możliwy wstęp. Bilety kupicie na miejscu.
Szczyt Telegraph Hill dostarczy widoków na zatokę San Francisco ze znanym więzieniem ulokowanym na wyspie
Schodzimy z wzgórza Telegraph Hill w kierunku Zatoki. Zdecydowanie lepiej schodzi się schodami w dół niż w trudzie i mozole wdrapuje pod górę. Bez dwóch zdań.
Czas na odwiedzanie Pier 33 i Pier 39. Leżą koło siebie więc spokojnie nie zrobicie setek kilometrów.
Z Pier 33 odpłyniecie na zwiedzanie Alcatraz. Pływają tam małe stateczki turystyczne. Będąc w tamtych okolicach na pewno zrozumiecie dlaczego wyspa, choć relatywnie blisko lądu była tak doskonałym więzieniem. Zimna woda i bardzo silne prądy – nic więcej nie trzeba aby zniechęcić więźniów do ucieczki.
Z Alcatraz podobno nie uciekł żaden więzień. Historia na podstawie której powstał film z Clintem Eastwoodem do dziś pozostaje niewyjaśnioną zagadką. Czy udało im się uciec?
Dla mnie jednak dużo ciekawszy jest Pier 39 znajdujący się na nabrzeżu w północno-wschodniej części San Francisco – zaraz obok Pier 33. Dlaczego? Bo jest tu spora kolonia sea lions (lwy morskie). To, że są hałaśliwe to mało powiedziane, że może nie najpiękniej pachną – oj, tam. Ale obserwacja ich „dramatów i potyczek, spychania się z platform, gramolenia na nie” jest jedyne w swoim rodzaju. Jakbyśmy oglądali stereotypową włoską rodzinę podczas awantury. Głośni ale uroczy. Można na nie patrzeć się godzinami. Przez rozrastającą się kolonię w marinie zobaczymy bardzo niewiele jachtów. Kto wie, może za parę lat będą tam wyłącznie platformy z lwami morskimi. Kto wie? Jednak z Pier 39 to nie tylko duża i głośna rodzina morsów. To również doskonały widok na Zatokę, Golden Gate, Alcatraz czy miejsce gdzie jest sporo sklepików z pamiątkami czy barów z jedzeniem. Pamiętajmy jednak, że jest to bardzo turystyczne miejsce ze wszystkimi konsekwencjami dla podniebienia i portfela.
Zwierzęcy teatr w wykonaniu lwów morskich. Nigdy nie wiadomo co się wydarzy i jaka sprzeczka wybuchnie między aktorami!
Ale, ale a o kultowym transporcie zapomniałaś? Nie, oczywiście nie! I mam dla was 2 o których warto wspomnieć. Pierwsza to oczywiście ikoniczny Cable Car. Został wprowadzony w 1873 roku i chodząc po mieście będziecie wdzięczni, że funkcjonuje do teraz. Działają 3 linie:
Tramwaje znane jako Cable Car, poruszające się po stromych uliczkach należą do jednych z najbardziej rozpoznawalnych wizytówek transportu szynowego na świecie
Bilety w cenie 8$ kupicie u biletera. Spokojnie. Jak wsiądziecie podejdzie do was. Można płacić wyłącznie gotówką. Jeśli chcecie wysiąść na jakimś przystanku. Wsiadając do kolejnego Cable Car musicie uiścić kolejną opłatę 8$. Koniecznie skorzystajcie z tej atrakcji. Widoki – jedyne w swoim rodzaju.
A drugi transport? Może zachwycić geeków i fanów nowych technologii. To autonomiczne taksówki Waymo. Tak. Autonomiczne. Kierowcy brak. Zobaczycie ich mnóstwo. Białe Jaguary z bardzo charakterystycznymi urządzeniami na dachu. Natychmiast je zauważycie. Jednak jak je zatrzymać skoro machanie ręką nic nie daje? Trzeba zainstalować aplikację. Jednak to nie wszystko. Trzeba również obejrzeć filmy instruktarzowe. Warto więc zaplanować taką przejażdżkę nieco wcześniej.
Dzielnica Financial District jest jedną z ikon San Francisco
Chcecie nieco nowoczesności? Zapraszam na Union Square – główne centrum handlowe i kulturalne miasta z licznymi ekskluzywnymi sklepami, galeriami czy restauracjami. Jeśli jednak nie ciągnie was do sklepów zachęcam do odwiedzenia pięknego i bardzo rozległego Golden Gate Park. Park jest naprawdę ogromny – ma ponad 400ha. A jakie są w nim atrakcje?
Czy to wszystko? Oj, nie. Ostatnią atrakcję zostawiłam na koniec. To rejs żaglówką po Zatoce San Francisco. Wyjątkowy dzień na wodzie. Co prawda o kąpieli możecie zapomnieć, to nie Karaiby ale widoki, przyroda (lwy morskie, delfiny, ptaki), oglądanie miasta i jego mostów z innej perspektywy to naprawdę wspaniałe przeżycie. I do tego cały dzień na wodzie.
Zatokę warto podziwiać także z pokładu żaglówki, jachtu, motorówki... po prostu z wody
Pamiętajcie, nie musicie rezerwować noclegów w San Francisco. Możecie na przykład sprawdzić miejsca noclegowe czy kempingi na Alamedzie (Alameda Island) i codziennie pływać promem do San Francisco. To też jest atrakcja. Koszt biletu w 2 strony wynosi 9,20$ z podatkami. Dodatkowo skutecznie omijacie korki i potencjalne opłaty mostowe. Tak, mosty w San Francisco są płatne. Każdy samochód ma przy szybie urządzenie, które nalicza opłatę a ta ściągana jest z podpiętej do niej karty.
Jeśli planujecie rozpocząć podróż po Kalifornii w San Francisco podrzucam kilka działających w tym rejonie wypożyczalni kamperów i przyczep.
W San Francisco możecie spędzić czas tak jak lubicie i chcecie. I chodząc po sklepach, i po muzeach/galeriach, podziwiając małe 2 piętrowe bardzo zadbane domki, podziwiać przyrodę. Każdy znajdzie tu miejsce i przestrzeń dla siebie. Ogranicza nas tylko czas jak chcecie w tym mieście spędzić.
A my się z Karoliną – moją przyjaciółką i przewodniczką pakujemy. Czas w drogę w kierunku Tahoe Lake (Jezioro Tahoe).
Tekst i zdjęcia: Justyna Wojtaszczyk