Nasi klienci bardzo często pytają, czy można uprawiać caravaning zimą. Właściwie większość z nich jest świadoma, że owszem – jest to jak najbardziej możliwe, problem dotyczy raczej tego, dokąd jechać na narty i czy nie zamarzną w kamperze, gdy temperatura na zewnątrz spadnie poniżej zera.
Na to ostatnie pytanie odpowiadam od razu: nie zamarzną, bez obawy! Nawet przy mocno ujemnych temperaturach, rzędu -10 do -15°C (wielokrotnie przebywałam w takich warunkach), jeśli ogrzewanie jest sprawne, w kamperze jest ciepło i komfortowo. Oczywiście zależy to od preferencji. Komuś wystarczy „tylko” 20°C, a ktoś inny potrzebuje 25°C. W zimowych warunkach sprawdzają się zwłaszcza auta z podwójną podłogą, która zapewnia dodatkową izolację i ocieplenie, ale i w „zwykłych” kamperach, jakich miałam okazję używać, jest dostatecznie ciepło. Tyle tytułem wstępu...
Skoro już wiemy, że nie grozi nam zamarznięcie, przejdźmy do kolejnego punktu, a mianowicie: dokąd? Moje pierwsze zimowe, weekendowe wypady, jeszcze w pierwszej dekadzie XXI wieku, ograniczały się do wyjazdu na kemping „Pod Krokwią” w Zakopanem – jedyny wówczas całoroczny w górach, który wprawdzie był czynny, ale jego przygotowanie, tj. odśnieżenie, sanitariaty, dostęp do wody czy zaplecze gastronomiczne, pozostawiały sporo do życzenia. Przeżyliśmy tam prawdziwie mroźny poranek, kiedy to obudziliśmy się, szczękając zębami, bo skończyła się ostatnia butla z gazem, a najbliższa stacja benzynowa była nieczynna. To przestroga – przed wyjazdem, szczególnie zimowym, warto zadbać o napełnioną propanem butlę, a drugą mieć w zapasie (typowe butle propan-butanowe stają się bezużyteczne podczas mrozów, bo mniej lotny butan w tej mieszance uniemożliwia wydostawanie się z butli do instalacji gazowej).
Kolejne zimowe wojaże – już w Alpy – uskuteczniałam niemal rokrocznie, odwiedzając większość znanych narciarskich miejscowości, począwszy od tych w Szwajcarii, przez Włochy i Francję, aż po Austrię. Dziś mogę powiedzieć, że absolutnym numerem jeden jest kemping w Sesto (Sexten) we Włoszech, tuż za granicą austriacką – Dolomiti di Sesto. Sam kemping zajmuje dość dużą powierzchnię, ale jest tak racjonalnie rozplanowany, że sprawia kameralne wrażenie. Na jego terenie znajdują się restauracja, karczma, sklep, kompleks basenowy, spa, sauny oraz – oczywiście – sanitariaty. A wszystko na najwyższym poziomie. Co więcej – nieopodal przebiega jedna z tras narciarskich należących do nowoczesnego ośrodka 3 Zinnen, zatem narty zakładamy obok kampera i do niego też na nartach dojeżdżamy.Opisywane miejsce zimą tętni życiem, a takiego nagromadzenia luksusowych kamperów dawno nie widziałam... Spędziłam tam sześć dni, korzystając z przyległego kamperparku, umożliwiającego również korzystanie z sanitariatów. Miejsce jest może nieco mniej komfortowe niż wydzielone bezpośrednio na kempingu, ale znacznie korzystniejsze cenowo (ok. 10 euro za pojazd i czteroosobową rodzinę), choć korzystanie z basenu, sauny itd. jest wówczas dodatkowo płatne.
Oczywiście na podróż kamperem decydujemy się, licząc, że nie będziemy musieli spędzać każdej nocy na kempingu i uda nam się zaoszczędzić, nocując od czasu do czasu w nieodpłatnym, ale bezpiecznym miejscu. A o takie w zimowych Alpach nietrudno. Obok każdego ośrodka narciarskiego (np. Kronplatz) znajdują się duże parkingi, na których spokojnie można spędzić noc wśród dziesiątków innych podobnych pojazdów. Właśnie w takich miejscach wyraźnie widać, jaką popularność zdobywa w Europie zimowy caravaning.
Ciekawe, choć nietypowe miejsce, do którego również zawitałam zimą kamperem, aby pojeździć na nartach, to Toskania. Przyjechałam tam w marcu, kiedy u podnóża gór panuje wiosenna już aura, a w wyższych rejonach – wciąż znakomite, narciarskie warunki. Mowa o dwóch popularnych ośrodkach. Pierwszy z nich zlokalizowano wokół najwyższego szczytu Apeninów Toskańskich – Monte Cimone, na terenie dawnej bazy wojskowej NATO, na wysokości 2165 m n.p.m. Trasy narciarskie są tam zróżnicowane, dobrze przygotowane, a nasłonecznione jeszcze lepiej niż w Dolomitach! Oczywiście na dowolnym parkingu, przy kilku dolnych stacjach wyciągów, można bez żadnych problemów zostać na noc. Podobnie zresztą jak w kolejnym ośrodku, równie pięknym, lecz nieco mniejszym – Abetone. Dlatego też nie zatrzymywałam się tam na kempingach, zresztą nawet ich nie szukałam, idąc za przykładem tubylców.W drodze powrotnej z Toskanii zahaczyliśmy o słynne Trzy Doliny we Francji. Nie muszę chyba dodawać, że na nocleg ponownie wybraliśmy parking przy wyciągu.
W ubiegłym roku zaliczyłam natomiast prawdziwy skimaraton, małym półzintegorwanym Dethleffsem Globebus T2, przemieszczając się przez całe niemal Dolomity: od Sella Ronda aż do Isola 2000, francuskiego kurortu narciarskiego w południowych Alpach, oddalonego zaledwie 60 km od Lazurowego Wybrzeża. W trakcie tych peregrynacji tylko raz zanocowałam na kempingu – tym razem w Colfosco (charakterystyczne miejsce na trasie Sella, gdzie krzesełka przejeżdżają niemal nad kamperami). Poza tym korzystałam z kamperparków i parkingów przy stacjach narciarskich.
Jak widać, zimowy caravaning w założeniu niewiele różni się od letniego... Daje przede wszystkim możliwość poznania w krótkim czasie wielu ośrodków narciarskich, a także ich szybkiego wyboru, czasem ad hoc – w razie nagłego załamania pogody w jednym miejscu natychmiast przemieszczamy się kilkadziesiąt kilometrów dalej, gdzie aura jest bardziej sprzyjająca.
Nie lekceważyłabym również argumentu finansowego przemawiającego za caravaningiem o tej porze roku – przecież wyjazd do hotelu lub apartamentu jest zdecydowanie droższy! Zwłaszcza mam tu na myśli kurorty typu Davos. W przypadku kampera płacimy zazwyczaj tylko za karnety i posiłki (i to niekoniecznie, bo przecież możemy je przygotowywać w naszym „domku na kołach”), zaś noclegi często nic nie kosztują. Wieczór spędzony w ciepłym kamperze, z dobrą książką i lampką wina nie ma sobie równych!
tekst i zdjęcia Aleksandra Wadowska
Artykuł pochodzi z numeru 1(80) 2018 Polskiego Caravaningu