artykuły

podrozePODRÓŻE
ReklamaBilbord Ubezpieczenia

Deszczowa historia

Czas czytania 6 minut
Deszczowa historia

Na północy Walii, w krainie zwanej Snowdonią, znajdują się największe i najpiękniejsze zamki walijskie. Jest ich grubo ponad 500 w całej Walii, a wraz z ruinami doszczętnymi, takimi, co to niewiele z nich zostało – to ponoć nawet około 800.

Zauroczyły nas swoim bajkowym wyglądem, malowniczym położeniem i historią. Dotarliśmy do jednego z nich, Pernhyn Castle, leżącego blisko granicy z Anglią, zaledwie kilkadziesiąt km od Liverpoolu. Zamek leży koło Llandegai.

Lało...
... tego dnia jak z cebra. Było popołudnie i wkrótce zamek miał być zamknięty. Stanęliśmy przed kamienną romańską bramą do zamkowych ogrodów, w deszczu sprawiającą dziwnie ponure wrażenie. Obsługa już się zwijała i o wejściu do zamku nie było mowy. Wciąż jednak brama stała otworem.
- Wiesz Halszko, chciałbym chociaż z zewnątrz pstryknąć troszkę zdjęć. Może zdążę? Obsługa odeszła do zamku, bramy nie zamknęli, więc popstrykam troszkę i niebawem wrócę. Na wszelki wypadek obserwuj bramę. Gdyby chcieli zamykać, to poproś o chwilę zwłoki i zadzwoń do mnie, a zaraz wrócę. Jako rzekłem, tak i uczyniłem. Z parasolem i aparatem wszedłem na teren ogrodów. Deszcz lał. Zamiast skierować się od razu w stronę zamku, poszedłem prosto, zainteresowany zwykłą drewnianą bramką z drutami kolczastymi. Jakoś nie pasowała do tego surowego średniowiecza. Za bramką była rozległa łąka, a za nią widoczny zamek, do którego zdążałem.

ReklamaDeszczowa historia 1
- Diabli nadali! Ależ do niego kawał drogi. Tym bardziej, że droga doń wiodąca omija tę łąkę, prowadzi przez park.
Widok zamku jednak podniecił moją wyobraźnię. Wiedziałem, że nie odpuszczę.
Deszczowa historia 2

Okna tego zamku, dwudzielne z kolumienkami i okrągłe łuki świadczyłyby o jego wczesnośredniowiecznym pochodzeniu, ale to styl neonormański.

Na łące...
... pasło się bydło. Bydło jak bydło, nawet nie zwróciłbym na nie uwagi, gdyby nie ta góra mięsa, która wbiła we mnie wzrok.
- Jezus Maria! Nigdy w życiu nie widziałem czegoś podobnego! Żubr przy nim to niewinne cielę.
- Całe szczęście, że nie muszę mieć z tobą do czynienia - pomyślałem. Umarłbym ze strachu.
Zrobiłem mu zdjęcia. Patrzyła bestia prosto w oczy, jakby chciała mnie zapamiętać. Rozstałem się z nim bez żalu i podreptałem do zamku. Nie było blisko, ale nie żałowałem. Ten zamek różnił się od innych walijskich, bardziej przypominał zamki angielskie z czasów Henryka II, bardziej kanciasty i ponury. Może to ten cholerny deszcz wpływał na mój nastrój, ale takim go widziałem. Jednak spodobał mi się. Usytuowany na wzniesieniu, rozległy, z wyniosłymi wieżycami, taki trochę bajkowy, chociaż z bajki raczej smutnej. Później poczytałem o jego historii i uśmiałem się serdecznie. Otóż, jest to... neonormańska budowa z XIX w. W romantyzmie wrócono do stylów historycznych, to wtedy właśnie powstał neogotyk. Temu zamczysku można wybaczyć młody wiek, bo jest naprawdę piękny i znajduje się w nim bardzo bogata kolekcja dzieł sztuki.

ReklamaŚT2 - biholiday 06.03-31.05 Sebastian
Minął mnie...

... jakiś samochód. Wyjechał z dziedzińca zamkowego w kierunku bramy głównej. Kierowca nie zwrócił na mnie uwagi. Dobra nasza! - myślałem. Mam fajne zdjęcia, mogę wracać. W drodze powrotnej podziwiałem wysokie mury, którymi otoczone były ogrody. Wszystko ociekało wodą, było omszałe, przypominało scenografię do filmów grozy. Nie wiem, czy umiecie sobie wyobrazić co czułem i jaką musiałem mieć minę, gdy stanąłem przed bramą. ZAMKNIĘTĄ BRAMĄ! Moja żona i kamper na zewnątrz, ja w środku, mury wysokie na pięć metrów, ani żywego ducha, więzienie po prostu. Prawie rozpacz. W myślach skląłem kierowcę tego samochodu, bo przecież to on bramę zamknął. Dlaczego mnie ominął? To, że on mnie potraktował jak element parku można jakoś wytłumaczyć, dlaczego jednak Halszka nie alarmowała?
- Pilnowałam bramy, ale na chwileczkę musiałam wejść do łazienki, a gdy wyszłam - brama była zamknięta!
O rany! Muszę pomyśleć. Mury nie do pokonania, na domiar złego wszystko mokre i śliskie. Może udałoby się wleźć na jakieś drzewo zwieszające gałęzie nad murem i tak sprytnie znaleźć się na górze. Potem jednak trzeba spuścić swoje zwłoki na dół. Z tej wysokości nie mam szans dokonać tego bez kontuzji. No, ostatecznie mogę powiązać prześcieradła i zachować się jak uciekinier z więzienia. Przez pręty bramy podałem Halszce aparat i parasol, prześcieradeł jednak nie wziąłem. Ruszyłem na rekonesans w kierunku łąki. Owa drewniana bramka i kolczaste druty były jedynym słabym punktem w tej twierdzy i jedyną moją nadzieją.
Deszczowa historia 4

Patrzył prosto w oczy. Teraz jeszcze mogłem go sfotografować.

Możecie wierzyć...
... albo i nie, ale bydlę stało i patrzyło na mnie z nadzieją, że przelezę przez te cholerne druty i zwierz będzie miał rozrywkę. To było widać w jego ślepiach...
Czekałem aż się odwróci. Długo czekałem. Nie odwracał się. Schowałem się za krzewy i stamtąd obserwowałem jego zachowanie. Może odejdzie dalej i zdążę pobiec po łące w lewo, wzdłuż kolczastego ogrodzenia, z nadzieją, że zdążę przed nim umknąć? Wyobraźcie sobie, że dobrze wykoncypowałem. Znudził się wreszcie i powoli oddalił się nieco. Nadal czekałem, teraz miałem nadzieję, że odwróci się tyłem. To zwiększy moje szanse na przeżycie. Gdy się wreszcie odwrócił, dokonałem czynów, których nigdy nie spodziewałbym się po sobie. Najpierw przelazłem przez druty kolczaste. Prawie bez szkód. Potem wpadłem w błoto po kostki. Następnie gnałem jak oszalały po rozmiękłej łące wzdłuż kolczastych ogrodzeń z nadzieją, że to bydlę mnie nie zauważy.

ZAUWAŻYŁ!!!
Ruszył w moją stronę. Przypomniał mi się dowcip o wędrowcu uciekającym przed lwem, którego uratowało tylko to, że lew się poślizgnął, a na czym – to możecie się domyśleć. Sam byłem bliski takiego wstydu, ale gnałem co koń wyskoczy. Rany boskie, on blisko a tu znowu druty! Tym razem prawie fruwałem nad nimi, już niezupełnie bez strat. Serce waliło jak młot, ale rozpierała mnie duma i odczuwałem coś w rodzaju euforii, jak po mocnej kawie.
Deszczowa historia 5

To jest brama do ogrodu zamkowego. Na zewnątrz widać kamperka.

Góra mięsa...
... ledwo wyhamowała przed ogrodzeniem, a ja patrzyłem mu w ślepia z dziką satysfakcją. Tak mi się wydawało, nie jestem tego jednak do końca pewny, bo nogi wciąż trzęsły się ze strachu i wprawdzie uwolniłem się od niebezpieczeństwa, ale byłem na rozległych łąkach poprzedzielanych ogrodzeniami, a wszystkie one kolczaste i wysokie. Przedzierałem się z determinacją młodzieńca gnającego do swej bogdanki. Znalazłem nareszcie wyjście. Prowadziło przez pastwisko dla owiec i kóz, wprost na podwórko farmy. Żebyście widzieli minę farmera, kiedy zobaczył przed sobą postrzępioną i ubłoconą postać pytającą o drogę do zamku. Nigdy tej miny nie zapomnę. O minę żony nie pytajcie. Jestem wdzięczny Najwyższemu, że dał mi tak łagodną i wyrozumiałą towarzyszkę życia.

Tekst i zdjęcia:
Tadeusz Sakowski


08.03.2011
Obserwuj nas na Google News Obserwuj nas na Google News