Chociaż o podróży do USA marzy wielu, to nie każdy może sobie na nią pozwolić. Często przeszkody to odległość, nieznajomość języka, brak czasu, ograniczony budżet, a nawet strach przed lataniem lub choroba morska. Jeśli jednak uda wam się pokonać wszystkie przeciwności losu i dopiąć swego, to wyprawy po Zachodnim Wybrzeżu na pewno nie będziecie żałować. Podpowiadamy, jak to się robi za Oceanem.
O tym, że po Stanach Zjednoczonych będziemy podróżować kamperem, zdecydowaliśmy jeszcze przed wylotem z Polski. Może to droższe rozwiązanie niż wypożyczenie samochodu osobowego i noclegi w motelach, ale dom na kołach jest wygodniejszy i daje poczucie niezależności, a to bardzo ważne, szczególnie na dalekiej obczyźnie.
Na kampera trzeba poczekać
24 godziny – tyle minimalnie trzeba przebywać w Stanach Zjednoczonych, by móc wypożyczyć kampera. Później jest już z górki, bo wszystkie formalności trwają w biurze około 30 minut. Wystarczy przedstawić voucher, który będąc jeszcze w Polsce, otrzymaliśmy na maila po opłaceniu wynajmu. Następnie kartą kredytową wpłacamy 500 dol. kaucji za wóz i idziemy na parking. Wybraliśmy model odpowiedni dla 2 dorosłych osób i dziecka. Nasz kamper mierzył 6,1 m długości, 3 m szerokości i 3,7 m wysokości. Pracownik wypożyczalni udziela nam kilku wskazówek: jak działa generator, jak tankować wodę, w jakiej kolejności opróżniać nieczystości – najpierw WC, a później szara woda, by oczyścić rurę. Na końcu zostajemy poinformowani, jak przygotować kampera przed zwrotem do wypożyczalni. Wygląda to niemal tak samo jak w przypadku wypożyczania samochodu osobowego. Pojazd musi być opróżniony z nieczystości, a butla z gazem pełna. Warto zobaczyć film instruktażowy jeszcze przed wylotem z Polski, bo w przeciwnym razie będziemy musieli obejrzeć go na miejscu, a więc stracimy cenny czas przeznaczony na zwiedzanie i cieszenie się Ameryką. Wynajmując kampera, możemy wypożyczyć również m.in. garnki, talerze, patelnie, pościel oraz składany stolik i krzesełka. Zbiornik paliwa mieści 40 galonów. Jeden galon kosztuje 4,2 dol.
Ahoj przygodo
Po nocy spędzonej na obrzeżach miasta ruszamy w stronę parków narodowych. W Parku Narodowym Doliny Śmierci za 80 dol. kupujemy kartę America the Beautiful, dzięki której można wjechać do większości parków przez rok od daty zakupu. Udało się nam przejechać trasą Artist’s Palette, którą po remoncie mogą jeździć kampery nie dłuższe niż 25 ft długości. Zwiedzamy Badawater Basin, Great Sand Dunes i Zabriskie Point, skąd podziwialiśmy piękny zachód słońca.
Viva Las Vegas
W światowej stolicy hazardu meldujemy się na kempingu. Warunki są komfortowe. Duże parcele, każda z możliwością podłączenia do prądu, wody i ścieków. Znajdowaliśmy się w odległości 5 km od głównej ulicy Las Vegas. Zwiedzanie rozpoczęliśmy od downtown i hotelu Stratosphere, z którego podziwialiśmy panoramę miasta. Pyszny amerykański obiad za jedyne 9 dol. zjedliśmy w jednej z restauracji. Na koniec dnia wzięliśmy udział w słynnym pokazie fontann przed hotelem Bellagio.
Zapora na Colorado i zamknięty kemping
Następnego dnia po wizycie w hotelu Mandalay, gdzie atrakcją są rekiny i płaszczki, pojechaliśmy w kierunku Hoover Dam. To oddalona od Las Vegas o około 40 mil, zapierająca dech w piersiach zapora na rzece Colorado. Dzień zakończyliśmy wraz z zachodem słońca około godziny 18 w miejscowości Boulder City. Tam spędziliśmy noc na dziko, bo od 1 listopada w tym miejscu kampingi są nieczynne.
W szczerym polu
Odwiedziliśmy też Park Stanowy Valley of Fire, gdzie za wjazd samochodem z pasażerami życzą sobie 10 dol., ale naprawdę warto, bo widoki są niesamowite. Tak się zapatrzyliśmy, że tego dnia nie zdążyliśmy dojechać do Narodowego Parku Zion. Spaliśmy około 20 km od obranego celu, w szczerym polu, wśród innych kamperów. Niestety dojazd do tych miejsc jest utrudniony z racji fatalnych dróg.
Z drogi, bo kamper jedzie
Rankiem po śniadaniu wybraliśmy się do Zion, a później obraliśmy kurs na Canyon Bruce. Mocno się zdziwiliśmy, bo musieliśmy zapłacić za przejazd tunelem, który specjalnie jest zamykany z jednej strony, tak aby kamper mógł przejechać środkiem drogi. Dzień skończyliśmy 40 km od Canyon Bruce na małym kempingu prowadzonym przez małżeństwo. Uprzedzili nas, że noc będzie bardzo zimna. W obawie przed przymrozkami opróżniliśmy zbiorniki z wodą.
Artykuł pochodzi z numeru 5 (96) 2020 r. magazynu „Polski Caravaning”.
Chcesz być na bieżąco? Zamów prenumeratę – teraz jeszcze taniej i szybciej.