W każdej dziedzinie życia na etapie dokonywania wyborów pojawiają się różne opcje. Z nieznanego powodu opcje te często są przeciwstawne, co więcej – usiłują się nie wiadomo po co i dlaczego zwalczać. Jest w naturze ludzkiej tendencja do udowadniania wszem i wobec, że moja racja jest mojsza niż twojsza, co uwiecznił w kultowym już dziś cytacie Marek Koterski.
Ten trend, podobnie jak walka postu z karnawałem, w caravaningu bardzo często objawia się w rozmowach między zwolennikami biwakowania na dziko a tymi preferującymi bezpieczeństwo i usługi oferowane przez kempingi. Kto jeździ, ten wie, że jedno i drugie rozwiązanie ma swoje wady i zalety – bo z jednej strony łazieneczki, prąd i plac zabaw dla potomstwa, z drugiej śpiew ptaszków, szmer strumyka i swojskie zapachy niesione wiatrem, miast grilla kopcącego z parceli sąsiada, ustawionego 3 m od naszego hamaka. Jak żyć?
Na szczęście zawsze znajdzie się jakiś Salomon, który znajdzie kompromis, często bywa, że rozwiązanie okazuje się proste i logiczne. W naszym hobby opcją pośrednią między niepożądaną, tudzież nadmierną socjalizacją na kempingach a spartańskimi warunkami na łonie przyrody może okazać się agrocaravaning. Jego starszej siostry, agroturystyki, nikomu przedstawiać nie trzeba – ta forma akomodacji przyjęła się w naszym kraju całkiem nieźle, jest świetną alternatywą dla kosztownych hoteli i ośrodków. Nie oferuje może luksusów, klimatyzacji i basenów ze spa, za to umożliwia zasmakowanie prostego życia blisko natury, dostarcza kontaktu ze zwierzętami oraz lokalną, swojską kuchnią.
Agroturystyka w starej szkole
Co odkrywczego jest w agrocaravaningu? Przede wszystkim to, że nie trzeba się zaszywać w puszczy, by zaznać świętego spokoju i uniknąć tłumów. Biwakowanie na dzikusa jest bowiem na dłuższą metę dość wymagające. Aby skryć się na łonie natury na więcej niż tydzień, nasze pojazdy muszą być niezależne energetycznie, my zaś powinniśmy zaznajomić się z ekologicznymi rozwiązaniami dotyczącymi podstawowych potrzeb higienicznych. Do tego musimy mieć świadomość, że wbrew pozorom nie będziemy w tej dziczy sami, a towarzystwo dzikich zwierząt oznacza także różne niebezpieczeństwa z nimi związane. Czasem lepiej popatrzeć na dziki zza siatki, niż spotkać się z nimi oko w oko, spacerując z saperką po ich terenie.
Decydując się na postój na terenie gospodarstwa agroturystycznego, mamy zapewnione podstawowe usługi w postaci prądu i wody, często też dostęp do sanitariatu. Jednocześnie zyskujemy gwarancję niskiej frekwencji, kontakty z innymi osobami zależą tylko od naszych upodobań. Często możemy wybrać miejsce w odosobnieniu i sami zdecydować o tym, w jakim stopniu chcemy brać udział w życiu gospodarstwa. Agroturystyki często dają unikatową okazję, by przyjrzeć się życiu na wsi, pracy na roli lub opiece nad zwierzętami. Nie grozi nam za to nadmiar innych gości. Takie miejsca z definicji mają dużo bardziej kameralny charakter, jest ich też znacznie więcej niż klasycznych kempingów. Trzeba również przyznać, że póki co ta forma caravaningu jeszcze się nie rozpowszechniła, więc na razie chętnych jest mniej.
Tak jak wiele innych mód, ten trend również ma się dobrze za granicą. Nie jest tajemnicą, że z infrastrukturą stoimy gorzej niż choćby nasi zachodni sąsiedzi, jednak zamiast narzekać, uczmy się od najlepszych. Nie bójmy się korzystać z gospodarstw na obczyźnie, bo zwykle ich oferta jest atrakcyjniejsza, a opłaty bardziej konkurencyjne niż na zwykłych kempingach czy nawet camperparkach, które są zazwyczaj trochę bogatszym wcieleniem zwykłego parkingu.
Okazuje się, że nawet bariera językowa nie jest straszna. Na jednym takim agrokempingu w Austrii moja wątpliwa znajomość niemieckiego poległa w starciu z lokalnym dialektem właściciela, jednak po konwersacji, od której bolały nas ręce, udało się zarówno odnaleźć we wsi bankomat, jak i zjeść pyszne schabowe, których tłuczenie niosło się po powierzchni stawu, gdzie staliśmy. Dla takich miejsc warto zjechać z drogi. Można zaznać lokalnego kolorytu, przyjrzeć się miejscowej architekturze i krajobrazom bliżej niż z perspektywy autostrady. Spotkania z ludźmi i kulturą są bardzo wzbogacające, bez względu na znajomość języków lub jej brak.
Kampery nad stawem – tłoku nie ma
Inżynier Mamoń z Rejsu orientację w terenie miał. A skąd my mamy wiedzieć, dokąd się udać, by skorzystać z uroków turystyki wiejskiej? Tu cały na biało wkracza, jak zawsze, internet. Tym, którzy nie gardzą mediami społecznościowymi, można polecić grupę Agro-caravaning na najpopularniejszym portalu z literką F na przedzie. Aktualnie (maj 2024) zrzesza on ponad 7 tys. członków i poleca się tam uwadze wiele malowniczych, kameralnych lokalizacji, wartych uwagi. Turystom korzystającym z aplikacji do wyszukiwania miejscówek podpowiem tylko, że agroturystyki są zazwyczaj oznaczone ikonką traktorka i tak trzeba je wyszukiwać.
Można też spróbować zwykłej wyszukiwarki internetowej, a nawet prastarej metody zwanej „czubek języka za przewodnika”, jest bowiem wysoce możliwe, że właściciel gospodarstwa przyjmie nas w swe gościnne progi, nawet jeżeli jeszcze nie wpadł na to, by w taki sposób poszerzyć swą ofertę.
Ongiś zdarzyło mi się tułać po bezdrożach Toskanii, gdzie odbiwszy się od przepełnionych kamperplaców i kempingów bez szansy na nocleg, po zachodzie słońca znaleźliśmy zamkniętą już na głucho agroturystykę, jednak właściciel, którego numer telefonu widniał na szyldzie, udzielił nam schronienia i gościny, choć go tam nie było. Warto rozmawiać!
Agrocaravaning dobrze rokuje na przyszłość. Wydaje się być doskonałą alternatywą zarówno dla zatłoczonych, popularnych miejsc, jak i dla spartańskich warunków, w jakich bytujemy na łonie natury. Może być też dobrym wstępem dla tych, którzy dążą do biwakowania tylko na dziko, ale jeszcze nie są na to gotowi. Elementarna infrastruktura pozwoli zyskać poczucie bezpieczeństwa i pewność, że światło w lodówce się nie skończy, zaś bliskość natury i brak towarzystwa – poczuć się niemal jak na odludziu.
Dodatkowo przebywanie na terenie gospodarstwa wiejskiego daje nam unikatową możliwość spróbowania swoich sił w pracach na roli, zbiorach owoców czy w oporządzaniu zwierząt. Życie na wsi charakteryzuje się szczególnym rytmem dobowym narzuconym przez naturę, niemożliwym do poznania nigdzie indziej. Na wsi mamy także łatwiejszy dostęp do zdrowych, naturalnych, nieprzetworzonych i świeżych produktów spożywczych. Spędzenie kilku dni daje możliwość zagłębienia się w lokalne niuanse i kulturę.
Zalety przebywania w tego typu miejscu można wymieniać jeszcze długo, warto się nad nimi pochylić i spróbować tego wariantu w caravaningu. Trend ten może przynieść wiele korzyści obu stronom – zarówno właścicielom gospodarstw, jak i podróżnym szukającym alternatywnych form wypoczynku. Pozostaje więc mieć nadzieję, że szybko nabierze rozpędu, a mapa miejsc oferujących gościnę kamperom i przyczepom rozkwitnie kolorami nowych pinezek w nieodkrytych dotąd zakątkach naszego kraju.
Manuela Warzybok
Artykuł pochodzi z numeru 3 (117) 2024 r. magazynu „Polski Caravaning”.
Chcesz być na bieżąco? Zamów prenumeratę – teraz jeszcze taniej i szybciej.